Cz. 2 – Rozdział IV

Z dedykacją dla „najwierniejszych czytelniczek”. 😉

„W drodze do domu”

 

– Wydaję mi się, że nie jest pan zadowolony z ostatniej umowy. Po co pchać się w kolejną? – zapytała, siląc się na powagę, jednak nie mógł zignorować pobrzmiewającej w jej głosie kpiny.

Mimowolnie skrzyżował ramiona na piersi, starając się przybrać obojętny wyraz twarzy.

– Tak cię to bawi? – zauważył szorstko.

Acedia wzruszyła ramionami z udawaną skruchą, po czym bez słowa ruszyła w głąb otaczających ich ogrodów z zamiarem odejścia.

– Proszę! – krzyknął, natychmiast podążając jej śladem. – Nie mam czasu na gierki. Nie odejdę, dopóki nie zgodzisz się pomóc!

– Pomóc? – zaśmiała się głośno, ponownie przystając. – Panie Greywords, ja nie mam w zwyczaju nikomu pomagać. Dobrze pan zna warunki, a skoro tak, co może pan zaoferować w zamian?

Skrzywił się, przypominając sobie zasady dotyczące równoważnej wymiany. Oczywiście od samego początku spodziewał się, że Acedia nie zrobi niczego bezinteresownie, co jednak nie powstrzymało go od przybycia i proszenia.

– Jeśli chcesz być tak precyzyjna… Nie przypominam sobie, żebym musiał oferować coś w zamian, kiedy wraz z Mayą pomogłaś nam aktywować Bliźniacze Ostrza.

Twarz demona niemal natychmiast stężała.

– To była wyjątkowa sytuacja. Moja pomoc była równoznaczna z pozbyciem się mojego butnego rodzeństwa. To wystarczająca wymiana. Nie mam żadnego powodu, aby zwolnić pana z zawartej trzy lata temu umowy lub co gorsza, aby zrobić to bezinteresownie. Zapytam więc raz jeszcze, panie Greywords, co może pan zaoferować w zamian?

Westchnął, starając się ukryć rosnące poirytowanie.

– Skończmy te negocjacje, dobrze? Cokolwiek bym nie powiedział, założę się, że ty i tak masz już swój cel.

Acedia uśmiechnęła się, rozciągając usta w szerokim, bezwstydnym grymasie.

– Panie Greywords, jeżeli mamy zmienić warunki naszej umowy, zgodnie z prawami równoważnej wymiany, muszę otrzymać zapłatę. Jeśli przyniesie mi pan Łzę Matki Koszmarów, będzie pan wolny.

Słowa Acedii były jak powiew lodowatego wiatru. Zamarł w bezruchu na długą chwilę, niezdolny do jakiejkolwiek reakcji.

Łza Matki Koszmarów?

Owszem, czasami zastanawiał się, co się z nią stało i dlaczego Xellos mógł jej potrzebować… Jednak za każdym razem szybko wyrzucał z głowy te rozmyślania, traktując tę sprawę jako drugorzędny problem w aktualnej sytuacji.

– Więc? – ponagliła, przyglądając mu się w zamyśleniu. – Przecież chciał pan mojej pomocy?

– Łza? – powtórzył powoli, nie mogąc uwierzyć w to, co usłyszał. – Ty żądasz Łzy Matki Koszmarów?

– Tak, panie Greywords. To jedyny sposób na zwolnienie z naszej poprzedniej umowy.

– Jeśli ją przyniosę… – wykrztusił z obawą, starając się wyczuć intencje Acedii – co zamierzasz z nią zrobić?

– Och, z pewnością nie to, o czym pan myśli – odpowiedziała, ogarniając tęsknym wzrokiem otaczające ich ogrody. – Szczerze mówiąc, zmęczyło mnie już życie pośród śmiertelników. Podobnie jak pan, ja również chciałabym wrócić do domu.

– Do domu? – zauważył zbity z tropu.

– To moja cena, panie Greywords. – Spojrzała na niego z chłodną kalkulacją w oczach, zupełnie ignorując ostatnie pytanie. – Na ten moment nie musi pan wiedzieć więcej.

– Załóżmy, że się zgodzę. Jak mam odnaleźć Łzę skoro została zabrana przez Xellosa do innego świata, a ja utknąłem tutaj? To układ bez wyjścia – zauważył kąśliwie.

– Oczywiście, panie Greywords. Dlatego właśnie wpierw otrzyma pan przepustkę do starego świata. Ma pan trzydzieści dni, aby wrócić ze Łzą. Jeżeli się to panu uda, tak jak obiecałam, będzie pan wolny.

– Trzydzieści dni?! – krzyknął zbulwersowany. – Wątpię, żeby w ogóle udało mi się odnaleźć kogoś zdolnego do otwarcia przejścia w tak krótkim czasie. Nie mówiąc już o odszukaniu samej Łzy… – dokończył nieco zrezygnowanym tonem.

– Jeśli pan nie jest zainteresowany, to proszę odejść i nie marnować mojego czasu.

Urażony spojrzał w oczy Acedii, podświadomie czując, że to jego ostatnia szansa. Nawet jeśli nie zdoła odzyskać Łzy, to przynajmniej dowie się, co stało się z Amelią, oczywiście pod warunkiem, że otworzy ten cholerny portal…

– Zgoda – szepnął z determinacją. – Mam jeden warunek.

– Ach, tak?

– Dasz słowo, że nie wykorzystasz mocy Łzy do skrzywdzenia kogokolwiek.

Acedia uśmiechnęła się z politowaniem. Widział, że chciała dodać coś jeszcze, ale ostatecznie jedynie pokiwała głową, co nieco go uspokoiło.

– Pańska wiara w demoniczną uczciwość jest naprawdę fascynująca, ale zgoda, niech już będzie.

– Oczywiście, że wierzę w demoniczną uczciwość. Tak samo, jak wierzę, że śnieg jest czerwony, a koty latają – stwierdził, głęboko wzdychając i mimowolnie przewracając oczami. Doskonale zdawał sobie sprawę z ryzyka kolejnej umowy, ale mimo wszystko, nie uważał, żeby miał coś więcej do stracenia.

– Och, proszę, nie obrażać kotów – odparła. – W każdym razie, jeśli chodzi o naszą umowę, ponieważ nasze cele są zbieżne, pomogę panu trochę rozwiać wątpliwości. Nie musi pan wcale otwierać głównego portalu, aby dostać się do starego świata. Jest prostszy sposób – stwierdziła, celując w niego palcem wskazującym. – Pan i pańska siostra, jako dziedzice Bliźniaczych Ostrzy możecie swobodnie podróżować poprzez pęknięcia między światami.

– Pęknięcia?

– Wiem, że ostatnie lata studiował pan zapiski dotyczące magicznych portali, ale to, co powiem, nie sądzę, żeby zostało zapisane gdzieś wcześniej. Bliźniacze Ostrza to nie tylko potężna broń. Moc mieczy powstałych z samego chaosu wykracza poza czas i przestrzeń. Zapewne zauważył pan, że z pańską siostrą łączy was niezwykła więź.

Acedia zamilkła, przyglądając mu się w skupieniu i najwyraźniej oczekując potwierdzenia własnych słów.

Przytaknął z wahaniem. Wielokrotnie doświadczył siły tej wyjątkowej więzi. Nigdy nie opanował telepatii, a jednak z jakiegoś niezrozumiałego powodu bez żadnego problemu mógł rozmawiać w ten sposób z Nirali, nie zważając na dzielącą ich odległość. Te rozmowy nie były jedynie zwykłą wymianą informacji. Po każdym razie mógłby przysiąc, że również ich emocje splatały się ze sobą, tworząc całkowite duchowe połączenie.

– Nadal nie rozumiem, jaki związek mają Bliźniacze Ostrza z pęknięciami, o których mówisz? – podjął w końcu zmieszany.

– Kiedy został pan odesłany z tego świata, Bliźniacze Ostrza nadal dążyły do połączenia. Ich niezwykła siła przez lata naginała przestrzeń pomiędzy światami, by w konsekwencji, któregoś dnia pozwolić na zjednoczenie ich posiadaczy. Tak powstały pęknięcie. Nie ma zatem żadnej potrzeby, aby szukał pan teraz osoby odpowiedniej do otwarcia głównego portalu.

– Chcesz mi powiedzieć, że cały ten czas mogłem po prostu skorzystać, z któregoś z tych przejść? – zapytał oszołomiony.

– Proszę nie zapominać o przysiędze, którą pan złożył. Jej warunki oczywiście skutecznie by to uniemożliwiły.

– Fakt… – stwierdził, sprowadzając swój chwilowy entuzjazm do parteru. – A ty, skąd wiesz o pęknięciach?

– Wiem wiele rzeczy, panie Greywords. – Kąciki ust Acedii uniosły się lekko, jednak nie zamierzała odpowiadać na pytanie.

– Jeśli dobrze rozumiem, z tych przejść mogę korzystać jedynie ja i Nirali?

– Dokładnie.

Westchnął przeciągle, próbując poskładać wszystkie fakty w głowie. Z jakiegoś powodu przez chwilę poczuł się oszukany. Poświęcił setki godzin na studiowanie informacji o portalach, a jednak, jak słusznie zauważyła Acedia, ani razu nie natrafił na wzmiankę o tajemniczych pęknięciach. Tymczasem rozwiązanie miał dosłownie w zasięgu ręki. Skrzyżował ramiona na piersi i zaciskając usta, zmusił się do odpędzenia własnego pesymizmu.

„Przynajmniej jeden problem z głowy” – uznał w końcu.

– A co ze Łzą? – zapytał po chwili. – Jak ją odnajdę?

– To już pańskie zadanie. Chociaż uważam, że będzie to prostsze, niż się panu wydaje.

– A to dlaczego?

– Proszę nie zapominać, że to najpotężniejszy z artefaktów we wszystkich światach. Jestem pewna, że skoro już został odnaleziony, musiał wpłynąć na losy pańskiego starego świata.

Przytaknął niepewnie, jednocześnie czując, że słowa Acedii uformowały się w ciężką gulę w gardle, którą z trudem przełknął. Mimo wszystko miał nadzieję, że w jego starym świecie wszystko było dobrze… Teraz, nawet bardziej niż przedtem, potrzebował przekonać się o tym na własne oczy.

– Dobrze – zadecydował cicho. – Zgadzam się na twoje warunki. Mam ostatnie pytanie. Pęknięcia. Jak użyć, któregoś z nich?

– Przejście otworzy się, wyczuwając moc mieczy. Wystarczy odnaleźć i zbliżyć się do pęknięcia, aktywując broń.

W odpowiedzi brwi Zelgadisa powędrowały ku górze w wyrazie nagłego sceptycyzmu.

– Jakieś inne niespodzianki, o których powinienem wiedzieć?

– Niechże pan ruszy głową… – syknęła Acedia, po raz pierwszy okazując poirytowanie. – Pęknięcia tworzyły się przez lata, nabierając pełnej mocy w chwilach połączenia posiadaczy Bliźniaczych Ostrzy. Naprawdę żadna podobna sytuacja nie przychodzi panu do głowy? Nigdy nie doświadczył pan żadnego… powiedzmy, niezwykłego połączenia z siostrą będąc jeszcze w starym świecie?

Zelgadis już otworzył usta, aby zaprzeczyć, kiedy niespodziewanie kolejny element układanki wskoczył na swoje miejsce.

„Niemożliwe…” – pomyślał, z intensywnością odtwarzając w pamięci wszystkie szczegóły związane z miejscem, które kilka dni temu pokazała mu Nirali. „Tamten głaz… Czy to jedno z pęknięć?”

Nawet kiedy Nirali zapewniła go, że nie miał prawa widzieć tego miejsca wcześniej, był pewien, że nie miała racji. Tamten napis… A więc naprawdę widział go już wcześniej.

– Widzę, że nareszcie zaczyna pan rozumieć – podjęła Acedia, wnioskując po szoku wyraźnie wyrysowanym w jego oczach. – Przyjmuje pańskie warunki. Ma pan trzydzieści dni. Proszę podać dłoń – podsumowała, jednocześnie wyciągając rękę w jego stronę.

***

Zelgadis ruszył przez miasto, zostawiając kryjówkę Acedii za plecami. Szedł spokojnym, miarowym krokiem, prześlizgując się spojrzeniem po twarzach mijanych przechodniów. Podobnie jak za pierwszym razem i teraz nikt nie zwrócił na niego szczególnej uwagi. Wczesna wiosna powoli wsiąkała w jego ubrania, otulając chłodem skórę, która zdawała się o wiele wrażliwsza na temperaturę.

Co właściwie zamierzał powiedzieć Nirali?

Jedno było pewne. Tym razem nie zamierzał kłamać. Chciał przekonać siostrę o słuszności swojego wyboru, chociaż obawiał się, że kiedy ta usłyszy o warunkach umowy, będzie po prostu wściekła… Sprowadzenie Łzy Matki Koszmarów z powrotem, nie było czymś, czego mogłaby chcieć w swoim nowym, spokojnym życiu. Mimo wszystko wiedział, że musi zaryzykować. W przeciwnym razie równie dobrze mógłby spędzić resztę życia zamknięty w pokoju. Nawet jeśli to wszystko miałoby się skończyć wyłącznie rozczarowaniem, potrzebował go, aby wreszcie pójść naprzód.

– Szanowny Panie! – Starszej daty handlarz wyłonił się znikąd, zastępując dalszą drogę. – Przepraszam, może zechciałby pan sprawić jakiś prezent ukochanej? Z pewnością taki młodzieniec nie może opędzić się od kobiet!

Zelgadis otworzył usta zszokowany, czując, jak na jego twarz wpełza rumieniec. Mężczyzna przyglądał mu się z poczciwym uśmiechem. Ręką wskazywał na niewielki kram, przytulony do jednej ze ścian otaczających ich budynków. Zel bezwiednie przeniósł spojrzenie we wskazanym kierunku, dostrzegając najróżniejsze kosztowności starannie wyłożone na blacie. Biżuteria błyszczała w słońcu jak tysiąc małych światełek, rzucając na ulice wielobarwne plamy.

– Proszę się nie krępować! Halil, da dobrą cenę! – namawiał dalej sprzedawca, najwyraźniej zadowolony z potencjalnej okazji zarobku.

Zelgadis spojrzał na niego z zakłopotaniem, ostatecznie zbliżając się do stoiska. Jego serce zabiło szybciej na myśl o tym, że któryś z tych przedmiotów faktycznie mógłby wręczyć Amelii…  Z drugiej strony, czy ta biżuteria mogła, choć w połowie równać się z najpiękniejszymi wyrobami królewskich złotników? Ocenił skarby krytycznym wzrokiem, aż jeden, szczególny, przykuł jego uwagę. Szczerozłoty motyl o szmaragdowych skrzydłach tak lekki i delikatny sprawiał wrażenie, jakby miał skruszyć się w dłoniach przy najmniejszym dotyku. Dopiero po chwili Zelgadis zdał sobie sprawę z faktu, że w istocie ozdoba była spinką do włosów. Wstrzymał oddech oszołomiony, ostrożnie ważąc przedmiot w dłoniach.

– Ile za to? – zapytał cicho, podziwiając kolorowe refleksy na delikatnych skrzydełkach.

– Och! Ma pan wyśmienity gust. To najprawdziwsze szmaragdy, prawdziwa rzadkość.

– Ile? – powtórzył zniecierpliwiony, a dostrzegając błyszczące oczy sprzedawcy, westchnął ze zrezygnowaniem. Był już prawie pewien, że cena okaże się zaporowa.

– Trzydzieści… – wymamrotał handlarz, między niepewnymi chrząknięciami.

– Tak myślałem… – Zelgadis ostrożnie odłożył ozdobę na stolik i zarzucając kaptur na głowę, ruszył w dalszą drogę.

– Proszę zaczekać! – krzyknął sprzedawca po chwili, doganiając go. – Dobrze, już dobrze! Dwadzieścia pięć złotych monet, niechże stracę!

– Wybacz. Nie mam takich pieniędzy…

– Halil lubi także opowieści. Może opuszczę cenę, jeśli zechce pan opowiedzieć dla kogo ten piękny prezent? – Handlarz uśmiechnął się pobłażliwie, a w ciemnych oczach błysnęło coś szczerego.

Zelgadis zawahał się na moment, przystając.

– Kobieta, której chciałem dać ten prezent, pochodzi z bardzo bogatego domu. Nie sądzę, żebym mógł jej zaimponować podarunkami, na które faktycznie mnie stać.

– Teraz rozumiem, dlaczego wybrał pan tak wyjątkową rzecz.

– To i tak bez znaczenia.

– Odruchy naszego serca nigdy nie są bez znaczenia, młody panie. Tę szczególną, magiczną ozdobę wykonała moja żona, kiedy jeszcze… – starzec urwał, odchrząkając.

– Magiczną? Co masz na myśli? – zauważył przytomnie Zelgadis, a informacja wydała mu się nad wyraz zadziwiająca, gdyż w tym świecie rzadko spotykał cokolwiek o magicznym pochodzeniu.

– Widzisz panie, moja żona była magiem, a specjalizowała się głównie w wyrobie amuletów. Jednak romantyczna z niej była dusza i dla przyjemności tworzyła także niezwykłą biżuterię. Niestety zmarła, podobnie jak większość magów zaraz po rozpoczęciu wielkiej wojny. Jest pan młody, więc pewnie pan nie wie, ale kiedyś wyroby amuletów, eliksirów i zaawansowana alchemia były bardzo powszechne – wyjaśnił uprzejmie.

– Przykro mi z powodu pańskiej żony…

Starzec machnął ręką, odganiając się od niewidzialnej muchy.

– Oj, oj, dobrze. Halil się cieszy, że jego piękna Lucilda nie musiała być świadkiem ostatnich lat.

– Co miałeś na myśli, mówiąc, że motyl jest magiczny?

– Przede wszystkim, poza Halilem, wyroby mojej żony widzą tylko inni magowie. To już mi podpowiedziało, że jesteś panie niezwykły. Motyl ujawnia się oczom tych, którzy gotowi są doświadczyć przemiany. Kiedy dasz go panie swojej ukochanej, jestem przekonany, że przemiana dobiegnie końca.

Zelgadis przyglądał się starcowi z zainteresowaniem. Przez chwilę poczuł, jakby znowu był w starym świecie, gdzie artefakty i magia były na porządku dziennym. Szybko jednak zrozumiał, jak wyjątkowy musiał być sam handlarz, posiadając w tym filarze coś tak niespotykanego.

– Przykro mi, ale mówiłem już, że nie mam takich pieniędzy.

Halil ponownie machnął ręką, lekceważąc słowa Zelgadisa.

– Weź go, panie. Do tej pory nikt inny go nawet nie zauważył. Jestem pewien, że moja Lucilda chciałaby, aby pan go zabrał – dokończył, wciskając mu delikatne zawiniątko w dłonie.

Zelgadis ostrożnie rozchylił materiał, dostrzegając piękną spinkę. Halil nadal przyglądał mu się z poczciwym uśmiechem, a kiedy zerknął na trzymane przez Zelgadisa zawiniątko w jego oczach pojawiła się nostalgia.

– Motyl pana wybrał. Halil ma nadzieję, że poprowadzi pana do nowego początku. – Starzec poklepał go pocieszająco po ramieniu i zanim Zelgadis zdążył odpowiedzieć, mężczyzna obrócił się i ruszył z powrotem w kierunku kramu.

– Dziękuję! – krzyknął w końcu Zel za oddalającym się mężczyzną. W odpowiedzi Halil jedynie uniósł dłoń i nie odwracając się, zamachnął mu na pożegnanie.

Zelgadis uśmiechnął się, dotknięty sytuacją, której właśnie doświadczył. Mijający go ludzie zerkali na niego z ukosa, zastanawiając się, co takiego poruszyło chłopaka w kawałkach ściskanego w dłoniach materiału. Tymczasem on, po raz pierwszy poczuł, że trzyma coś, dzięki czemu faktycznie będzie mógł zacząć od początku. Może to magiczna moc spinki, a może jego własne przekonanie, teraz jednak to nie było ważne. Ostrożnie schował zawiniątko do kieszeni i ruszył w stronę domu.

Updated: 12 Marzec 2023 — 21:52

6 Comments

Add a Comment
  1. Czyli mamy rozwiązanie tajemnicy głazu! I nową przysięgę, za którą na pewno kryją się straszne warunki. Łza wydaje się być rozsądną ceną za zwolnienie z przysięgi. Nie zdziwiłabym się, gdyby Acedia od początku zamierzała mieć za dłużnika jednego z właścicieli Ostrzy. Pozostanie Zela w tym świecie. Ma sens! <3

    Druga część pogodna, dająca nadzieję!

    Ale za długo wesoło być nie może i nadciąga drama, co nie? ;D

    1. Nie byłabym sobą gdyby zaraz nie miała nadejść jakaś drama. 😀
      Dziękuję za komentarz <3

  2. Jestem niepoprawną romantyczką. Pierwsze co, to pomyślałam o pierścionku (⁠^⁠^⁠)(⁠^⁠^⁠)

    1. Haha, ja też i dlatego później stwierdziłam, że to zbyt oczywiste, aby iść tą drogą. 😀

  3. Nie żebym się czepiała, ale miałaś skończyć do wakacji a mamy już maj :⁠-⁠P:⁠-⁠P

    1. Mea Culpa… :( Pobyt w szpitalu i milion papierkowej roboty, bo przygotowuję się na awans zawodowy i muszę przejść całą nauczycielską procedurę będąc w szkole. Dużo stresu. Ale tak, wiem, że muszę przycisnąć, tym bardziej, że tu naprawdę niewiele zostało, może kilka rozdziałów jeśli nie będę się rozwlekać, a nie planuje. 😀

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

© 2018 Frontier Theme