Rozdział XXI

*Na własną rękę*

Zelgadis nie mógł uwierzyć w to, co usłyszał. Kapłani? Pokręcił głową w odpowiedzi i poczuł jak na jego twarz wypełza uśmiech. Był to jednak skutek zdenerwowania, nie radości. Nagle ktoś, kogo uznali za sprzymierzeńca, okazał się zupełnie obcy. Zresztą, czego się spodziewał? Spróbował się poruszyć, ale od razu tego pożałował. Poczuł nagły, trudny do zniesienia ból w całym ciele i przez chwilę miał wrażenie, że boli go więcej części ciała, niż w ogóle ich posiadał. Zastygając na chwilę w bezruchu, aby okiełznać szalejące doznania, w końcu ostrożnie podniósł się z kolan Amelii i nie spuszczając oczu z Mayi, sięgnął po swój miecz. Miał wrażenie, że broń waży więcej niż wcześniej…

– Kapłani? Co mamy przez to rozumieć? – wykrztusił z irytacją i z trudem skierował ostrze w ich stronę.

– Hej, hej spokojnie! – odpowiedział Tamaki rozkładając ręce w geście bezbronności.

– Ty każesz nam zachować spokój?! – krzyknęła Amelia stając za plecami Zelgadisa. – Kim wy w ogóle jesteście? Jacy kapłani? O co w tym wszystkim chodzi?! Cały ten czas mnie oszukiwaliście!

– Amelia… – zaczął nieśmiało Kirei.

– Milcz! – zawyła dziewczyna, a jej oczy zaszkliły się od tłumionych łez złości.

– Racja – dołączyła się Lina, popierając swoją towarzyszkę. – Dla waszego dobra, lepiej już przygotujcie sobie sensowne wytłumaczenie waszych kłamstw. Nie chcieliście nas zabrać do żadnej czarownicy, prawda?

– Ech… – zaczął Tamaki drapiąc się z zażenowaniem po swojej rudej czuprynie. – Właściwie to… nie… Znaczy z początku mieliśmy taki zamiar, ale później Maya wpadła na pomysł, no i… Tego… – nie mógł dokończyć, zawstydzony odwrócił wzrok.

– Nie wiem jak wy, ale ja mam dość kapłanów jak na jakiś czas – skwitowała Lina i z pomocą Gourry’ego podniosła się z ziemi. – Chodźcie, sami sobie poradzimy.

– Czekajcie! – wrzasnął Tamaki. – To wcale nie znaczy, że takiej czarownicy nie ma!

– Chyba sobie żartujesz? – zapytała ironicznie Amelia. – I jak ty w ogóle możesz myśleć, że wam zaufamy, że ja wam zaufam, po czymś takim? – głos jej zadrżał z wściekłości.

– Ale… – spróbował znowu Tamaki.

– Nie ma żadnego „ale”! – wrzasnęła czarnowłosa. – Ufałam ci… – spojrzała na byłego przyjaciela z pogardą w oczach. Amelia zdecydowała, że nigdy im nie wybaczy.

– Przestań, to nie jego wina, nie mieliśmy wyboru – wtrąciła cicho Maya, odwracając uwagę Amelii od Tamaki’ego i Kireia.

– Jak to nie mieliście wyboru? Niby kto wam kazał wszystkich okłamywać? – zakpiła złośliwie czarnowłosa.

Amelia wcale nie zamierzała słuchać dalszych wyjaśnień. Nawet więcej – nic ją to nie obchodziło. Czuła narastający gniew, a na dodatek nadal wszystko było takie niejasne. Nie mogąc dłużej znieść widoku byłych przyjaciół, szybko ruszyła w stronę wyjścia razem z Zelgadisem, Liną i Gourry’m. Poradzą sobie sami. Sami obmyślą nowy plan działania i jakoś wydostaną się z tego koszmarnego miejsca. Najważniejsze, że mogli działać razem. Kiedy znaleźli się już przy wyjściu usłyszała za sobą głos Reia.

– Amelio… – spróbował cicho chłopak. – Pozwól mi wyjaśnić!

– Wcale nie zamierzam cię słuchać, kłamca z ciebie i tyle! – odkrzyknęła z wściekłością Amelia. – Nie wiem, po co wciągnąłeś mnie w tę całą podróż, skoro nawet nie szliśmy do żadnej czarownicy. Myślałam, że cię znam, ale chyba popełniłam błąd – rzuciła na niego krótkie spojrzenie i błyskawicznie odeszła w stronę wyjścia.

Zel widział, że Kirei próbował coś jeszcze powiedzieć, ale Maya szybko uciszyła go gestem dłoni. Dopiero wtedy zrozumiał, że tak naprawdę to ona była ich przywódcą i miała ostatnie zdanie. W każdym razie teraz było to już nieważne, ich wyjaśnienia i tak by nic nie zmieniły. Nie musieli słuchać więcej kłamstw i polegać na oszustach, pomyślał gorzko i z tym nastawieniem podążył za swoimi przyjaciółmi, a nie było to łatwe, ponieważ czuł się koszmarnie. Wciąż był słaby przez zaklęcie, którego użył by uratować życie Liny. Kiedy z trudem wychodził ze zniszczonego budynku miał wrażenie, że z każdym krokiem zatapia się coraz bardziej w nieznanej, mrocznej głębinie, aż w końcu wątłe światło z ich wcześniejszego ogniska całkowicie zniknęło. Zupełnie jakby w odpowiedzi na jego myśli w panującej ciemności odezwał się głos Gourry’ego.

– Ciemno… Lina, nie myślisz, że powinniśmy jednak tam wrócić? – zapytał z wahaniem blondyn.

Mimo iż Zelgadis nie widział twarzy Liny, to wręcz poczuł jej uśmiech.

– Co Gourry, boisz się? – zapytała prowokująco czarodziejka. – Co nas może spotkać gorszego niż siedzenie w jednym budynku z zakłamanymi szujami? Lighting… – mruknęła w czasie odpowiedzi i kontynuowała dalej. – Jeszcze by nas zabili albo co? W sumie, to nawet nie wiadomo czy nie planowali, w końcu z takimi typkami to nigdy nic… – nagle urwała i spojrzała na Amelię.

Zelgadis podążył tym tropem. Przez chwilę spodziewał się zobaczyć ból, rozczarowanie, łzy, ale gdy światło zaklęcia padło na twarz Amelii, ta okazała się być całkowicie pozbawiona wyrazu. Chłopak sam nie był pewien, która z tych reakcji byłaby lepsza? Wpatrywał się w twarz przyjaciółki przez długą chwilę. Oczy Amelii były nieobecne, a spojrzenie przerażająco puste. Kiedy zorientowała się, że pozostali ją obserwują, szybko spuściła wzrok i poleciła:

– Idziemy – jej głos pozostał neutralny, wyprany z emocji. Ton nie był sarkastyczny. Nie był też gorzki, czego Zelgadis oczekiwał. Był pusty. Pusty jak głęboka, czarna dziura…

To uczucie „głębokiej dziury” stłumiło jego wcześniejszy gniew i irytacje związane z oszustwem jakiego właśnie doświadczyli. Zupełnie zapomniał jak przed chwilą ich okłamano. Zamiast tego pojawiły się dziwne, ambiwalentne emocje. Odrobina zmartwienia zmieszana z innymi uczuciami, których nie był do końca pewien. Ale strapienie stawało się coraz wyraźniejsze. Podszedł do Amelii, chociaż z powodu ogólnego osłabienia i utraty energii wiązało się to z zawrotami głowy i nudnościami. Mimo to chciał spojrzeć w jej oczy.

– Amelio, w czym problem? – zapytał poważnie i położył dłoń na jej ramieniu.

– Wszystko to nie ma znaczenia – powiedziała dziewczyna tak cicho, że ledwo ją było słychać.

– Wszystko? Co masz na myśli mówiąc „wszystko”? – wtrąciła Lina i także podeszła do przyjaciółki.

– Życie. Moje życie… – odparła chłodno Amelia i strząsnęła rękę Zelgadisa ze swojego ramienia.

– Wiesz, że to nieprawda… – zaczął chłopak pocieszająco, nie zrażając się jej odtrąceniem.

– Wiem? – Amelia nagle zaczęła gorzko się śmiać. – Nie, Zel ja WIEM, że to prawda. Nie pamiętam niczego ze swojej przeszłości, poza jakimiś krótkimi przebłyskami w snach. Powiedziałeś mi, że mój ojciec niedawno zmarł, a nawet jego nie pamiętam! Wszystko, co miałam to byli właśnie ci ludzie, a teraz okazuje się, że cały ten czas mnie okłamywali! Więc powiedz mi Zel, jaki sens ma teraz moje życie? Co ja mam?

Zelgadis nie odpowiedział od razu, szukał w głowie słów na to, co zamierzał wyrazić. Najgorsze było, że nie potrafił znaleźć żadnych właściwych. Jęknął w duchu, przeklinając sam siebie, ale niespodziewanie rozbrzmiał pewny głos Gourry’ego.

– Masz przecież nas Amelio…

Dziewczyna spojrzała na niego zdziwiona. Z początku wciąż targało nią poprzednie rozżalenie i niechęć, jednak szczerość odpowiedzi blondyna najzwyczajniej w świecie je przebiła. Twarz Amelii rozpogodziła się, a na ustach pojawił się cień uśmiechu.

– Nie powinniśmy zbyt długo zostawać na dworze – odezwała się nagle Lina. – Lepiej znajdźmy jakieś miejsce na odpoczynek i obmyślmy nowy plan – oświetlając drogę zaklęciem, powoli ruszyła wzdłuż gruzowisk.

Zelgadis wziął głęboki oddech i postawił pewny krok, ruszając powoli za Liną. Czuł, że jego własne ciało mu ciąży. Stwierdził, że minie jeszcze parę godzin zanim odzyska dawną sprawność.

Szli powoli, praktycznie nie odzywając się do siebie, blade światło zaklęcia wydobywało z mroku wąską drogę i zniszczony krajobraz. Zelgadis mógłby przysiąc, że w mętnym powietrzu wyczuwalny był odór krwi. Ciszę raz po raz przerywały groźne podzwaniania łańcuchów, ich głuche jęki roznosiły się echem po całej okolicy. Zelgadis starał się pozostać czujny, używając zmysłów chimery obserwował wszystko wokół, jednak ból powoli i skutecznie rozchodził się po jego ciele, zagłuszając wszelkie próby koncentracji. Wszystko bolało… Kiedy uratował życie Linie, przekazał jej znaczną część swojej energii, której nie miał okazji jeszcze zregenerować. Nie wiedział jak długo jeszcze zdoła utrzymać takie tempo wędrówki. Lina najwyraźniej zauważyła jego zmęczenie, bo w końcu powiedziała:

– Musimy odpocząć, tu powinno być dobrze – wskazała na wejście do najbliższego budynku. Jego wschodnia część była całkowicie zawalona, a reszta cudem trzymała się w pionie, główne wejście pozostało jednak nietknięte. Z pewnością nie wyglądał „dobrze”, ale nie mieli nic lepszego. – Przydałoby się więcej światła… – mruknęła spoglądając na Zela.

– Na mnie nie licz, wstyd się przyznać, ale na obecną chwilę nawet tego zaklęcia nie rzucę – odpowiedział skrępowany. – Ale Amelia powinna dać sobie z tym radę, prawda? – spojrzał na czarnowłosą znacząco, w końcu sam ją tego nauczył kilka dni temu.

Po krótkim przypomnieniu z lekcji zaklęć, w dłoni dziewczyny zajaśniała niewielka kula światła. Zadowolona Lina i Gourry przytaknęli głowami z aprobatą, po czym wszyscy bez słowa wśliznęli się do budynku, tylko gruz zgrzytał pod ich stopami.

– Dość tu przestronnie… – stwierdził Gourry zatrzymując się w wejściu i rozglądając dookoła.

Znaleźli się w dużej sali, przypominającej bardziej salę balową niż pomieszczenie mieszkalne. Na wprost wejścia znajdowały się szerokie schody prowadzące na piętro, a na dole, po obu stronach, odbiegały korytarze prowadzące w różne części starej willi. Zalgadis sądził, że kiedyś musiał mieszkać tu ktoś bardzo bogaty i wysoko postawiony. Teraz jednak, z niegdyś pięknej posiadłości, pozostało zaledwie to, co mieli przed sobą. Odlatujący ze ścian tynk, kilometry pajęczyn i zgnilizna wyczuwalna w powietrzu.

– Powinniśmy sprawdzić budynek… – zauważyła Amelia ruszając w kierunku schodów.

– I znaleźć coś do jedzenia! – dodał Gourry. – Zostawiliśmy wszystkie zapasy…

– Jasne, więc zabierzmy się do roboty, proponuję ten korytarz! – zawołała Lina entuzjastycznie i szybkim krokiem ruszyła w stronę ciemnego przejścia po prawej stronie. Zelgadis już otworzył usta, aby zaprotestować, ale wtedy Lina stanęła jak wryta. Opuściła dłoń z zaklęciem i powoli, bardzo powoli zaczęła wycofywać się z korytarza. Z ciemności przed nią dobiegły dziwne pomruki. Zelgadis spojrzał w tamtym kierunku, ale niczego nie mógł zobaczyć, Gourry odruchowo schwycił za rękojeść swojego miecza i obserwował uważnie każdy ruch rudowłosej. Lina była już kilka kroków od złowrogiego przejścia, gdy jej stopa natrafiła na kawałki potłuczonego szkła, które głośno zazgrzytało pod naciskiem. Tymczasem pomruk w korytarzu nasilił się i zaczął przybliżać w stronę czarownicy…

– Wiej! – wrzasnęła Lina i nie czekając ani chwili dłużej rzuciła się do ucieczki w stronę przeciwległego korytarza po lewej stronie.

Dwa razy nie trzeba było tego powtarzać. Gourry natychmiast pobiegł za rudą, natomiast Zelgadis, mimo silnego bólu, pociągnął za sobą jeszcze Amelię. Już mieli wbiec we wschodni korytarz za Liną i Gourry’m, gdy niespodziewanie strop nad ich głowami zaczął się walić. Z sufitu poleciał tynk, a zaraz za nim runął cały strop. Przez walące się kawałki gruzów, nie mogli przebiec. Ze strachem spojrzał na Linę i Gourry’ego po drugiej stronie przejścia, które po chwili było całkowicie zasypane przez pozostałości tego, co jeszcze przed chwilą było sufitem i meblami z górnego piętra. Szybko odwrócił się w poszukiwaniu innej drogi ucieczki i wtedy zobaczył zmierzającą wprost na niego grupę Nieumarłych. Dopiero teraz chłopak miał szanse zobaczyć ich z bliska. Na pierwszy rzut oka wyglądali niby jak ludzie, ich ciało, sylwetki były zupełnie normalne. Jednak ich twarze, ruchy nie miały w sumie nic ludzkiego. Oblicza bardziej przypominały wygłodniałe zwierzęta. Zelgadis szybko przypomniał sobie, co usłyszał wcześniej na ich temat. Byli to ludzie pozbawieni duszy, stworzenia, które teraz zamierzały zapolować na jego duszę. Przełknął ślinę, zastanawiając się nad możliwymi opcjami ratunku, ale nie mógł znaleźć żadnej. Nieumarli podchodzili spokojnym krokiem, zupełnie jak drapieżnik do swojej ofiary, a na ich twarzach błąkał się szaleńczy, wygłodniały uśmiech. Szermierz z przerażeniem odkrył, że wielu z nich trzyma normalną broń. W akcie desperacji, popychając przed sobą Amelię, rzucili się do ucieczki na schody. Wiedział, że pędzą wprost w pułapkę. Jakie inne wyjście mogło być z piętra budynku? Ale teraz nie mieli wyboru…

***

Witam Kochani!

Oficjalnie ogłaszam rozpoczęcie sezonu wakacyjnego! ^^ Na początek długo oczekiwany rozdział XXI, może nie wyszedł mi najlepiej, ale ciężko było coś sklepać po takiej przerwie. Zresztą sami ocenicie.

Updated: 28 Czerwiec 2021 — 22:47

32 Comments

Add a Comment
  1. No nareszcie ^__^Więc wreszcie pozbyli się tej dziwnej zgrai, ciekawe na jak długo ;)Przerywanie w najbardziej ciekawych momentach masz dopracowane do perfekcji ;P Ciekawe czy Zelowi i Amelii uda się uciec nieumarłym, czekam na następną część, pozdrawiam ^ ^

    1. Hm myślę, że nie na całkiem długo xD Przynajmniej większość ;]

  2. A co tam też skomentuje:D Jeszcze nie doszłam z czytaniem do tego rozdziału XD Ale to co już mam za sobą jest dobre:D Amelia i Zel 😀 hihi i do tego rozdziału dojdę spoko głowa 😀

    1. Hah dzięki to miło że zechciałaś przeczytać ;D

  3. Trochę zwlekałam z tym komentarzem. Ale rozdział był wart przeczytania! Nie wiem tylko dlaczego Zel i reszta aż tak gniewają się na Mayę i jej świtę, że ich okłamali, ale przecież to, że tamci są kapłanami, nie znaczy nic złego. Chyba że… ale zresztą nie wiem, czy to taki sam typ kapłana co np. Xellos. Już nie orientuję się w tym, to i nic nie kumam^^” Podoba mi się, że znowu coś się dzieje, jest jakaś akcja. Ciekawe, jak Zel i Amelia uciekną przed Nieumarłymi.

    1. Czemu się tak wkurzają to proste – Maya i reszta obiecali zabrać Line i resztę do jakiejś wiedźmy, która miała im przywrócić moce, a tymczasem okłamali ich i wyciągnęli w nieznanym celu. Doszli do wniosku, że nie warto im ufać ;D A co do Amelii to poczuła się oszukiwana przez cały rok (tyle pamięta). Jeśli chodzi o kapłaństwo to nie, nie jest to jak Xellos, ale to jeszcze wyjaśnię w następnym rozdziale :) Dzięki za przeczytanie!

  4. Witaj pisarko ;)Po pierwsze chciałabym Ci pogratulować takich ambicji, jakie posiadasz i przelewasz je w swym fanfiku. Jestem oczarowana faktem, że piszesz go już ponad rok i dalej to ciągniesz. Wychodzi na to, że można by było go wydać pod postacią książki, tyle ma rozdziałów. Jesteś moją rówieśnicą i mam nadzieję, że dobrze Ci poszły tegoroczne matury. Trzymam mocno kciuki!Ponieważ jestem bardzo krytycznym stworzeniem (bardzo, bardzo, bardzo – swego czasu byłam pogromczynią gówniarzerii, która ani pisać nie potrafiła, ani nawet słownika w rękach nie trzymała), to musisz być przygotowana na miażdżącą krytykę z mej strony ;).Przede wszystkim jednak chciałabym zacząć od licznych zalet tego oto dzieła.1. Język – piękna stylistyka, operujesz środkami stylistycznymi, które często można spotkać w książkach. Jestem pod wrażeniem – po raz kolejny mi udowodniłaś, że czasami na blogach Onetu znajdują się piękne perełki. Jeśli zdawałaś polski rozszerzony to z pewnością będziesz miała wysoki wynik. Co prawda przez kilka rozdziałów przewijały się takie KARYGODNE EMOTKI, ZA KTÓRE POWINNAŚ ZOSTAĆ SKAZANA NA LIZANIE ŚCIAN SOLNYCH PRZEZ TRZY LATA. Jednak dobrze, że się poprawiłaś i już nie pokazują się takie paskudztwa jak „^_^” lub „;)”. Brrrr.2. Pomysł – oryginalny i zmysłowy. Do X rozdziału bawiłam się świetnie i byłam skłonna złożyć Ci propozycję stworzenia doujinshina… No, ale niestety. Do tego momentu było zbyt pięknie, aby było prawdziwie.3. Postacie – miodzio. Większość pisarek (Attention- tak, poproszę pogrubienie tego słowa! To dotyczy przeważnie przedstawicielek płci pięknej!) ma okropną tendencję do zmieniania charakterów herosów i heroin. U Ciebie na szczęście postacie są takie jakie powinny być i jakimi stworzyli je Japończycy. Tak, tak, zwłaszcza ten rozdarty Zelgadis. Chciałabym Ci ucałować stopy za to, że tak świetnie go uchwyciłaś.4. Dobry motyw, żeby to Amelia była główną (pod pewnym względem) postacią i historia kręciła się wokół niej. Do tego fakt, że nie jest to przede wszystkim romans (tak, tak, to też brzydka wada pisarek – tworzenie harlequinów bez żadnej fabuły), a opowiadanie, które ma ręce i nogi.Oj, tak, tak, jestem pod wielkim wrażeniem…No, ale za słodko się zrobiło. Teraz niestety muszę się podzielić z moimi negatywnymi odczuciami.Primo – coś Ty zrobiła z Amelią… Ja rozumiem, że świat fanów rządzi się własnymi prawami, ale błagam…Zwróć tej Amelii pamięć. Ta jest jeszcze gorsza od tamtej, która na wszystkich pokazywała palcem i zachowywała się jak dziecko. To już jest męczące. Mam wrażenie, że ma anoreksje (to ciągle zaznaczanie jej chudości) i filofobię. Tak, wiem. Biedne stworzonko, straciło pamięć i siedzi tutaj rok. No, ale już bez przesady. Amelia przecież jest (była…?) potężną czarodziejką i mimo swojej niezdarności, potrafiła o siebie zadbać. Do tego to jej krwawienie… Och. Nu wybacam.Secundo – Zamysł innego filaru jak najbardziej dobry, jego struktura również. Postacie…Postaciami. Dobrze, że wymyśliłaś nowe. Ale jedno ale – jeśli nie wiesz jak odmieniać zagraniczne imię Maya, to pisz je po polsku – M A J A. Sama mam tak na imię i drażni mnie pisanie Mayi – to taki sam karygodny błąd jak pisanie Maji.Tertio – Niestety, to już się dłuży… Czytałaś kiedyś „Ulissesa” autorstwa Jamesa Joyce? Świetny zamysł, świetna stylistyka, świetne… Do jasnej cholery, nie da się tego czytać, kiedy bohater przez pierwsze dwadzieścia stron się goli! Mam wrażenie, że wpadłaś właśnie w pułapkę tasiemca. Wiem, że masz jeszcze wiele do przekazania w fanfiku… Ale moim zdaniem niektóre rozdziały mogłaś zlikwidować i napisać od początku. Nie wszystko jest do druku.Quarto – Zapominasz się o reszcie postaci. Lina jakoś taka…mało wyrazista się robi przez te ostatnie rozdziały. O Gourrym momentami zapominam, że istnieje.Quinto – dla zasady.Sexto – ach, na litość Boską. Zostawmy to wyliczanie, bo już kończy się ma znajomość językowa. Chciałabym po szóste zaznaczyć, że jestem Twoją fanką i będę nią wierna do zakończenia tego cuda. Mam nadzieję, że przez wakacje będziesz częściej dodawała rozdziały. Również mam nadzieję, że weźmiesz moje słowa do serca i pomyślisz o nich ciepło, jako o motywacji. Jako krytyk – zawsze chcę dobrze dla utalentowanych ludzi ;). Nie poddawaj się młody padawanie!Gorąco pozdrawiam,Darki.P.S.: Z chęcią bym porozmawiała z Tobą i powymieniała się informacjami. Czekaj więc na niebezpiecznego e-maila. O ile wyrazisz zgodę na znajomość.

    1. Droga Darki,Przede wszystkim chciałabym ci ogromnie podziękować za tak wyczerpującą analizę mojego opowiadania i wspaniały komentarz. Jest dla mnie szczególnie ważny, ponieważ omówiłaś w nim wiele moich błędów, których wcześniej nie zauważałam. Muszę ci się przyznać, że jest to pierwszy taki komentarz, kiedy ktoś rzetelnie mnie ocenił dodając też słowa krytyki. Dziękuję ci za to! A teraz, co do twoich uwag… :)Emotek przestałam używać po jakimś trzecim rozdziale – pamiętam, że ktoś zwrócił mi na to uwagę. Teraz sama widzę, że to była bardzo dobra rada. Jeśli chodzi o Amelię to zależało mi na małej zmianie jej osobowości (męczyła mnie tamta Amelia, nie pasowała do kreowanego przeze mnie świata) i stąd ta utrata pamięci. Czy tymczasowa, czy nie tego nie zdradzę. Chociaż faktycznie może przesadziłam z tym „sieroceniem” jej i kreacją bezbronnej osoby. Sama ostatnio to zauważyłam, więc teraz pozostaje mi tylko pomyśleć jak to zmienić i poprawić. Chociaż przyznam szczerze, że raczej nie zamierzam wrócić do poprzedniej Amelii, nawet jeśli przywrócę jej pamięć, chcę żeby była inna. Dalej… Hm, jeśli chodzi o to imię to przyznam, że mnie na chwilę zagięłaś. Fakt, nie wiem jaka odmiana tego imienia byłaby poprawna. Wiele razy spotkałam się z odmianą „Mayi”, ale nie mogę zagwarantować czy jest to poprawne. Poszperałam w internecie i znalazłam nawet o tym wzmiankę na poradni językowej. Wkleję, co znalazłam:„Uprzejmie proszę o wyjaśnienie pisowni i odmiany słów zapożyczonych z kultury Wschodu: 1) maya ‚ułuda’ (w literaturze spotyka się dopełniacz: mayi lub maji), 2) Dharmakaja ‚światło ciała’ lub podobnie (widuje się odmianę: dharmakaji i dharmakayi). Wyrazy te nie mają dobrych polskich odpowiedników i dlatego są często stosowane w tłumaczonej literaturze. Czy da się tu zastosować jakąś regułę, która ujednolici pisownię i odmianę? Jak powinno być? Dziękuję za pomoc, D.R.Odpowiedź jest trudna, bo dotyka subtelności. Już w pytaniu mamy słowa z zapisanymi odmiennie zakończeniami (-aya i -aja), a ponieważ nie znam tych słów z innych kontekstów, mogę wnosić, że skoro mianowniki różne w zapisie, to i przypadki zależne nie muszą się podporządkowywać ujednolicającej regule ortograficznej (gramatycznych problemów tu nie ma, w wymowie wiemy, jak to odmieniać). Tak się jednak składa, że polska ortografia przypadki zależne rzeczowników o obu tych zakończeniach zaleca pisać tak samo – piszemy więc np. o „Mai Nagiej” Francisca Goi i podziwiamy Maję Francisca Goi oraz samego Goyę. Nic zatem nie stoi na przeszkodzie, by pisać o mai, zachowując, jeśli tak trzeba, w mianowniku pisownię maya, a także o dharmakai, gdy mamy mianownik dharmakaja. Przyznam, że choć tych słów nie znałem, inne formy pisowni (mayi, maji, dharmakayi, dharmakaji) rażą mnie.””A zatem świat, w którym żyjemy, byłby tylko snem, złudzeniem, pozorem, mayą, za którą kryje się prawdziwa Rzeczywistość? (A my sami, ludzie, czy też bylibyśmy snem — i czyim? — ułudą i pozorem — jeśli wierzyć Chrystusowi, który rzekł do św. Katarzyny ze Sieny: „Ciebie nie ma, Jam jest”?)Tak sądziły już starożytne Indie (i tak sądzą nadal), których mędrcy — riszi — zapewne jako pierwsi sformułowali pojęcie świata jako mayi, kosmicznego złudzenia, w którym uwikłany jest człowiek. Dla nich „życie jest snem” — przekonanie to powtórzy w Europie jeszcze w siedemnastym wieku Calderon de la Barca w dramacie o tym samym tytule. W Indiach, dodajmy, sen życia, maya, to np. dla wyznawców Siwy… bla bla bla” (Nie, nie jestem buddystką xD)Używając tego imienia nie traktowałam go jako nieznaną odmianę imienia Maja. Chodziło mi bardziej o to znaczenie „W momencie przebudzenia wszelka żądza (pāli. lobha), gniew (pāli. dosa; sanskr. doṣa), ułuda (pāli. moha, sanskr. maya), ignorancja, pragnienie (pāli. taṇhā; sanskr. tṛṣṇā) i fałszywa wiara w „ja” (pāli attā; sanskr. ātman) – znikają. „ Potraktowałam to więc jako słowo? Nie wiem jak to określić. Sama nie wiem… Dalej… Tak przyznaję ci rację, część jest przegadana i niepotrzebna. Mało akcji, dużo gadania. Na swoje usprawiedliwienie mam własne przekonanie, że najpierw trzeba wprowadzić, a później przejść do akcji, żeby wszystko miało ręce i nogi, było zrozumiałe. W wielu opowiadaniach denerwowało mnie, że akacja idzie do przodu, a właściwie nie wiadomo dlaczego.Teraz, co do postaci to też przyznaję rację. Chyba najlepiej poszłoby mi napisanie opowiadania z mniejszą ilością bohaterów, bo czasem ciężko mi to wszystko ogarnąć. Gourry to najtwardszy orzech dla mnie. To bardzo trudna postać, bo ani nie chce z niego zrobić idioty, ani odejść od pierwowzoru i stworzyć mu nowy intelekt 😉 Ciężko mi go ruszyć, ale popracuje nad tym.Na koniec jeszcze raz bardzo ci dziękuje za uwagę, z pewnością będą pomocne. Ze zniecierpliwieniem czekam na maila :) Pozdrawiam, Lilly.

      1. Przepraszam za dziwne znaczki, chyba nie wczytało mi niektórych znaków ;]

      2. Oj, oj, oj…Ile krzaczków się zrobiło. Miałam wrażenie, że przeglądam japońską stronę z fan-artami i nie umiem odnaleźć, gdzie są obrazki z moimi ulubionymi postaciami :).Maleńka! Twoja odpowiedź bardzo mnie uszczęśliwiła! Bałam się przez moment, że mogłam przegiąć z krytyką i źle sformułować zdania (słowa to tylko niepotrzebne nieporozumienia) i mogłabyś mnie wziąć za wroga Twych ambicji. Dobrze, że tak się nie stało. Wrogiem jestem tylko dla ludzi z „ubogim talentem pisarskim” – jak to pieszczotliwie opisuję. U Ciebie widzę naprawdę duży potencjał.Przyznam, że dość ciężko było mi rozszyfrować tamtą wklejoną wypowiedź … Mogę dodać tylko tyle: język polski żyje. Mamy naprawdę piękny język, ale bardzo nielogiczny i zmieniający sens zapożyczonych słów. Imię Maja przewija się przez większość kultur (nimfa Maja w mitologi greckiej, matka Buddy, ‚maja’ jako iluzja w hinduizmie) i istnieje dużo jego form. Jednakże – jeśli nie wiadomo jak używać jego oryginału, to należy używać polskiego odpowiednika. Czasami to niepoprawne, jak np. używanie słowa własnego Ikea. Nie powinno się go odmieniać, a jednak nie mówimy przecież „jadę do Ikea” tylko „jadę do Ikei”. Jeśli istnieje polska wersja imienia Victoria, to Polacy powinni właśnie takiej używać w swych pismach. To raczej taka rada na przyszłość, bo już nie ma sensu zmieniać przez tyle rozdziałów imienia drugoplanowej postaci ;).Trochę szkoda, że chciałaś Amelię zmienić. Myślę, że Amelia z samego początku fanficka jest już zmieniona i nieco dojrzalsza od tamtej poprzedniej (w końcu nie pokazywała palcem na nowo poznanego przybysza)… No i przecież to w tamtej Amelii Zelgadis się zakochał, czyż nie? Mam wrażenie, że to dość nie fair i jest to spełnienie własnych ambicji pisarskich, ale nie mnie to oceniać. W końcu to Twoja wyobraźnia i musisz być szczera sama ze sobą – co piszesz i jak piszesz.To bardzo dobrze, że myślisz o czytelniku i chcesz, aby był naprowadzony na dobry tor myślenia w czytaniu tego opowiadania. Jednak ambitny czytelnik powinien połapać się w odpowiednim momencie, o co chodzi i co autor miał na myśli. Fanów trzeba traktować jak myślące stworzenia (mimo że ciężko na nich natrafić w internecie…) i chcących zabawić się w kotka i myszkę. Nie powinno się podawać wszystkiego na tacy. Szwedzki stół też jest dobrą alternatywą.Next – Gourry faktycznie jest ciężką do uchwycenia postacią, ale chyba dobrze by było, gdyby jako jedyny wprowadził potajemnie szczyptę cynamonu do gorzko-ostrego ciasta czekoladowego z papryczkami chilli. Jakby na to nie patrzeć – fabuła zrobiła się ciężka, smutna i dołująca. Mógłby tak nagle -puff – dodać wątek humorystyczny (broń Boże żeby nie był to jednak czarny humor!). Myślę, że nie zniszczyło by to potrawy – a nawet dodało swoistej pikanterii. Gdy się człowiek zastanowi, to przecież cynamon nie jest słodką przyprawą. Parzy nieco podniebienie.Lilianno – e-mail pojawi się jeszcze w tym tygodniu, zanim wyjadę do Niemiec na tydzień. Jako fanka i pisarka nie dajesz mi spokoju w sumie. Mam wrażenie, że ten fanfick nie powinien znajdować się tylko na tak marnym serwerze jak blogi Onetu. Przez ambitnych fanów poszukujących dobrych fanowskich dzieł są daleeeko omijane. Może czas pomyśleć o opublikowanie tego dzieła również na inne strony? Na pewno te pierwsze dziesięć rozdziałów…Bo są…hrrrrrr, zaśliniłam się ;).Trzymam kciuki i mam nie-CICHĄ nadzieję, że jeszcze w tym tygodniu coś jeszcze napiszesz.Pozdrawiam gorąco,DarkiP.S.: Cóż za swoisty spam Ci robię – te wypowiedzi są tak obleśnie długie, że zaśmiecam Ci stronę :).

        1. Tak przy okazji – wysłałam już e-maila do Ciebie :). Jednak mam nadzieję, że odpowiesz na powyższy komentarz swoim kontrargumentem tutaj.

          1. Wiem, przepraszam za te dziwaczne znaczki, widocznie kiedy wklejałam cytaty z innych stron coś musiało się źle wczytać! Cieszę się, że mimo to uporałaś się rozszyfrowywaniem tekstu ;)Nie miałaś potrzeby się martwić, wręcz przeciwnie. Uważam, że słowa krytyki przydadzą się każdemu jeśli są rzeczywiście szczere i sensownie uzasadnione. Ostatnio nawet narzekałam, że nikt przez tyle czasu (odkąd piszę opowiadanie) nie powiedział mi sensownej, krytycznej uwagi. A tu proszę, jesteś! 😉 Powracając do tej sprawy z imieniem to możliwe, że masz racje, ale jak sama powiedziałaś raczej nie ma sensu wszystkiego zmieniać po tylu rozdziałach. Mam nadzieję, że wybaczysz mi ten błąd?Masz rację, Amelia od samego początku była zmieniona, a zmieniłam ją jeszcze… hm, w sumie dlaczego? Myślę, że z początku chciałam zobrazować mój nowy świat, a ona miała być tego przekładem. Pokazywać jak straszny był rok spędzony w takim miejscu. Poza tym chciałam zrealizować moją pisarską wizję i stworzyć opowiadanie, w którym moi bohaterowie będą musieli na nowo zbudować swoje „ja” po zburzeniu ich wcześniejszych światów. Nie wiem jeszcze jak mi się z tym uda, ale to jednocześnie tłumaczy skąd w ostatnich rozdziałach tyle przygnębiających spraw. Na marginesie możliwe, że był to też skutek mojego dawnego załamania, ale to już nie mnie oceniać… 😉 Czy Zel zakochał się w starej Amelii? W moim opowiadaniu nie zupełnie, bo przecież zaczął zdawać sobie sprawę ze swoich uczuć przy „mojej pierwszej Amelii”, która była dojrzalsza od pierwowzoru. Natomiast nowa Amelia daję mu motywacje do działania i wyciągnięcia jej z tego miejsca. Myślę, że gdyby nic jej nie zagrażało z pewnością zechciałby zostać w nowym świecie i szukać dla siebie leku. Zgadzam się co do tego, że część tłumaczeń o nowym świecie mogłam przekazać w inny sposób i nie podawać wszystkich faktów naraz. Było trochę przegadane. Jednak, co do tego, że wszystko podałam już na tacy to się nie zgodzę, ponieważ wiele wątków nie było wyjaśnionych, przynajmniej narazie. Mam na myśli chociaż wszystkie motywy snów, obecność Xellosa, tajemniczej dziewczyny, z którą walczył Zel. Pewnie znalazłabym jeszcze parę innych :) Mam zamiar rozwijać te wszystkie motywy stopniowo, aby mi się udało 😉 Sugestię o Gourry’m napewno wezmę do serca, bo to bardzo dobra rada. Bardzo ci za nią dziękuję! Faktycznie, w opowiadaniu przydałaby się odrobina humoru. Muszę tylko zastanowić się jakby to wszystko dobrze wymieszać, żeby zamiast dobrego ciasta nie wyszedł zakalec.To bardzo miłe i budujące, że tak pozytywnie podchodzisz do mojego opowiadania. Nie ukrywam, że daje to sporą motywację do pisania i poprawiania błędów. Postaram się napisać nowy rozdział jutro, mam nadzieję, że nocka w pracy mi w tym nie przeszkodzi ;)Sugerując mi umieszczenie tekstu na innych stronach, miałaś coś konkretnego na myśli? Ja szczerze mówiąc nigdy się nad tym nie zastanawiałam. Właściwie to nawet cieszy mnie ta kameralność, bo przynajmniej nie odczuwam żadnej presji i mogę spokojnie realizować pomysły nie pisząc pod publikę. A i te komentarze wcale nie są obleśnie długie, a już napewno niczego tu nie zaśmiecają. Powiem więcej – są bardzo przydatne i budujące dla mnie. Jeszcze raz ci za to dziękuję :)Pozdrawiam! PS: Lecę przeczytać maila :)

          2. Droga Darki, przeczytałam twojego maila (bardzo mi się podobał, tak poza tym) i naprawdę chciałabym ci jak najszybciej odpisać, ale niestety dziś już nie zdążę ;( Chcę ci wysłać sensowną wiadomość, tak jak ty mnie, a nie pisać to teraz na szybko. Muszę o północy być w pracy i zaraz wychodzę z domu. Odpiszę z samego rana, jak tylko wrócę do domu. Mam nadzieję, że nie pogniewasz się za to. Twoja wiadomość naprawdę mnie ucieszyła i wspaniale, że jednak zdecydowałaś się napisać wcześniej :)Do usłyszenia jutro!

          3. Szkoda w sumie, Pozostanę przy swoim zdaniu, że dobre ambicje pisarskie to te, które autor stara się ze wszystkich sił przedstawić postacie nieswoje w sposób jak najbardziej zbliżony do oryginału (jak np. w przypadku Zelgadisa lub Xelossa i Liny oraz początkowego Gourry’ego), a własnych bohaterów jak najbardziej zbliżonych do ludzi lub też nadać postaciom charaktery, z którymi spotykamy się na co dzień. Uważam, że inwencja twórcza w fanfictionach jest wskazana, nawet bardzo, ale czasami lepiej nie wypuszczać całkowicie swoich pomysłów z klatki.Że świat przegadany to nie problem, ale jest potwornie przytłaczający. Operowałaś w opisie tego świata w ten sposób, że mam do niego awersje i czekam, aż postacie wrócą do swojego i będzie jak dawniej ;). Nie jest to złe, bo działasz na emocjach czytelników. To wręcz bardzo dobrze! Ale nie można tak instrumentalnie działać.Prawda, nie wszystko podałaś na tacy, o tych sprawach akurat zapomniałam. Nie wzbudziły w sumie u mnie takiej ciekawości jak pewnie u innych.Będę dzielnie komentować Twoje prace, nawet i przez kolejny rok :).P.S.: Jestem dziś zgryźliwa, bo mam pierwszy dzień układu organicznego i wszystko mnie denerwuje. Również to, że nie spełniłaś swojej obietnicy i e-maila nie dostałam… :(

          4. To sprawdź jeszcze raz pocztę, bo wysłałam maila jakąś godzinę temu :). Wiem, wiem powiedziałam, że zrobię to rano, ale o siódmej wróciłam z pracy i padłam na wejściu do łóżka. Możliwe, że masz rację, ale fanfiction w moim przekonaniu nie musi oznaczać, że powiela się wszystko dokładnie jak w oryginale. Moim zdaniem to nawet ciekawsze, gdy jest jakaś zaskakująca zmiana. Oczywiście każdy ma na to swoje zdanie :). To, że nowy świat jest przytłaczający to niestety zamierzony efekt. Chciałam go tak przedstawić, aby wydawał się opuszczonym, pełnym zła miejscem. P.S.: Daj znać czy doszedł ten mail. Jeśli nie to wyślę go zaraz ponownie, ale powinien być :).

          5. Wysłałam obydwa e-maile. Mam nadzieję, że you enjoy that :).

  5. Wydaje mi się, że już czas dodać nowy rozdział. Gwiazdy mi tak mówią.

    1. Też mi tak mówią 😉

  6. Powracam i witam po dłuuugiej przerwie :). Hm… tak dawno mnie tu nie było, że teraz masz prawo zapytać, kim jestem xD. Lilly, przepraszam, że tak haniebnie Cię opuściłam. Odczuwam potrzebę wytłumaczenia się: najpierw była szkoła, która zaczęła się z ogromnym rozmachem (dodatkowo znaczna część nauczycieli upatrzyła sobie we mnie ofiarę do wysłania na konkurs ze swojego przedmiotu ;p), potem też była szkoła (konkursy się skończyły, ale zaczęły się egzaminy gimnazjalne – ach, tak, jestem w trzeciej klasie i marudzę na brak czasu, aż jest mi wstyd, bo Ty jako maturzystka mimo wszystko znajdywałaś go dla swoich czytelników), a jeszcze później… przyznam szczerze, że gdy zrobiłam sobie tą dłuższą „przerwę” od Twojego opowiadania, to całkiem straciłam wątek – wiedziałam, o co ogólnie chodzi, ale umykały mi szczegóły, dlatego postanowiłam zacząć od początku. W wolnych chwilach czytałam Twojego bloga i właśnie skończyłam xD. Mam nadzieję, że mi wybaczysz to kolejne zniknięcie =).Co do samego opowiadania… zastanawia mnie parę spraw. Właściwie jakimi kapłanami są Maya, Kirei, Tamaki i Daiki? Po czyjej stronie stoją? Amelii musi być teraz naprawdę ciężko – czuje się oszukana, ale tak na dobrą sprawę sama twierdziła, że nie pamięta niczego konkretnego związanego ze światem, z którego przybyli Lina, Zel i Gourry, więc została rozdarta między tym, co było jej znane, lecz okazało się kłamstwem a zapomnianą przeszłością… Ciekawa jestem jak to się wszystko dalej potoczy ;). Eh, jak zwykle przerwałaś w najciekawszym momencie xD.Pozdrawiam, życzę weny i czekam na kolejną notkę :*

    1. Witaj Kochana! Fakt, przerwa faktycznie była długa, tym bardziej się zdziwiłam, że wciąż pamiętasz o mojej stronie i tym bardziej ucieszyła mnie twoja wizyta! :) No i oczywiście pamiętałam o tobie, co to wogóle za pytanie xD Zdziwiłabyś się gdybym ci powiedziała, że w 3 gim. miałam równie mało czasu co w maturalnej? Hm może dlatego, że w 3 gim byłam zagrożona – i kto by pomyślał? xD Tak więc nie przejmuj się znam ten ból i doskonale rozumiem. Mam tylko nadzieję, że w wakacje będziesz miała więcej czasu :) A no i jestem pod wrażeniem, że przeczytałaś całość od początku ^^ A teraz co do twoich pytań… Jeszcze nie wyjaśniłam jakimi kapłanami są Maya, Rei itd wyjaśnię to w następnej lub za dwie notki :). Po czyjej są stronie… Powiem tak, teoretycznie chcą dobrze, ale w swoich dążeniach gotowi są pójść po trupach. Jednym słowem Amelia nie ma teraz nic. Jak sama zauważyłaś czuję się oszukana więc odrzuca swoje życie w tym świecie, a tamtego nie pamięta. Dzięki że wciąż zaglądasz i pamiętasz o mnie! ^^Pozdrawiam ;*

  7. Moje kości mi aż pękły. Tak kruszyły na nowy rozdział, a tu nic… :(

    1. Droga Maju! Bardzo cię za to przepraszam i za to, że jeszcze nie odpowiedziałam na maila ;( Zerwałam ze swoim chłopakiem, muszę się trochę pozbierać. Wydaje mi się, że wyrosły przede mną himalaje problemów… ;((

      1. Ojej, kochanie! Tak mi przykro, naprawdę… Masz może numer gadugadu? Może Ci jakoś pomóc? Nie załamuj się, proszę Cię! Wysyłam e-maila z danymi, gdyby co. Możesz na mnie liczyć.

  8. Zebrałam się w sobie i przeczytałam wszystkie części w dwie godziny. Pięknie piszesz. Dzięki Tobie powróciłam do tematu Slayers, niegdyś mojego ulubionego anime (i pierwszego zarazem!). Czekam na następne części. Pozdrawiam. :)

    1. Witaj! :) Cieszę się, że znalazłaś czas na przeczytanie mojego bloga i dziękuje za komplement :) To bardzo miłe wiedzieć, że zachęciłam kogoś do tego wspaniałego anime ;D Obecnie mam pracę więc może być ciężko z nowymi rozdziałami, bo pracuję codziennie – ale napewno się postaram

      1. Czasu to ja nie miałam zbyt dużo, ale Twoje opowiadanie wciągnęło mnie tak bardzo, że nie miałam serca zostawić dalszych części „na później”. Internet pożeraczem umysłów, jak mawiają. 😀 Pozdrawiam i życzę wysokich wypłat. :PPs. Mam szczere chęci narysować arta do Twojego ff. ^^

  9. Witaj kochana. Ciekawy zwrot akcji z tymi kapłanami. Pewnie jeszcze wyjaśnisz ich wątek w kolejnych notkach ^^ Czekam na ciąg dalszy, ale rozumiem też, że możesz nie mieć teraz czasu czy weny do pisania. Mam jednak nadzieję, że coś skrobniesz przez wakacje :)Proszę powiadom mnie o kolejnej notce.U mnie nowy rozdział

  10. Konichiwa!! Usako wraca wraz z półmetkiem wakacji xD Tak tak reaktywuje blogi jeden po drugim xD A wiec zapraszam na nowy rozdziałhttp://usagi-sailor-moon-serenity.blog.onet.pl/Usakorównież mam informację co do blogów otóż założyłam jakby główną stronę wszystkich http://www.tsuki-mangekyou.blog.onet.pl i bd tam sie pojawiały informacje co do michh blogów, publikacji nowych postów czy innych rzeczy. Wszystkie linki zaprzyjaźnionych blogów czyli np. Twojego zostaną umieszczone w odpowiedniej zakładce również na tej stronie głównej. Pozdrawiam UsakoPostaram się jak najszybciej nadrobić u Ciebie zaległości:)) Dawno nie pisałyśmy ze sobą:(

  11. Przeczytałem pierwszą część i dwie ostatnie i niestety, piszesz robiąc te same błędy. Wygląda, jakbyś nie czytała swoich opowiadań po ich napisaniu, co jest poważnym błędem. Na to, żeby pisać od razu „na czysto” stać jedynie tych Wielkich, a podejrzewam, że i ich utwory są ostro recenzowane i poprawiane przez redaktorów. Weź się wreszcie za warsztat, a może kiedyś napiszesz coś, co ukaże się drukiem. Wytrwałości w pisaniu jak widzę ci nie brakuje, ale to jeszcze za mało – czytaj swoje utwory, analizuj je i poleruj, a nie rzucaj na żer pochlebcom. Mam nadzieję, że współpraca z Darki sprawi, że następne części jednak będą lepsze.

    1. Drogi Kocie! Cóż niestety muszę ci powiedzieć, że nie masz racji, bo zanim coś tu umieszczę czytam to po kilka razy. Samo opowiadanie przeczytałam parę razy od początku do końca żeby nie stracić wątku. Nie wszystkim musi się podobać to co i jak piszę, ja to robię tylko i wyłącznie dla swojej przyjemności i być może tych kilku osób, które tu zaglądają. Oczywiście Darki zwróciła mi uwagę na kilka moich poważnych błędów, co staram się wziąć pod uwagę, ale nie jestem zawodową pisarką więc nigdy nie będzie idealnie. Oczywiście chętnie przyjmę słowa rzeczowej krytyki. Pisząc o moich błędach, co miałeś na myśli?Pozdrawiam! :)

      1. Przede wszystkim nie piszesz tak całkiem dla siebie. Umieszczasz to w ogólnie dostępnym miejscu i czekasz, aż ktoś to przeczyta i się wypowie, najlepiej przychylnie i z zachwytem, boć każdy przecież lubi jak mu uszy miodem smarują. No i w notce o sobie po prawej stronie masz jak byk napisane, że chciałabyś się szkolić w pisaniu, co sugeruje nieśmiałe marzenie, że kiedyś zostaniesz Wielką Pisarką, a ludziska zabijać się będą o twoje autografy, więc proszę bez fałszywej skromności i że ty tylko do szuflady, a na Internecie to twój brat zamieścił bez twojego pozwoleństwa. I tu nie chodzi o to, czy tekst twój mi się podoba czy nie, bo nic o tym nie napisałem (więc się nie asekuruj że nie musi), ale o błędy jakie są bez względu na podobanie czy niepodobanie się twoich tekstów. Np. w rozdziale XXI od razu w pierwszym akapicie jest powtarzające się ból/boli ciele/ciała w jednym zdaniu. I znów ból w następnym. I wogóle – przecież nie ma takiego słowa jak wogół, więc w ogóle. Gdzieś wcześniej po czole Zelgadisa (czy w anime nie mówili o nim Pan Zelgadis?) spłynęła stróżka potu 😀 co szczerze mnie ubawiło, bo strużka potu po czole spływała mi często, ale stróżka (czyli pani-stróż) jako żywo, nigdy. No, możę przesadziłem, ale to sytuacje dozwolone od 18 lat wzwyż… ;-D postaram się sklecić jakiegoś mejla z pełniejszym opisem tego, co uważam za błędy (na wszelki wypadek podkreślam, że znów nic nie napisałem o tym, czy mi się to podoba, czy nie), a póki co poczytaj sobie np. tu: http://www.fahrenheit.net.pl/archiwum/f56/29.html uwagi dla twórców (czytałem je wiele razy – jako coś na poprawienie humoru bo recenzentka język ostry ma niczym brzytwa, ale też jako cenne lekcje pisania), możesz się też zaopatrzyć w książkę Felika W. Kresa poświęconą początkującym twórcom właśnie – no, chyba że piszesz rzeczywiście tylko dla siebie i garstki twoich entuzjastów, ale w takim wypadku z notki o sobie usuń stwierdzenie, że chciałabyś się szkolić w pisaniu.

        1. Drogi Kocie!Po pierwsze, dziękuje za odpowiedź. 😉 Po drugie, w stwierdzeniu, że piszę dla siebie miałam na myśli, że robię to dla własnej satysfakcji, a nie by wysłuchiwać komplementów. Chociaż nie zaprzeczę, że to miłe, gdy ktoś pochwali to co zrobiłam. Mimo wszystko najzwyczajniej w świecie mam zamiar dokończyć to opowiadanie. Wkładam w to dużo serca i pracy, mimo iż niektórym może się wydawać, że robię to „na odwal”. Oczywiście mam zamiar dalej szkolić się w pisaniu, ale nie koniecznie po to by ludzie zabijali się o mój autograf, bo wiem, że to nierealne. Pisanie to po prostu moja pasja. Między innymi dlatego to opowiadanie jest tutaj zamieszczane, ponieważ poza tymi komplementami cenię sobie konkretną krytykę tak jak np. skrytykowała mi Darki. Zawsze staram się poprawiać błędy, jeśli ktoś zwróci mi uwagę i ma rację, także dziękuje ci za wytknięcie moich, chociaż co do per Pan Zelgadis się nie zgadzam. To w końcu ff. 😉 Z pewnością wezmę to wszystko pod uwagę w kolejnych wpisach. Musisz też zrozumieć, że połowa opowiadania została napisana już dość dawno, a przecież cały czas się rozwijamy. Czekam na maila, a póki co zajrzę na stronę, którą przesłałeś. W książkę postaram się zaopatrzyć po powrocie do Polski.Pozdrawiam! :)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

© 2018 Frontier Theme