Cz. 2 – Rozdział III

Muzyka

„Spotkanie po latach”

Świadomość powróciła gwałtownie wraz z oddechem rozrywającym płuca. Zelgadis jęknął boleśnie, czując w całym ciele niemożliwe do zniesienia gorąco.

– Nie wstawaj. Masz gorączkę – poleciła cicho Nirali, przykładając mu coś chłodnego do czoła.

„Zaklęcie…” – pomyślał nagle.

Kiedy spróbował otworzyć oczy, aby spojrzeć na swoje ciało, cały świat rozmył się i zatańczył przed nim w wirze jaskrawych barw. Zawartość żołądka poruszyła się niebezpiecznie. Walcząc z nudnościami, zrezygnowany ponownie zacisnął powieki, odcinając się od atakujących doznań.

– Udało się? – wychrypiał zniecierpliwiony.

Zdawało się, że minęła cała wieczność, zanim wreszcie usłyszał swoja siostry:

– Tak, Zel. A teraz odpoczywaj, musisz dojść do siebie.

Drobna dłoń zacisnęła mu się pocieszająco na przegubie. Spróbował uśmiechnąć się w odpowiedzi, ale nawet nie wiedząc kiedy, ponownie zapadł w sen.

***

Obudził go cichy śpiew ptaków. Z obawą otworzył oczy, spodziewając się kolejnego ataku doznań, jednak dookoła wszystko wyglądało normalnie. Uczucie gorąca zniknęło.

Ostrożnie podniósł się na posłaniu, kierując wzrok na własne dłonie, po czym wstrzymał oddech oszołomiony.

Nirali miała rację…

W bladym świetle znikającej nocy widział wyraźnie miękką, brzoskwiniową skórę. Przez długą chwilę mógł jedynie zaciskać i prostować palce, chcąc upewnić się, że dłonie na pewno należały do niego i cała ta sytuacja nie była jedynie snem.

Tak długo na to czekał.

Przez lata wyobrażał sobie ten moment. Układał w myślach całe scenariusze, co zrobi, kiedy już odzyska ludzkie ciało. Teraz jednak potrafił jedynie milczeć, czując jeszcze wyraźniej smutek, którym podszyte było całe to marzenie. Jego przyjaciele poświęcili tak wiele, żeby mu pomóc, a teraz? Może nigdy więcej ich nie zobaczy.

Niespodziewany szmer obok łóżka odwrócił jego uwagę.

Nirali spała na krześle, a koc, którym okryła się wcześniej, teraz leżał zwinięty na podłodze.

Zelgadis uśmiechnął się blado i najciszej jak potrafił, zbliżył do dziewczyny, ponownie okrywając ją ciepłym materiałem. Zamarł na moment, przyglądając się jej twarzy.

„Byłaś tu cały czas” – pomyślał i pomimo ogólnego smutku przez chwilę poczuł się lepiej.

Zastanawiał się, jak długo był nieprzytomny, ale ostatecznie zdecydował nie budzić Nirali i ostrożnie opuścił pokój.

Długie cienie prześlizgiwały się po ścianach korytarza, uciekając przed wątłymi oznakami nadciągającego świtu. Przez moment ciało wydało się obce. Wzrok w ciemności nie był już tak wyraźny, jak wcześniej, a ruchy zdawały się ociężałe i powolne. Westchnął przeciągle, ostatecznie decydując się podejść do lustra, wiszącego na jednej ze ścian.

Jego zmęczone oczy spojrzały na niego z odbicia.

Wstrzymał oddech, przyglądając się swojej twarzy w milczeniu. Spróbował nawet się uśmiechnąć, ale zamiast tego potrafił jedynie wykrzywić usta w niewyraźnym grymasie. Właśnie wtedy zrozumiał, że choćby bardzo próbował, nie był w stanie pozbyć się wyrazu rezygnacji. Mógł jedynie przyglądać się odbiciu w lustrze, które… już nie było ważne.

– Nie cieszysz się?

Wzdrygnął się jak oparzony i natychmiast skierował wzrok na siostrę. Nirali stała w progu jego pokoju i przyglądała mu się oceniającym wzrokiem.

– To… nie tak. Po prostu nie wiem, co robić dalej – wyznał szczerze.

– Nigdy nie chodziło o twarz, Zelgadisie.

Nirali zbliżyła się ostrożnie, stając za jego plecami, tak, że odbicia każdego z nich widoczne były w gładkiej powierzchni zwierciadła. Dopiero teraz mógł w pełni dostrzec jak podobni byli do siebie. Kształt nosa, krzywizna ust, oczy… były niemal identyczne. Zupełnie jak kolor włosów.

– Nie rozumiesz? – Czarodziejka pokręciła głową z rozbawieniem.

Przekrzywił głowę w niemym pytaniu, obserwując pobłażliwy uśmiech siostry.

– Pozwoliłeś, aby klątwa całkowicie cię zdefiniowała. Naprawdę myślisz, że twoich bliskich kiedykolwiek obchodziło to, jak wyglądasz?

Nie odpowiedział.

Nie musiał…

– Więc… co dalej? – zapytał cicho.

Twarz dziewczyny przybrała poważny wyraz.

– A jak myślisz? Czego tak naprawdę pragniesz, Zel?

Zacisnął usta w wąską linię, ponownie koncentrując wzrok na lustrzanym odbiciu. Spoglądał na siebie jak na nieznajomego w tłumie. Kogoś, kogo na pewno się zna, można by przysiąc, że tak jest, ale nie sposób sobie przypomnieć, kto to jest. Patrzył w oczy mężczyzny, którego spotkał, ale nigdy tak naprawdę nie poznał. Mimowolnie wyciągnął dłoń przed siebie, dotykając chłodnej powierzchni lustra. Jego palce prześlizgnęły się po rysach twarzy, zatrzymując na odbiciu błękitnego kamienia zawieszonego na szyi.

Jego prawdziwe pragnienia…

Nirali uśmiechnęła się pod nosem i nie czekając na odpowiedź, odezwała się pewnym głosem:

– W takim razie, zrób wszystko, aby ci się udało.

Sprawnym ruchem chwyciła go za dłoń i poprowadziła w głąb domu.

– Siadaj, przystojniaku. Zrobię nam kawy – poleciła, kiedy znaleźli się w kuchni.

Ciepłe promienie wschodzącego słońca na moment uczyniły pomieszczenie niezwykle przytulnym. Zelgadis bez sprzeciwu usiadł przy stole, śledząc wzrokiem krzątającą się Nirali.

– Długo byłem nieprzytomny? – zapytał, kiedy Nirali skończyła podgrzewać wodę zaklęciem.

– Dwa dni… – odpowiedziała cicho, zerkając na niego przez ramię. – Nie spodziewaliśmy się z Erykiem, że mogą wystąpić jakiekolwiek komplikacje. Przepraszam… – dodała zawstydzona, odwracając głowę.

Zelgadis prychnął rozbawiony.

– Oszalałaś? Dzięki wam jestem znowu człowiekiem. W innych okolicznościach zapewne umarłbym ze szczęścia – stwierdził nieco ironicznie.

Nirali westchnęła ciężko, opierając się o kuchenny blat.

– Pamiętaj, że to półśrodek, Zel.

– Półśrodek?

– Nie usunęliśmy klątwy – wyjaśniła spokojnie, nalewając wody do przygotowanych filiżanek. – Jeśli uszkodzisz kryształ, znów staniesz się chimerą.

Zelgadis ponownie dotknął niewielkiego ciężaru zawieszonego na szyi. Chłodny w dotyku kamień pulsował delikatnie magiczną mocą. Niemal natychmiast przypomniał sobie Złodzieja Dusz wraz z jego szyderczym, pewnym siebie uśmieszkiem.

– Muszę mieć go cały czas przy sobie? – zapytał, krzywiąc się nieznacznie.

– Nie wiem – odparła z westchnieniem. – Zakładam, że tak będzie bezpieczniej – dodała, stawiając na stole przygotowaną kawę i siadając obok. – Więc… co teraz zrobisz?

Zastanowił się chwilę, krzyżując ramiona na piersi.

– Porozmawiam z Acedią – odparł ostatecznie, siegając po przygotowaną kawę.

– Z Acedią? – Nirali uniosła brwi w zdziwieniu.

– Muszę wrócić do swojego świata.

– Zel… – westchnęła zmęczona, obracając w dłoniach trzymaną filiżankę i unikając jego wzroku. – Wiesz, że umowy z Acedią zawsze kończą się źle.

– Może i tak… Dlatego właśnie powstrzymywałem się przed tym przez ostatnie trzy lata. Doszedłem do ściany, Nirali.

Dziewczyna uśmiechnęła się ze smutkiem i ostatecznie spojrzała mu w oczy.

– Wiesz, przez chwilę miałam nadzieję, że kiedy oddam ci ludzkie ciało, będziesz w końcu szczęśliwy. Teraz rozumiem, że czego bym nie zrobiła, nic nie mogę zmienić. Może będziesz bardziej zadowolony, kiedy to Amelia powie, że dobrze wyglądasz – stwierdziła zaczepnie, szturchając go nogą pod stołem.

– Daj spokój… – Pokręcił głową oburzony, czując nagłe ciepło na twarzy.

– Twoje szanse na ukrycie rumieńca właśnie zmalały do zera. – Nirali uśmiechnęła się z satysfakcją.

Spojrzał na nią zdezorientowany, ale jak tylko zobaczył ciepło w jej oczach, mógł jedynie odwzajemnić ten szczery, beztroski uśmiech.

– Dziękuję. Za ciało także.

Nirali przytaknęła w milczeniu, nagle poważniejąc.

– Mam nadzieję, że odnajdziesz swoje miejsce, Zel. Skoro nie mogę cię zatrzymać, obiecaj, że będziesz ostrożny.

Zamarł na moment z filiżanką przyciśniętą do ust. Nagle dotarło do niego znaczenie słów siostry. „Skoro nie mogę cię zatrzymać”? Spojrzał na nią zdziwiony, odkładając naczynie na blat stołu.

– Zaczekaj, ty chyba nie myślisz, że zamierzam cię porzucić? – zapytał zdezorientowany, a widząc w jej oczach nieme potwierdzenie, pokręcił głową zirytowany. – Na bogów, Nirali… Myślisz, że naprawdę mógłbym zostawić cię po tym wszystkim? – zapytał z wyrzutem.

– Sam powiedziałeś, że musisz wrócić do SWOJEGO ŚWIATA – odpowiedziała z naciskiem na ostatnie słowa.

– Tak, ale… – urwał nagle zmieszany.

Czy właściwie mógł prosić Nirali o tak wiele? Z drugiej strony, nawet przez moment nie rozważał, że mogliby się pożegnać. Nie po tym wszystkim… Nie chciał i nie mógł stracić kolejnej, bliskiej osoby.

Nirali przyglądała mu się cierpliwie, czekając, aż wreszcie zbierze się w sobie.

– Myślałem, że pójdziecie ze mną – odparł na wdechu, wreszcie wyrzucając z siebie nadzieję, która kiełkowała w nim przez ostatnie lata.

Nirali prychnęła, kręcąc głową w milczeniu. Resztki uśmiechu całkowicie zniknęły z jej twarzy.

– Jak sobie to wyobrażasz? – zapytała, nie kryjąc wyrzutu w głosie. – Ja i Eryk… Nasze miejsce jest tutaj, od zawsze tak było. Tu jest nasz dom.

– Dom? – powtórzył rozgoryczony, a trzymana w dłoni filiżanka zadrżała niebezpiecznie. – Ty, nazywasz to domem? Świat, w którym nawet nie możemy normalnie żyć pomiędzy ludźmi? Wszyscy naokoło nami gardzą. Nie, Nirali. W tym świecie już zawsze będziemy się tylko ukrywać – wysyczał ze złością, zaciskając pięść tak mocno, że trzymane naczynie pękło z trzaskiem.

Syknął zaskoczony, kiedy ostry kawałek rozbitej porcelany wbił mu się w rękę. Czarno-czerwona ciecz rozlała się na jasnym blacie stołu. Rozchylił usta, z fascynacją obserwując spływającą po palcach krew.

– Zdurniałeś?! – wrzasnęła Nirali, podrywając się z miejsca.

Spojrzał na nią zdezorientowany i nagle zupełnie nieadekwatnie do sytuacji, szczerze się uśmiechnął.

– Zel? – podjęła zaniepokojona.

– Wybacz. Zapomniałem już, jak delikatne jest ludzkie ciało – odpowiedział szczerze, przyglądając się zakrwawionej dłoni pod różnymi kątami.

Nirali westchnęła zirytowana, jednak mógłby przysiąc, że dostrzegł w jej oczach błysk zrozumienia. Kiedy był chimerą, tak drobne skaleczenia nawet mu się nie przydarzały.

– Och, pokaż to lepiej – poleciła nieco spokojniej, chwytając jego ramię w silnym uścisku.

Zanim choćby zdążył zaprotestować, poczuł przyjemne ciepło zaklęcia leczącego, a po chwili rana zniknęła. Odetchnął głęboko, kierując skruszony wzrok na czarodziejkę.

– Przepraszam… – wyszeptał, czując, że ponownie się czerwieni.

Nirali obróciła się bez słowa tylko po to, by po chwili wrócić z czystą ścierką i próbą ogarnięcia narobionego bałaganu.

– Nie możesz zmuszać wszystkich na około, aby żyli zgodnie z twoimi pragnieniami – stwierdziła, zbierając resztki potłuczonego szkła. – Jeśli kogoś naprawdę kochasz, pozwól mu żyć po swojemu.

Niemal fizycznie poczuł ukłucie w piersi, uświadamiając sobie, że oczywiście Nirali miała rację. Opuścił głowę zrezygnowany.

– Wybacz… Prawie znowu zmusiłem innych, aby gonili za moimi marzeniami. Masz rację. Jeśli ty i Eryk jesteście tu szczęśliwi, nie mam prawa wam tego odbierać. Jeśli zdecydujesz się zostać… – urwał na moment, biorąc głęboki wdech – zaakceptuję to.

Nirali bez słowa skończyła sprzątać, po czym spojrzała na niego z rezerwą.

– Pomyślę o tym.

Zelgadis przytaknął bez przekonania, po czym także wstał i skierował się w stronę wyjścia.

– Zaczekaj! Idziesz już? – zawołała za nim.

– Mówiłem, że muszę porozmawiać z Acedią – odpowiedział, zatrzymując się w progu.

– Nawet nic nie zjadłeś…

Uśmiechnął się blado, chociaż dziewczyna i tak nie mogła zobaczyć jego twarzy.

– Nie przywykłem jeszcze do nowego ciała. Spróbuję zjeść, kiedy wrócę. Nie martw się – dodał, wychodząc z kuchni.

***

Im bardziej Zelgadis oddalał się od domu, tym większy czuł niepokój. Nie chodziło nawet o samą rozmowę z Acedią, a o fakt, że aby się do niej dostać, będzie musiał przejść przez centrum miasta, czego do tej pory z wiadomych powodów unikał. Jednak tym razem zrobi to, będąc w pełni człowiekiem. Nie wiedział jakich reakcji ze strony mijanych ludzi może się spodziewać.

Wbrew obawom minął centrum bez żadnych problemów. Większość ludzi zupełnie go zignorowała. Jedynie nieliczni rzucali przelotne spojrzenia, zaciekawieni nietypowym kolorem jego włosów. Nikt jednak nie zdecydował się go zatrzymać czy zaczepić.

Słońce było już w zenicie, kiedy ostatecznie dotarł na wschodni skraj miasta. Miejsce w ogóle nie przypominało tego, które zapamiętał z ostatniej wizyty. Teraz wąską uliczkę otaczały dumnie wznoszące się domy i schludne trawniki, chociaż mieszkańców było tu niewielu. Uśmiechnął się z ulgą, przystając na moment przed doskonale sobie znanym zejściem do podziemi. Na szczęście, jak wiedział od Mayi i Tamaki’ego, Acedia nie zmieniła swojej kryjówki po wydarzeniach sprzed trzech lat. Ostrożnie odgarnął nogą piach z uliczki, aż odnalazł ukrytą klapę. Zdecydowanym ruchem szarpną ją ku górze, a przed oczami, jak kiedyś, ukazał się wąski tunel pogrążony w mroku. Bez chwili wahania zeskoczył w ciemność, zamykając za sobą wejście.

– Lighting – mruknął cicho, kierując wyczarowaną kulę świata przed siebie.

Szedł w ciszy przez długie minuty. Serce zabiło mu szybciej, kiedy wątłe światło zaklęcia wydobyło z mroku żelazną bramę. Przystanął oszołomiony, czując nagły natłok wspomnień.

„Amelia…”

Do tej pory żył nadzieją, że Acedia faktycznie zwolniła księżniczkę z wypowiedzianego życzenia i ta wróciła do normalnego życia. Gdyby chociaż miał pewność…

Nagle brama uchyliła się z cichym skrzypnięciem, tym samym zapraszając go do wejścia. Ruszył przed siebie, z każdym krokiem coraz wyraźniej czując słodkawy zapach róż. Po paru minutach znalazł się w samym sercu przerażających ogrodów, tuż obok okazałego tronu, z którego oceniająco przyglądała mu się demonica.

– Panie Greywords. – Acedia powitała go z chłodną uprzejmością. – Jak miło, że zechciał pan odwiedzić starych znajomych. Zakładam jednak, że nie przybył tu pan jedynie po to, aby pochwalić się ludzkim ciałem?

Zelgadis drgnął zaniepokojony. Wbrew temu, czego można by oczekiwać, Acedia nic się nie zmieniła. Kruche ciało dziewczynki nie postarzało się nawet o dzień.

– Chciałem porozmawiać o naszej umowie… – wykrztusił w końcu, starając się zabrzmieć pewnie.

– Ach, tak?

Acedia z udawanym zaciekawieniem uniosła brwi ku górze, po czym lekko zsunęła się z tronu i ruszyła w jego kierunku. Kiedy była dostatecznie blisko, wyciągnęła rękę, ostrożnie dotykając ciążącego mu na szyi kryształu.

– To kryształ Jashe… – wyszeptała.

Zelgadis zauważył, że demonica zamyśliła się na moment. Zanim jednak zdążył odpowiedzieć, ta jedynie uśmiechnęła się w pozbawiony wesołości sposób i wyzywająco spojrzała mu w oczy.

– Bardzo sprytnie, panie Greywords. Rozdzielił pan swoją energię przy pomocy kryształu i dzięki temu odzyskał ludzkie ciało. Jednak ten artefakt zrobił wiele złego. Nie przeszkadza to panu?

– Nie przyszedłem tutaj rozmawiać o moim ciele – westchnął zmęczony, wsuwając naszyjnik pod koszulę.

Uśmiech całkowicie zniknął z twarzy Acedii, kiedy zdecydowała się odezwać:

– Chciał pan rozmawiać o naszej umowie. Oboje wywiązaliśmy się z niej zgodnie ze słowami przysięgi. Nie widzę zatem powodu, żeby do niej wracać.

Ostateczność w słowach Acedii była wręcz fizycznie bolesna dla Zelgadisa. Zdenerwowany zacisnął pięści, czując paznokcie wbijające się w miękką skórę dłoni.

– Muszę wrócić – odpowiedział stanowczo. – Dlaczego nie zawrzemy nowej umowy?

Updated: 21 Styczeń 2023 — 00:16

9 Comments

Add a Comment
  1. Nie no weź, znowu umowa O⁠_⁠o mam nadzieję, że wykiwa Acedie. Co do przemiany, mniej więcej tak ją sobie wyobrażałam. Bolesną i wyczerpującą. I słodko-gorzki efekt. Wreszcie mógłbym być szczęśliwy z Amelią, gdybym był tam gdzie Ona.

    1. Spokojnie, tym razem nie planuje tajemnicy związanej z układem więc może nie będzie aż tak strasznie. 😉
      Co do samej przemiany… Długo sobie nad tym myślałam. Mając ten moment w głowie jakiś rok temu, zakładam, że Zel na pewno poczuje się szczęśliwy po odzyskaniu ciała. Kiedy przyszło do pisania, bohater zweryfikował się sam i ożył własnym losem, co było dość ciekawe w trakcie pracy nad tym fragmentem.
      Dziękuję za komentarz jak zawsze! <3

  2. Piękny rozdział. Pisałaś już wiele wspaniałych rozdziałów, ale nie wiem, czy ten nie jest najlepszym ze wszystkich dotychczasowych. Narracja po prostu płynie, jak skoczny potok, a czytelnik tylko zanurza się w niej coraz bardziej, zapominając wręcz o oddechu.

    Przemiana, która wydała mi się w końcówce poprzedniego rozdziału zdobyta nieco zbyt łatwo, wykorzystałaś doskonale. Po pierwsze, bardzo podoba mi się uzasadnienie, że jest to tylko półśrodek i że efekt może być tymczasowy. Po drugie, jak ładnie nam to buduje psychikę Zela!

    „Mógł jedynie przyglądać się odbiciu w lustrze, które… już nie było ważne.”

    „– Nigdy nie chodziło o twarz, Zelgadisie.”

    Te zdania doskonale opisują to, co się działo w jego duszy. Wspaniały zabieg narracyjny.

    I ponownie możemy zobaczyć Acedię. Bardzo mnie to cieszy, bo czas najwyższy, aby Zelgadis wrócił na arenę :).

    1. O jej, dziękuję bardzo za tak budujące wsparcie. Na prawdę się staram, żeby każdy kolejny rozdział był coraz lepszy lub przynajmniej trzymał poziom (pod względem przecinków także :D) więc tym bardziej cieszy mnie twoja opinia. <3

  3. I faktycznie nie znalazłam ani jednego brakującego przecinka 😉

  4. Hejo!! Ty żyjesz?

    1. Żyję, żyję. 😀 Nawet ci powiem, że od miesiąca mam praktycznie gotowy nowy rozdział, ale po tym jak mój mąż w końcu przeczytał moje opowiadanie i dostałam stos uwag to dopadły mnie wątpliwości, co dalej robić. Chyba powinnam po prostu dać na luz i się nie przejmować. 😉 Dziś obiecuję usiąść do tekstu. <3
      A u Ciebie wszystko dobrze? ;*

      1. Mąż ma inny gust :⁠-⁠P najwierniejsze czytelniczki nie mają tylu uwag xd
        U mnie bez zmian. Dziecko, praca dom i tak w kółko.

        1. Czyli tak zwane normalne życie. 😀 Przynajmniej mam nadzieję, że wszystko stabilnie u was. :)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

© 2018 Frontier Theme