Cz.2 – Rozdział II

Muzyka

„Święto Odrodzenia”

Nirali odsunęła się powoli, ukradkiem przecierając twarz rękawem.

– Obiecaj, że już będzie dobrze – poprosiła, przyglądając mu się z nadzieją nieco zaczerwienionymi oczami.

– Obiecuję.

Czarodziejka uśmiechnęła się delikatnie. Przytaknęła na potwierdzenie otrzymanej obietnicy, po czym odganiając cały wcześniejszy smutek, energicznie podniosła się z ziemi.

– Chodź! – zawołała. – Mamy niewiele czasu, a nie zdążyłam jeszcze nakryć do stołu.

Zelgadis w milczeniu podążył za siostrą w stronę domu. Zanim opuścili niewielki zagajnik, raz jeszcze obejrzał się na naznaczony napisem głaz. Coś nie dawało mu spokoju…

***

Kiedy otworzył drzwi własnego pokoju, westchnął zmęczony. Zrozumiał, jak musiała czuć się Nirali widząc go w takim otoczeniu… Zdecydowanym krokiem ruszył w stronę okna, odsuwając zasłony i otwierając je na oścież. Odetchnął głęboko, delektując się przez chwilę zapachem wilgotnej trawy.

„Najwyższy czas wziąć się w garść” – pomyślał, obserwując otulający chatę las. „Amelia na pewno by tego chciała”.

Uśmiechnął się pod nosem, uświadamiając sobie, że po raz pierwszy od dawna dobrowolnie dopuścił do siebie myśl o niej. W odpowiedzi niemal natychmiast, całe ciało zalała fala tęsknoty. Znowu, jak widmo, powrócił obraz ich ostatniej rozmowy. Ciepło kruchego ciała, które przygarnął do piersi, błękit jej oczu i każda, najmniejsza krzywizna ust. Niemal namacalnie poczuł na języku słony smak ich ostatniego pocałunku. Przełknął z trudem, odrywając się od wspomnienia. Nie rozumiał, jak mógł kiedykolwiek obawiać się, że o niej zapomni…

– Zel! Włóż na siebie coś ładnego, proszę! – krzyknęła Nirali z sąsiedniego pomieszczenia.

Przewrócił oczami zirytowany.

Od samego początku szczerze nienawidził tego dnia. Święto Odrodzenia, jak zwykli określać ten dzień mieszkańcy tego świata. Dzień, w którym każdy cieszył się i świętował odejście demonów oraz odrodzenie filaru, dla niego był jedynie przykrym momentem przypomnienia…

„Wszystkiego najlepszego z okazji rocznicy pożegnania” – mruknął do siebie w myślach.

Walcząc z własnym rozgoryczeniem, ostatecznie skierował się w stronę niewielkiej komody.

– Nirali potrafi być naprawdę przekonująca. – Eryk powitał go nieśmiałym uśmiechem, zatrzymując się w progu.

Zelgadis wzruszył ramionami, zajęty przeglądaniem ubrań ściśniętych w szufladzie.

– Nie chcę dokładać jej kolejnych zmartwień – stwierdził poważnie, próbując wygładzić materiał zmiętej odzieży.

– W ubiegłe Święto Odrodzenia nawet nie chciałeś z nami rozmawiać. Doceniam gest – przyznał Eryk i mimo kąśliwości ostatniego zdania, Zelgadis był pewien, że chłopak był szczerze wdzięczny.

– Która lepsza? – zapytał, zmieniając temat i obracając się do rozmówcy z dwiema wybranymi koszulami.

Mężczyzna prychnął rozbawiony.

– Czarna – stwierdził bez namysłu. – Postaraj się, może ten dzień nie będzie tak zły, jak myślisz – dodał Eryk, uśmiechając się tajemniczo, po czym ponownie zniknął w głębi domu.

Zelgadis patrzył za nim przez długą chwilę, zastanawiając się nad usłyszanymi sławami.

„Postaraj się? Naprawdę?” – pokręcił głową, wzdychając głośno, jednak nie zamierzał podejmować tematu.

Ich relacja z Erykiem była specyficzna.

Po wydarzeniach sprzed trzech lat Eryk długo wracał do zdrowia. Lata spędzone w więzieniu demonów odcisnęły na nim piętno, zarówno w postaci licznych blizn pokrywających ciało, jak i zatruwających umysł koszmarów. Przez pierwsze miesiące Eryk żył w ciągłym napięciu i lęku, że lada moment świat znów ogarnie zniszczenie, co właściwie uniemożliwiało mu normalne funkcjonowanie. Praktycznie wcale nie spał, nie jadł, nie potrafił nawet rozmawiać z Nirali. Zelgadis pamiętał, jak chłopak spędzał długie godziny w emocjonalnym odrętwieniu, obserwując pustym wzrokiem przestrzeń przed sobą. Pamiętał też Nirali, czuwającą u boku ukochanego, szepczącą uspokajające słowa pocieszenia i gładzącą go czule po dłoni…

Z czasem było lepiej.

Podczas kiedy Zelgadis nadal tkwił zamknięty w czterech ścianach, Eryk stopniowo odzyskiwał chęć życia. Zaczął wychodzić z domu, spędzać więcej czasu z Nirali i ostatecznie wrócił także do badań alchemicznych, co, jak dowiedział się od Nirali, pasjonowało go już wcześniej. Nigdy jednak nie naciskał na Zelgadisa, za co ten był mu wdzięczny. Eryk od początku szanował jego potrzebę bycia w samotności i w przeciwieństwie do Nirali, częściej ofiarował mu po prostu milczące wsparcie. Zelgadis był pewien, że jak nikt inny, Eryk wiedział, że z własnymi demonami należy uporać się osobiście.

Westchnął, zapinając ostatni guzik świeżo założonej koszuli.

„Powinno wystarczyć” – pomyślał, kiedy zabrzmiało głośne pukanie do drzwi frontowych.

– Idę! – krzyknęła głośno Nirali, wybiegając na korytarz, aby przywitać gości.

– Chyba nigdy nie zrozumiem, dlaczego zamieszkaliście na takim zadupiu – zaśmiał się Tamaki, przechodząc przez próg ich skromnego domostwa.

– Celebryci już tak mają – rzuciła żartobliwie Nirali, obejmując chłopaka na powitanie.

Zelgadis doskonale wiedział, że ta mała uwaga miała być jedynie żartem, jednak nie mógł powstrzymać grymasu, kiedy przypomniał sobie, dlaczego mieszkają z dala od miasta. On, chimera, budzący w ludziach strach i siostra morderczyni, dawniej współpracująca z demonami…

– No, już Tamaki, daj mi przejść! – sapnęła zirytowana Maya, próbując przecisnąć się do środka.

– Maya, miło cię widzieć. – Nirali uprzejmie skinęła głową w kierunku kapłanki. – Zapraszam, wszystko już przygotowałam – zatrajkotała wesoło siostra, prowadząc zebranych do niewielkiego salonu.

Po krótkiej wymianie powitań i uprzejmości ostatecznie wszyscy zasiedli przy dużym stole, zajmującym większą część pomieszczenia. Na świeżo wypranym obrusie, Nirali w równych odstępach rozłożyła białą zastawę i półmiski z jedzeniem. W kominku wesoło trzaskał ogień. Było tak „sielankowo”, że Zelgadis aż poczuł ścisk w żołądku, z trudem zmuszając się do powstrzymania kolejnego grymasu.

Chcąc zająć czymś myśli, obrzucił gości uważnym spojrzeniem.

„Nic się nie zmienili…” – przyznał w duchu.

Zelgadis rzadko ich widywał. Właściwie, to razem odwiedzali ich jedynie z okazji Święta Odrodzenia.

Maya i Tamaki, w przeciwieństwie do Zelgadisa i jego siostry, byli chętnie goszczeni w mieście i pełnili ważne funkcje w radzie miejskiej, przez co nie mogli zbyt często pojawiać się w otoczeniu „osób niechcianych”. Pomimo tego dziwacznego mezaliansu społecznego, łączące ich wydarzenia z czasem przerodziły się w poczucie przynależności, a wspólne spędzanie Święta Odrodzenia stało się niepisaną tradycją.

– Jak zawsze Nirali, wszystko wygląda przepysznie – zagadnął Tamaki, sięgając po wypolerowane sztućce.

Dziewczyna uśmiechnęła się ciepło w odpowiedzi.

– Na zdrowie. Niech Matka Chaosu ma nas w swojej opiece – odpowiedziała cicho, kłaniając się lekko i tym samym zapraszając zebranych do jedzenia.

Zelgadis niechętnie sięgnął po pierwszy kawałek pieczeni, który nałożył na talerz i zmusił się do oderwania małego kęsa.

– Co u was? – zapytała Maya.

– Dobrze, chociaż zima była trudna – odpowiedziała spokojnie Nirali.

Kapłanka przytaknęła poważnie.

– Jeśli będziecie potrzebować pomocy, wiesz, że zawsze możesz zwrócić się do nas… – zaczęła.

– Jest w porządku. Radzimy sobie – przerwała Nirali, uśmiechając się uprzejmie.

– Widzę – odparowała niemal natychmiast Maya. – Nie spodziewałam się, że w tym roku Zelgadis zechce do nas dołączyć.

Spiął się, słysząc swoje imię.

– Jak twoje poszukiwania Zelgadisie? Natrafiłeś na coś nowego? – kontynuowała zaciekawiona.

„Jeden, dwa, trzy…” – odliczył w myślach, zanim odważył się odpowiedzieć.

– Nie.

– Rozumiem… – zmartwiła się szczerze Maya. – Przykro mi.

Przez długą chwilę dało się słyszeć tylko brzdęk sztućców o talerze.

– Masz może wino, Nirali? – zagaił nagle Tamaki. – Czuję się gorzej niż na obiadach u własnej babci… Powinniśmy trochę wyluzować – stwierdził z uśmiechem, odchylając się na krześle.

– Popieram – wtrącił Eryk, unosząc pusty kieliszek w górę.

Nirali pokręciła głową rozbawiona, jednak bez słowa zniknęła w kuchni, z której po chwili wróciła, niosąc dwie butelki zamówionego trunku.

Dalej jakoś poszło i jak ze zdziwieniem stwierdził Zelgadis, było całkiem miło. Rozmawiali trochę o wszystkim i o niczym. Wymieniali uwagi na temat życia w mieście, żartowali z nowej polityki, a między wierszami wspominali stare życie, starannie wybierając odpowiednie treści z zagmatwanej przeszłości.

Zaczęło zmierzchać.

– Czyli dobrze zrozumiałam, że nie macie zamiaru nigdy powiedzieć ludziom o swojej prawdziwej naturze? – podsumowała Nirali.

– Po co? Nie daj bogom, jeszcze zaczęliby nam stawiać pomniki. – Zaśmiał się w odpowiedzi Tamaki. – Nie, niech lepiej będzie, jak jest. Wiedza o tym, że jesteśmy boskimi naczyniami, jest im do niczego niepotrzebna.

– A co z Acedią? – podjął poważnie Zelgadis, po chwili wahania.

Sam nie był do końca przekonany, czy chciał usłyszeć odpowiedź.

Maya spojrzała na niego z obawą.

– A co ma być? Siedzi w tym swoim ogrodzie, ale przynajmniej jest tak, jak mówiła… Nie wtrąca się w sprawy ludzi.

– Myślałem, że macie jakiś kontakt… – kontynuował ostrożnie.

– Nie, nie mamy. To, że R A Z zgodziłam się z nią współpracować dla dobra świata nie znaczy, że teraz pijemy razem herbatki – odpowiedziała butnie Maya, krzyżując ramiona na piersi.

Zelgadis wzruszył ramionami pokonany. Po chwili namysłu stwierdził, że właściwie nie spodziewał się innej odpowiedzi. Trzy lata temu faktycznie Acedia zwróciła się do Mayi z prośbą, którą ta zdecydowała się spełnić. To był ten jeden raz, wyjątek, który pozwolił na przywrócenie światu życia. Gdyby Maya z Acedią nie pojawiły się tamtego dnia na polu walki, on i Nirali nigdy nie byliby w stanie wyzwolić prawdziwej potęgi Bliźniaczych Ostrzy. Nie zdołaliby przywołać Matki Koszmarów… Chociaż niechętnie, musiał przyznać, że Acedia pewnie ocaliła ich wszystkich. W ostatnim momencie zdołała przekonać kapłankę i przenieść je w odpowiednie miejsce. Wspomnienie Mayi chwytającej go za ramię, przypływ potężnej, boskiej siły, a potem ogarniający ich chaos… I życie.

Znowu życie.

– Powinniśmy się już zbierać – stwierdził spokojnie Tamaki, wyrywając Zelgadisa z zamyślenia.

– Zaczekajcie! Jest coś jeszcze… – zaprotestował nagle Eryk, zerkając niepewnie na Nirali.

Dziewczyna z wahaniem przytaknęła, pozwalając mu kontynuować.

– Ostatnimi czasy pracowałem nad czymś… – zaczął zakłopotany. – Nie mogę obiecać, że się uda, ale razem z Nirali pomyśleliśmy, że warto byłoby spróbować… Co prawda, jak mówiłem, nie wiem…

Eryk zamilkł, odchrząknął cicho, wyciągając z kieszeni spodni małe zawiniątko.

– Zel… – zaczęła poważnie Nirali, jej oczy błyszczały z podekscytowania. – Pamiętasz, rozmawialiśmy kiedyś o chwili, w której Jashe przywrócił ci ludzki wygląd. Mówiłeś, że Jashe rozdzielił trzy energie zaklęte w twoim ciele przy pomocy posiadanego naszyjnika. Ten naszyjnik…

Eryk ostrożnie rozpakował trzymany przedmiot. Zelgadis odruchowo pochylił się wprzód, unosząc brwi w szoku. Ten naszyjnik…

– Znaleźliśmy go w miejscu, w którym zniknął Jashe. – Czarodziejka uśmiechnęła się z wahaniem. – Nie chcieliśmy ci mówić, tym bardziej że nie mieliśmy żadnej pewności, że cokolwiek uda się z nim zrobić. Był trochę pokiereszowany, zresztą jak ty sam – dodała ciepło. – Eryk i ja pracowaliśmy nad nim w tajemnicy i myślimy, że… to mogłoby się udać, Zel.

Zelgadis rozchylił usta w niemym pytaniu. Czuł na sobie wzrok wszystkich zgromadzonych, przyglądających mu się z uwagą. Nawet nie zauważył kiedy, Nirali delikatnie ścisnęła jego dłoń.

– Nie możemy obiecać, że się uda. Ale chyba warto spróbować?

„Warto?”.

Obrócił w myślach usłyszane słowa i po raz pierwszy od dawna, poczuł dogłębne przerażenie. Lodowate macki zacisnęły się szczelnie wokół jego piersi, nie pozwalając na wypowiedzenie choćby słowa, jednak to nie ewentualna porażka budziła największy lęk.

Bał się, że mogłoby się udać, że jakimś chorym zrządzeniem losu, właśnie tu i teraz odnalazłby antidotum własnej klątwy.

Czy naprawdę musiał oddać wszystko, aby dojść do tego momentu? Czy musiał poświęcić Amelię? Przyjaciół?

Uśmiechnął się gorzko w odpowiedzi na własne myśli. Matka Chaosu musiała się świetnie bawić, kiedy naigrywała się z jego losu…

Nagle świat wydał mu się nowy, nieprzewidywalny i niebezpieczny. Przez moment oniemiały nawet pragnął się z niego wycofać… Boleśnie tęsknił za światem, który znał wcześniej i zrozumiał, że tak naprawdę obawiał się kolejnej zmiany.

– Zel? – podjęła łagodnie Nirali. – Nie chcesz?

Pokręcił gwałtownie głową.

To szokujące, jak szybko godzimy się, aby zapełnić puste miejsca, jak jedno pragnienie zapychamy kolejnym, ponieważ nie znosimy pustki.

– Spróbujmy… – odpowiedział cicho, przeciskając słowa przez ściśnięte gardło.

Nirali gestem nakazała Erykowi podejść. Kryształ na złotym łańcuszku błysnął w świetle paleniska. Ostatnim razem, kiedy Zelgadis go widział, klejnot lśnił błękitną poświatą, a wewnątrz kamienia przelewała się skumulowana energia dusz Nieumarłych. Teraz jednak, zdawał się być pusty w środku i na swój sposób martwy.

– To bezpieczne? – zapytał z obawą.

„A co cykasz?” – mógłby przysiąc, że usłyszał obok rozbawiony głos Liny.

Rozejrzał się dookoła zdezorientowany, jednak oczywiście, nie było jej.

– Tak – potwierdził uspokajająco Eryk. – W najgorszym wypadku po prostu nic się nie stanie. Opracowaliśmy z Nirali zaklęcie. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, powinno się udać, oddzielić energię demona i golema tak, żeby zamknąć je w krysztale. Wtedy odzyskasz swoje ciało, chociaż pamiętaj, że stracisz też część mocy.

– Dobrze. Jestem gotowy – szepnął.

Nirali przytaknęła w skupieniu i ciągnąc za rękę, pomogła mu wstać.

– Stań tutaj – poinstruowała. – Może zaboleć…

Zelgadis przymknął oczy w oczekiwaniu. Serce boleśnie tłukło w piersi, obijając żebra.

– Perficio infinitum et nigrum divisum animae…

Updated: 15 Listopad 2022 — 23:29

7 Comments

Add a Comment
  1. Mam wrażenie, że ten Kamień jest jakąś wskazówą do przejścia do innego wymiaru. Podczas czytania, ze dwa-trzy razy, miałam wrażenie że piąty filar jest jakby lustrzanym odbiciem Sailunu. Jak w Stranger Things!

    1. Cieszę się, był to zamierzony efekt, więcej zdradzić nie mogę, żeby nie zepsuć niespodzianki. 😀

  2. Rozdział spokojny, jak zawsze napisany ślicznym, zgrabnym i plastycznym językiem. Bardzo mi się spodobało zdanie:

    To szokujące, jak szybko godzimy się, aby zapełnić puste miejsca, jak jedno pragnienie zapychamy kolejnym, ponieważ nie znosimy pustki.

    Mądre i prawdziwe nie tylko w przypadku Zelgadisa.

    Miło było zobaczyć, że Zel zaczyna wracać do siebie. Eryk również swoje musiał psychicznie „odchorować”. To że Nirali sama nie oszalała przez ten czas, to wspaniała rzecz…

    Mój jedyny zarzut to zaklęcie Nirali i Eryka. Jestem zawsze bardzo sceptyczna, jak Zel odzyskuje własną postać zbyt łatwo. Kanonicznie w mandze Shabranigdo powiedział niemalże wprost, że jedynie LoN posiada taką moc. Dwójka ludzi nie powinna być w stanie opracować takiego zaklęcia, nawet z pomocą artefaktu Demona. Samo zdarzenie z Jashe przyjęłam jako iluzję, kolejną warstwę jego parszywości. Ale to tylko moje marudzenie wykształcone po przeczytaniu bardzo wieku fików ^^’.

    Czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy :).

    Przepraszam bardzo, że tak późno dodaję komentarz. Przeczytałam rozdział wcześniej, lecz miałam „latające” dni ostatnio…

    1. Na spokojnie Kochana, ja już ci kiedyś powiedziałam, że czytanie powinno być przyjemnością w wolnym czasie, a nie żadnym obowiązkiem, także nie byłabym zmartwiona nawet gdybyś przeczytała to po roku. Chociaż oczywiście bardzo cenię twoje zdanie i miło mi przeczytać opinię. 😀
      Co do komentarza, to tak… Na razie chciałam żeby było spokojnie. Potrzebowałam nieco przestrzeni żeby trochę pokazać, co wydarzyło się przez ostatni przeskok czasowy. Już niedługo akcja na pewno trochę przyspieszy.
      Nirali jest twarda i w sumie zależało mi żeby też to pokazać. W czasie kiedy chłopaki byli „rozwaleni” ona jakoś to sklejała, nawet pomimo niechęci ze strony mieszkańców piątego filaru.
      Co do ostatniej kwestii… Ach. 😀 Długo się zastanawiałam i częściowo się zgadzam. Czy jednak dojście do tej nadziei było takie łatwe, tego nie wiem. Pisząc ff faktycznie założyłam, że żadna siła w starym świecie Zela, nie mogłaby przywrócić mu ludzkiego wyglądu. Tu jednak, świat działa trochę inaczej. Cały temat faktycznie rozbija się o ten artefakt. Zapewne domyślasz się jakim torem myślowym poszłam (potężny demon i bla bla ). Dołożyłam do tego jeszcze fakt, że magia piątego filaru jest dla Zelgadisa całkowicie obca, np. tu Nirali miała zdolność teleportacji, a wśród naszych kanonicznych bohaterów nikt nie mógłby czegoś takiego osiągnąć. Dodatkowo założyłam, że zaklęcie ma jedynie wywołać działanie naszyjnika, a więc znowu wracamy do tego, że całość będzie rozbijać się o naszyjnik właśnie. Co w praktyce oznacza, że jak ktoś go zniszczy to… 😀 Na razie planuję pójść tą drogą, a jak wyjdzie to się okaże. Mam nadzieję, że mimo wszystko przymkniesz oko. Całe to opowiadanie, nie oszukujmy, odjeżdża od kanonu i to chyba dość grubo, haha. 😀
      Na koniec jak zawsze dziękuję za szczerą opinię i dobre słowa. 😀

      1. Bardzo dobrze robisz, utrzymując spokojny ton tych rozdziałów. Bohaterowie tego potrzebują, czytelnicy też się bardzo wiele dowiadują o postaciach, w jaki sposób sobie radzą po tak mocnych przejściach. Takie rozdziały są bardzo potrzebne, aby odpowiednio budować napięcie. Wciąż się tego uczę, a ty po prostu to robisz :).

        Doskonale udało ci się pokazać, że Nirali ma mentalne poślady ze stali :D.

        Co do Zela odzyskania postaci. Absolutnie nie mam na myśli, że była to łatwa droga. Tylko fakt, że „zwyczajny” człowiek jest w stanie to pośrednio bądź bezpośrednio uczynić. Aaaale przyjmuję twoją argumentację o stwierdzeniu, że dotyczyło to świata Zela. Faktycznie Shabranigdo też mógł nie wiedzieć wszystkiego :D. I skoro zaklęcie ma wywołać samo działanie naszyjnika, który już nie jest kreacją ludzką, to mnie póki co przekonuje ;). Dzięki za wyjaśnienia ^^.

  3. Szybkie przypomnienie na czym skończył się rozdział, a potem czytanie nowego. Ale najpierw! Zdanie po łacinie, co oznacza. Dokonać nieskonczone i czarną duszę oddzielić…animae. tego animae nie mogę rozgryźć

    1. Hah, ja mistrzem łaciny też nie jestem, ale z założenia miało być „Dokonuję nieskończonego i czarnego podziału dusz” 😀
      Animae o ile dobrze rozumiem pochodzi właśnie od słowa Anima, czyli dusza i jest to forma pisana w liczbie mnogiej: https://www.latin-is-simple.com/en/vocabulary/noun/361/

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

© 2018 Frontier Theme