Cz. 2 – Rozdział VI

Chciałam nieco dłużej, ale skoro mamy już i tak dzień po planowanym terminie, to nie będę przeciągać. 😉 Niech stanie się chaos:

„W morzu twarzy”

Od głównych bram oddalali się, idąc w ciszy. Dopiero kiedy znaleźli się daleko poza zasięgiem wzroku ciekawskich, Zelgadis przystanął. Zza wysokich murów wciąż dobiegał przytłumiony gwar ludzkich głosów i dźwięków miasta, chociaż był zdecydowanie mniej wyraźny.

– Myślę, że jesteśmy wystarczająco daleko – stwierdził, oceniając przebytą odległość. – Użyjmy zaklęcia lewitacji. Od dobrych stu metrów nie widziałem na murach żadnego strażnika, ale mimo wszystko bądź ostrożna. Zróbmy to szybko.

Zerwał się do lotu, próbując pozostać możliwie jak najbliżej kamiennej ściany. Na moment przystanął na szczycie fortyfikacji, podrywając zaklęciem okoliczny piach. Drobiny za sprawą nagłego podmuchu zawirowały chaotycznie w powietrzu, sprawiając, że pozostali w pobliżu mieszkańcy natychmiastowo osłonili oczy, chroniąc się przed złośliwym pyłem. Ta chwila odwrócenia uwagi wystarczyła, aby mogli spokojnie wylądować po drugiej stronie.

– Sprytnie – zachichotała podekscytowana czarodziejka, jednocześnie otrzepując ubranie.

Zelgadis rozejrzał się dookoła wyraźnie spięty, odruchowo zaciągając kołnierz na twarz.

Nikt nie krzyczał na ich widok, nie pokazywał palcem, a dookoła nie zauważył żadnych gwardzistów.

– Chyba się udało – przyznał z wyraźną ulgą.

– Wiesz, że nie musisz zakrywać twarzy?

– To przyzwyczajenie. – Uśmiechnął się lekko pod zaciągniętą maską i ruszył w stronę serca stolicy.

Już na pierwszy rzut oka zauważył, że było znacznie więcej ludzi, niż pamiętał. Tłumy przemieszczały się po ulicach, wypełniając przestrzeń rozmowami i śmiechem. Mieszczanie poruszali się głośno i energicznie, mijając rozstawione na każdym rogu stoiska, a przed karczmami ustawiały się kolejki zainteresowanych. Wraz ze zbliżaniem się do głównego rynku, zauważył też dekoracje. Kolorowe lampiony, zwisały swobodnie nad ulicami, tańcząc na lekkim wietrze. Gdzieś z oddali rozbrzmiała muzyka, a dźwięki instrumentów rozlały się jak fala, po już wszechobecnym hałasie. Puls bijący w powietrzu był jednoznaczny – coś ważnego miało się wydarzyć.

Przedzierał się przez morze obcych twarzy, czując coraz większy niepokój. Nieświadome oko zapewne nawet nie zwróciłoby uwagi na skrytych w cieniach żołnierzy, którzy uważnie obserwowali całe zgromadzenie. Przejmujący dreszcz przeszył jego ciało, gdy uświadomił sobie, że ich mundury, podobnie jak strażników przy bramie, nie pasowały do tych, które zapamiętał z Saillune. Gdzieniegdzie można było zauważyć, pojedyncze, przemykające osoby różniące się od reszty. Ich miny były jak wysepki smutku i niezadowolenia, kontrastujące z głośną i radosną masą.

Kiedy wreszcie zdołali przecisnąć się do centralnego placu, rozejrzał się z zainteresowaniem, szukając jakiejkolwiek wskazówki. W oddali, na jednej ze ścian budynków, które okalały rynek, dostrzegł starą tablicę ogłoszeń. Pokrywały ją dziesiątki dokumentów. Szybko ruszył w jej kierunku, a treść rękopisów z każdym krokiem stawała się coraz wyraźniejsza.

Przystanął oszołomiony.

Na ścianie wisiały dziesiątki listów gończych. Całość okalał nagłówek: „Widziałeś tych magów?”.

Beznamiętne twarze spoglądały na niego z niewielkich portretów. Zanim zdążył zrozumieć sens tych rewelacji, Nirali zerwała jedno z ogłoszeń, podsuwając mu je pod rękę.

– Zel, czy to nie… ?

Nie musiała kończyć.

Drżącymi dłońmi wyjął niewielki skrawek papieru z jej uścisku, czując, że krew odpływa mu z twarzy.

„Lina Inverse.”

Z dudniącym w piersi sercem, przeskakiwał wzrokiem pomiędzy portretem a treścią ogłoszenia.

„Zarzuty: bezprawne użycie magii, działania na szkodę państwa, zdrada stanu.”

Malunek wiernie odwzorowywał charakterystyczne cechy wyglądu Liny. Spojrzał w oczy dawno niewidzianej przyjaciółki, czując jednocześnie przerażenie i… radość? Znalezienie tego powiadomienia i zobaczenie Liny oznaczało, że nie mogło minąć zbyt wiele czasu.

Oni wszyscy wciąż tu byli…

Odetchnął głęboko, ściskając kartkę w dłoni. Ponownie spojrzał na tablicę, odnajdując kolejne informacje:

„Wezwanie do rejestracji!

Zgodnie z zarządzeniem władz Saillune, każda osoba posługująca się magią zobowiązana jest do zgłoszenia się do punktu ewidencji magicznej. Utrudnianie procesu i odmowa dobrowolnej rejestracji podlega karze… Bezprawne korzystanie z magii podlega karze…”

– To musi być jakieś nieporozumienie… – mruknął posępnie.

– Wygląda na to, że Saillune zabroniło swobodnego korzystania z magii… Nie mówiłeś przypadkiem, że w tym świecie była uważana za coś normalnego?

– Coś musiało się wydarzyć – stwierdził w zamyśleniu. – Przynajmniej wiemy, że żyją. – Machnął niewielkim portretem trzymanym w dłoni, próbując przywołać na twarz odrobinę pocieszenia.

– To już coś…

To nie tak, że po raz pierwszy widział list gończy wystawiony za Liną. To raczej jego treść była niepokojąca. Zakaz używania magii? W Saillune? Był pewny, że Amelia nigdy nie dopuściłaby do takiej sytuacji. Przynajmniej nie bez dobrych powodów.

– Chodź. Musimy odkryć, co się stało – zarządził, chowając zmięty portret do kieszeni.

– Chyba nie zamierzasz tak po prostu do kogoś podejść i pytać o to? Wygląda na to, że magowie nie są tu mile widziani. – Nirali z obawą rozejrzała się dookoła.

– Oczywiście. Dlatego nie musimy się z tym afiszować. Przyjrzyj się. Oni na coś czekają, a gdzie najłatwiej rozwiązać podekscytowanym ludziom języki?

Nirali przechyliła głowę z zainteresowaniem.

– Oczywiście, karczma to idealne miejsce, gdzie języki rozwiążą się same – odparła z uśmiechem.

Wiedział z własnego przykładu, że próba zdobycia informacji przy kieliszku nie zawsze kończyła się sukcesem, ale była szansa, że w otwartej atmosferze karczmy, ktoś może przypadkowo rozpowiedzieć ciekawą plotkę.

Musieli odczekać dobre dwadzieścia minut, zanim w ogóle udało im się wejść do wybranego przybytku. Już od wejścia przywitał ich zaduch. Zapach potu mieszał się z wonią dymu i pikantnych potraw. Powietrze, tak gęste i przesycone ciężką mieszaniną, można było wręcz skroić nożem.

Goście ściskali się przy drewnianych stołach, tworząc tętniącą życiem masę. Zewsząd co chwila rozbrzmiewały kolejne głośne toasty i wybuchy śmiechu. Wśród tego zgiełku, kelnerki, często zaczepiane przez nachalnych gości, starały się utrzymać równowagę w pełnym kufli ruchu. Ich uśmiechy były wymuszone, a spojrzenia pełne wytrwałości w obliczu niewybrednych komentarzy, rzucanych w ich stronę.

Zelgadis skrzywił się nieznacznie.

„Cudownie” – pomyślał, ostatecznie decydując się ruszyć w poszukiwaniu wolnego miejsca.

Z obrzydzeniem stwierdził, że kiedy przeciskali się pomiędzy stolikami, mijani mężczyźni, z nieskrywaną dwuznacznością, oblepiali wzrokiem Nirali. Nie musiał czekać długo, aż jeden z nich zakrzyknął:

– Zgubiłaś się, dziecinko? – Zarechotał rozbawiony, z zadowoleniem klepiąc Nirali po pośladku.

Dziewczyna zatrzymała się plecami do mężczyzny jak rażona prądem. Zacisnęła usta w wąską linę, a jej brwi ściągnęły się w wyrazie nagłej wściekłości. Zelgadis był już pewien, że ta nie wytrzyma, jednak po chwili jej twarz złagodniała. Odwróciła się do nieznajomego z niewinnym uśmiechem.

– Pan wybaczy! Tak tu tłoczno, że nie ma nawet gdzie usiąść – zaszczebiotała, udając zawstydzenie.

Twarz łajdaka wykrzywiła się w plugawym uśmieszku.

– Jestem pewny, że znajdzie się u nas miejsce dla ciebie i koleżanki – stwierdził, sugestywnie poklepując puste miejsce przy swoim boku i zerkając na Zelgadisa z drwiną.

Zelgadis już otworzył usta, aby zaprotestować, kiedy nagły głos Nirali rozbrzmiał w jego głowie:

– Przestań! – nakazała zdecydowanie. – Przyszliśmy tu po informacje, to idealna okazja.

Zamknął usta, zerkając na siostrę, której uśmiech rażąco kontrastował z ostrym tonem, który właśnie usłyszał. Niechętnie przeniósł spojrzenie na dwójkę nieznajomych, proponujących im dołączenie do stolika. Rośli, brodaci goście mieli już nieźle wypite, co mógł szybko stwierdzić po ich zamglonych, rozbieganych oczach. Ich starsze, śniade twarze zdobiły liczne zmarszczki i blizny. Wyglądali na najemników.

– Postanawiaj, dziecino. Nie mamy całego dnia – zawołał jeden, wychylając trzymany w dłoni kufel z piwem.

– Bardzo pan uprzejmy – zachichotała Nirali, zajmując wskazane miejsce i zerkając znacząco na Zelgadisa.

Niechętnie, ale i on w końcu usiadł, jednocześnie widząc, jak masywna dłoń nieznajomego wylądowała na kolanie czarodziejki.

– To jak cię wołają?

– Nirali, a to mój brat Zelgadis – odpowiedziała grzecznie, nie zwracając uwagi na obsceniczne spojrzenia, rzucane w kierunku jej dekoltu.

– Jam to Baldwin – przedstawił się prowodyr sytuacji. – A to mój druh, Arand. Nuże! – zawołał nagle do przechodzącej obok kelnerki. – Grzane dla mnie i moich kompanów!

Po chwili na stoliku wylądowały cztery nowe kufle z piwem. Baldwin zacmokał z zadowoleniem, chwytając trunek i unosząc naczynie do góry.

– Zdrowie, za przepiękne baby! – zwołał głośno, a rozbawiony Arand przybił kufel wraz z nim.

– No co, wy nie pitacie? – podjął Arand, zauważając, że Nirali i Zelgadis nie tknęli poczęstunku.

Zelgadis bez entuzjazmu sięgnął po naczynie, przesuwając je w swoim kierunku. Z wahaniem upił łyk, krzywiąc się od smaku gorzkiej cieczy. Mimowolnie przypomniał sobie te wszystkie wieczory, kiedy po prostu próbował zapomnieć… Czas, do którego nie chciał już wracać. Mężczyźni zarechotali, najwyraźniej odbierając jego reakcję jako zwyczajny brak wprawy w piciu.

– Twój bratko, chyba jeszcze nieprzeżarty! Nie posmakował dobrze w życiu. – Baldwin otarł skapujące z brody piwo.

– A dzisiaj to grzech się nie napoić. Takie okazje nieczęsto się nadarzajo – dodał Arand.

Rodzeństwo uniosło głowy z zainteresowaniem.

– Okazje? – podchwyciła Nirali. – To za co powinniśmy dziś wypić? – Uniosła swój kufel, patrząc na towarzyszy w uprzejmym oczekiwaniu.

– Coś ty nie wiesz, kruszyno? Za rozkosz księżniczki Amelii z okazji nadchodzącego, błogosławionego ślubu!

Updated: 14 Lipiec 2023 — 20:37

4 Comments

Add a Comment
  1. To pojechałaś po bandzie

    1. Taki był plan. 😀 Nie chcemy przecież żeby było za nudno. 😀

  2. Ło raju! O.o Co tam się podziało? O.o Amelka, co ty narobiłaś? O.o

    Niewątpliwie namotałaś :D.

    1. Rozdział może i krótszy względem poprzedniego, ale jak namieszał! Czytało się jak zawsze lekko i miło :)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

© 2018 Frontier Theme