Rozdział XLVI

Jak widać system powiadomień, póki co, zadział na mnie jako świetna motywacja, a co tam – raz na jakiś czas mogę się pochwalić, haha. 😀 W tym rozdziale cofniemy się trochę w czasie, we wspomnienia Amelii. Całość wyszła dłuższej niż planowałam dlatego powrócimy do tego także w kolejnym rozdziale, a wszystko po to, aby rozwikłać tajemnicę ostatnich słów Kireia. Tymczasem zapraszam!

„Początek”

Wspomnienia…

– Co?! Nie możesz! Ja nie… – wrzaski Kazuki’ego odbijały się echem w przestronnej sali świątyni Saillune, kiedy mroczna energia uwolniona z Księgi Chaosu wnikała w jego ciało, aby w końcu pozostawić po mężczyźnie jedynie proch.

Amelia usilnie próbowała zamknąć lub wyrzucić trzymaną przez siebie Księgę, ale potężna moc woluminu uniemożliwiała jej jakikolwiek ruch wiążąc Księgę z jej dłońmi. Przerażona lustrowała pomieszczenie szukając ratunku, gdy czarna chmura spowijała ją bardziej i bardziej z każdą chwilą, wciągając w niezbadaną otchłań. Wiedziała, że w tej walce już przegrała.

– Amelia! – Zelgadis podbiegł do dziewczyny i desperacko próbował wyrwać Księgę z jej rąk. Na darmo.

Księżniczka jedynie przyglądała się tym próbom nie mogąc powstrzymać płynących łez. Ostatni raz spojrzała w twarz Zelgadisa z tysiącem jednoczesnych myśli w głowie, w jego jasnych oczach widząc szczere przerażenie i szok.

Tyle chciałam panu powiedzieć…

Tyle chciałam zrobić dla swojego kraju…

Wszystko zepsułam…

Mam nadzieję, że odnajdzie pan ukojenie…

Mam nadzieję, że odnajdę bliskich…

Zdołała jedynie wyszeptać ciche przeprosiny z narastającym bólem w piersi, mając nadzieję, że to małe słowo przekaże wszystkie jej myśli, emocje i nadzieje, zanim tajemnicza ciemność pochłonęła ją bezpowrotnie niosąc w nieznany świat.

Amelia Saillune nie mogła przypuszczać, że padnie ofiarą oszustwa, że demoniczny Kazuki na zawsze zmieni bieg ich historii. Jednak, jakże łatwo oszukać niewinne, dziewczęce serce? Nakarmić je nadzieją przywrócenia czegoś, co tak brutalnie odebrano wraz z utratą bliskich. Do tej pory Amelia nie wyobrażała sobie własnej śmierci w żaden konkretny sposób, właściwie to nie myśląc o tym wcale. Nawet liczne, niebezpieczne wyzwania, którym do tej pory stawili czoła, budziły w Amelii przekonanie, że dadzą radę, wyjdą z tego razem, niezależnie jak źle by nie było, że przecież są dobrzy, a dobrych bohaterów nie spotykał zły los. Teraz jednak, popadając w mroczną pustkę, zastanawiała się, czy tym właśnie jest miejsce, do którego wędrują dusze po śmierci, czy została skazana na wieczne, samotne dryfowanie po morzu nicości? Czy w tej bezkresnej przestrzeni ma choć szansę na odnalezienie ojca i matki? Ciemność szybko zalewała jej umysł i gasiła wszelkie pragnienia walki czy ucieczki. Musiała po prostu stać się jednością z tym tajemniczym nurtem, z chaosem…

Kiedy odzyskała przytomność natychmiast poczuła tępy ból głowy. Otwierając oczy ostrożnie dotknęła skroni tylko po to, by odkryć krwawe ślady na swojej dłoni. Jednak to nie ten fakt sprawił, że Amelia zastygła w szoku.

– Halo?! – zawołała głośno przerażona, jednak odpowiedział jej tylko cichy szum wiatru i metaliczny odgłos żelaza.

Wokół niewielkiego placu, na którym się znajdowała roztaczał się widok na okolicę. Zniszczone budynki ledwie wyłaniały się z nocnego półmroku, a w ich wnętrzach czaiła się wyłącznie groza. Ulice  przetkane były licznymi łańcuchami, których końce niknęły w zachmurzonym nieboskłonie, a fragmenty kusząco połyskiwały wyłapując nieliczne ślady światła księżyca.

– Panie Zelgadis? Panno Lino?! – zdezorientowana ponownie spróbowała przywołać przyjaciół, jednak wtedy nie mogła wiedzieć, że dzieli ich nie tylko przestrzeń, ale i czas, a spokojny tenor, który rozbrzmiał tuż za jej plecami nie mógł należeć do żadnego z jej bliskich.

– Na twoim miejscu nie byłbym tak głośny, drogie dziecko – Amelia natychmiast obróciła się w kierunku nieznanego głosu. W ciemności nie była w stanie wyłowić wszystkich szczegółów, ale wyraźnie dostrzegła mężczyznę czekającego na skraju okrągłego placu.

– Kim jesteś?! – zawołała i natychmiast zerwała się z ziemi gotowa do ewentualnego ataku.

– Nie słuchasz – stwierdził surowo i pomału ruszył w kierunku dziewczyny, będąc jednak nadal na tyle daleko, że nie mogła mu się przyjrzeć. – Nie powinnaś być tak głośna – powtórzył i niespodziewanie uniósł wskazujący palec kierując go na zabudowania otaczające plac.

Amelia mimowolnie podążyła wzrokiem za jego gestem i dopiero w tym momencie spostrzegła ludzi powoli wyłaniających się z ciemności i zmierzających w milczeniu w ich stronę.

– Halo?! Pomocy! – krzyknęła do zbliżających się ludzi mając nadzieję, że ktokolwiek wyjaśni jej, co się stało. Dodatkowo podświadomie wyczuwała złowrogą aurę promieniującą od zbliżającego się mężczyzny i nie miała ochoty przebywać w jego pobliżu.

– Oni ci nie pomogą – stwierdził chłodno i był już na tyle blisko, że Amelia mogła w końcu dostrzec wyraźnie jego poznaczoną bliznami twarz oraz różnorodne oczy w kolorach błękitu i czerwieni. Mimowolnie cofnęła się o krok widząc złowieszczą tęczówkę śledzącą każdy jej ruch.

– Nie zbliżaj się! Ostrzegam! – zawołała pewnie i ułożyła dłonie szykując się do zaklęcia. Widząc, że nieznajomy nie zamierza się zatrzymać zawołała pewnie – Diem Wing! – mając nadzieję, na przywołanie silnego podmuchu wiatru, który mógłby odeprzeć mężczyznę. Nic jednak się nie stało. Amelia ze zdziwieniem spojrzała na swoje dłonie, a zaraz później na pobliski plac licząc na znalezienie jakiegoś pentagramu, który mógłby blokować jej moc. Żadnego nie dostrzegła. – Diem Wing! – zawołała ponownie, ale i tym razem bez żadnych rezultatów. Właściwie nie rozumiejąc dlaczego jej magia nie zadziałała zdecydowała się na jedyną, w jej przekonaniu słuszną decyzję i rzuciła biegiem do ucieczki w kierunku zbliżającego tłumu.

Biegła szybko łapiąc krótkie oddechy i nawołując zbliżające się postacie. Dopiero po chwili zauważyła, że wszystkie zachowują się dziwnie, nienaturalnie. Każdy mieszkaniec sunął powoli i ostrożnie na przód z głową zawieszoną w dół tylko po to, by niespodziewanie zatrzymać się kilka metrów od dziewczyny tworząc coś na kształt półokręgu. Amelia mogłaby przysiąc, że słyszała cichy warkot wydobywający się z ich krtani.

– Halo? – księżniczka także zatrzymała się instynktownie i zawołała niepewnie do otaczających ją osób. W odpowiedzi usłyszała coraz głośniejsze charczenie przypominające odgłos dzikich zwierząt, nie ludzi… Dopiero, gdy ich twarze uniosły się ukazując martwe spojrzenia i złowieszczo wyszczerzone zęby przerażona Amelia cofnęła się w panice wpadając na nieznajomego, który mocno schwycił ją za nadgarstek.

– Mówiłem, nie słuchałaś – odezwał się spokojnie, a Amelia poczuła jego silny ucisk miażdżący rękę. Skrzywiła się z bólu i spróbowała wyrwać, ale narastający warkot sprawił, że jedynie znieruchomiała przestraszona. – Przyciąga je hałas – wyjaśnił spokojnie mężczyzna. – Nie musisz się jednak martwić, dopóki jesteś ze mną nie zrobią ci krzywdy.

– Kim jesteś? Co to za miejsce i kim są ci ludzie? – potok pytań wyrwał się z ust księżniczki.

– Och, nie wszystko na raz drogie dziecko – mężczyzna zaśmiał się krótko, jednak w niczym nie brzmiało to jak szczera radość. – Możesz nazywać mnie Jashe. A teraz pozwolisz, że zabiorę nas w jakieś milsze miejsce – zanim Amelia zdążyła choćby odpowiedzieć poczuła silne szarpnięcie, zupełnie jakby ktoś popchnął ją z całej siły, a już po chwili znajdowali się w przestronnym pomieszczeniu przypominającym sale tronową.

–  Teleportacja? – mruknęła cicho zdezorientowana. Do tej pory nie sądziła, że ludzie są w stanie korzystać z tej magii, a co dopiero żeby przenieść kogoś razem ze sobą. Jedynie silniejsze demony mogły poszczycić się tą zdolnością. Chyba, że… Amelia z przerażeniem spojrzała na mężczyznę, który zdążył już puścić jej rękę.

– Kim jesteś? – zapytała raz jeszcze mając nadzieję na otrzymanie szczerej odpowiedzi, jednak Jashe tylko spojrzał na nią wykrzywiając usta w czymś, co zapewne miało przypominać uśmiech, po czym oddalił się bez słowa spacerując po sali i wyraźnie na coś czekając.

Pomieszczenie było na tyle duże, że spokojnie mogłoby dorównywać wielkością sali tronowej w Saillune. W odróżnieniu jednak od sali tronowej, w tym miejscu, w centrum uwagi było pięć solidnych, kamiennych siedzisk ustawionych w okręgu pośrodku komnaty. Stojąc pomiędzy nimi z pewnością można było być obserwowanym przez każdego z zasiadających w tym momencie na kamiennych tronach. Ściany dookoła pokrywał gładki, szary marmur nadając pomieszczeniu wyraźnego chłodu, zaś w pobliżu, w kątach sali piętrzyły się najróżniejsze kosztowności począwszy od złota, zmyślnej biżuterii, po najrozmaitsze obrazy oprawione w piękne, ręcznie zdobione ramy. Amelia przyglądała się temu z cichym zachwytem kiedy nagle masywne drzwi komnaty otwarły się gwałtownie wpuszczając do pomieszczenia kolejną trójkę nieznajomych. Jako pierwsza w pomieszczeniu pojawiła się młoda kobieta o burzy jasnych włosów okalających delikatną twarz odziana w przepiękną, zdobioną suknię. Poruszała się z gracją, jednak w jej ruchach pozostawało coś drapieżnego. Amelia ze zdziwieniem stwierdziła, ze kobieta przypominała żywe złoto. Tuż za nią wkroczył czarnowłosy młodzieniec o gwałtownych ruchach i dzikim spojrzeniu, a zaraz za nim rosły na dwa metry mężczyzna ze sporą nadwagą i bujnym zarostem, który poruszał się powoli i ociężale. Wszystkich, tak różnych od siebie, łączył jeden element wspólny – spojrzenie krwistoczerwonych, demonicznych oczu. Tymczasem Jashe z otwartymi ramionami ruszył w kierunku nowoprzybyłych.

– Prida, Ira, Vondur – powitał każdego z kolei i grzecznie skinął głową.

– Jashe! Masz, gdzie to jest?! – wyrwała gorączkowo kobieta, co kłóciło się z jej dotychczasową dostojnością. Amelia skryła się w cieniu jednego z licznych filarów podtrzymujących sklepienie, ale bystre spojrzenie Pridy natychmiast wyłapało jej obecność. – Wiedziałam, wiedziałam, że musi się udać! – zawołała entuzjastycznie.

– Jak mówiłem – odrzekł spokojnie Jashe i zerknął z satysfakcją na Amelię zupełnie jakby chwalił się swoją zdobyczą przed innymi. Księżniczka skrzywiła się nieznacznie.

– Na co czekamy! – zawył wściekle Ira. – Bierzmy się do roboty i otwierajmy to cholerne przejście! – młodzieniec gwałtownie ruszył w kierunku Amelii i wypchnął bezbronną dziewczynę na środek sali.

– Zaraz! – zawołała Amelia. – O czym wy mówicie? Jakie przejście?! – zdezorientowana przyglądała się otaczającym twarzom.

– Och, głupi człowieku – odezwała się kobieta kręcąc głową z zażenowaniem. – Nic nie wiesz, prawda?

– Czyżbyś oczekiwała czegoś więcej od ludzkiego pomiotu, siostro? – dodał Vondur głębokim basem.

– Właściwie, to nie – odrzekła Prida w zamyśleniu i kompletnie ignorując pytania Amelii zwróciła się do Iry. – Znajdź naszą głupią siostrę. Będzie nam potrzebna do otwarcia przejścia.

– Acedia? A niby skąd do cholery mam wiedzieć, gdzie ona jest?! – wyraźne rozdrażnienie wyrysowało się na twarzy Iry.

– Nie przesadzaj, pewnie siedzi w tej swojej szczurzej norze jak zawsze – stwierdziła Prida z pogardą i nakazała mu bezzwłocznie ruszać. Ira choć wyraźnie niezadowolony w końcu zebrał się do wyjścia. – A teraz Jashe, zabierz mi tego człowieka z oczu, zamknij ją gdzieś zanim będzie potrzeba – Prida z obrzydzeniem machnęła ręką w kierunku Amelii, po czym usiadła w oczekiwaniu na jednym z kamiennych tronów.

– Jak sobie życzysz, siostro – Jashe skłonił się uprzejmie, po czym mocno schwycił zagubioną Amelię i pociągnął w kierunku drzwi, a następnie szerokim korytarzem w stronę schodów prowadzących na niższe kondygnacje.

– Zaczekaj! Co robicie?! – Amelia już wiedziała, że nie zdoła wyrwać się z uścisku, a jej magia jakimś cudem opuściła ją. W tym momencie liczyła chociaż na jakieś odpowiedzi, ale zdawało się, że nikt z czwórki nieznajomych nie zamierzał jej niczego wyjaśnić.

– Przestań się wyrywać, bo zrobisz sobie krzywdę – powiedział twardo Jashe kiedy schodzili po schodach. Na dole ciągnął się kolejny korytarz wypełniony licznymi celami – Musisz mi wybaczyć młoda damo, bo nie mam już pojedynczych pokoi więc będziesz musiała zadowolić się chwilowym towarzystwem – dodał, po czym gwałtownie wtrącił ją do jednej z cel w pobliżu schodów.

– Hej! – Amelia dopadła do zatrzaśniętych drzwi obserwując oddalająca się sylwetkę Jashe przez wmontowane kraty. – Hej, stój!

– Fantastycznie, teraz dodatkowo będą mnie torturować jazgoczącą małolatą… – zachrypiał niezadowolony głos tuż za Amelią.

– Co? – dziewczyna odwróciła się natychmiast widząc skulonego w kącie niewielkiej celi mężczyznę. Ciężko było jej określić jego wygląd czy wiek, ponieważ pokrywała go warstwa brudu i krwi, zapach też nie był najprzyjemniejszy, na co Amelia skrzywiła się z niesmakiem.

– Co, co? – zapytał niezadowolony. – Lepiej się zamknij – dodał oschle po czym oparł głowę o ścianę przymykając oczy.

Cela była naprawdę nieduża i naprawdę obskurna. Całość wykonana z ciemnego kamienia, może z sześć metrów powierzchni. Pod ścianą znajdowała się samotna prycza, a w kącie mały dzbanek wody i wiaderko służące zapewne do… Amelia odwróciła wzrok z obrzydzeniem.

– Kim jesteś? – zwróciła się do mężczyzny i mimo początkowej odrazy poczuła współczucie, widząc go w takim złym stanie, poobijanego i wychudzonego. – Proszę… nie powinno mnie tu być, moi przyjaciele na pewno nie wiedzą, co się ze mną stało… pewnie się martwią przeze mnie… – dodała błagalnym tonem po chwili ciszy. Nieznajomy westchnął z niezadowoleniem, ale w końcu zebrał się na odpowiedź.

– Jestem Eryk i przykro mi to powiedzieć, ale kimkolwiek jesteś to raczej prędko nie wrócisz do przyjaciół. Próbowałem… – zachrypnięty głos Eryka pełen był rezygnacji i urazy i Amelia z przerażeniem zastanawiała się, co miało oznaczać to próbowanie i jak długo chłopak był tu uwięziony?

– Ja nazywam się Amelia Will Tesla Saillune, jestem księżniczką stolicy białej magii, miasta Saillune – przedstawiła się grzecznie, na co Eryk zarechotał pod nosem.

– O cholera… Nie wiem, co ci dali, ale też to chcę! – zaśmiał się ponownie.

– Proszę nie żartować! Mówię prawdę! – determinacja wypisana na twarzy Amelii w końcu sprawiła, że Eryk zamilkł.

– O cholera… – mruknął ponownie, tym razem wyraźnie się na czymś zastanawiając. – No nie gadaj, ale że ty tak na serio? – dopytał podejrzliwie, a kiedy Amelia gorliwie przytaknęła Eryk poniósł się z półleżącej pozycji i spojrzał na nią wyprostowany. Dopiero teraz Amelia dostrzegła, że nie był wiele starszy od niej, a jego młodą twarz mimo licznych siniaków i zadrapań zdobiły duże brązowe oczy i równie ciemne włosy.

– Powiesz mi co to za miejsce? Dlaczego tu jesteśmy? – spróbowała ponownie.

– To Dwór Śmierci, Jashe urządza tutaj swoje prywatne zabawy. Kiedy zostaniesz w nim zamknięta nie ma możliwości ucieczki, nawet jeśli wyszłabyś jakimś cudem z celi – wyjaśnił Eryk i ponownie z rezygnacją opadł na ścianę.

– Jak to, co ma pan na myśli? – Amelia czuła się naprawdę zdezorientowana i właściwie jedynie adrenalina napędzała ją do dalszego działania i nie myślenia o śmierci ojca i późniejszych wydarzeniach…

– Tak to. To zaklęte miejsce. Jak przeleziesz bez zgody Jashe przez próg Dworu to staniesz się jednym z Nieumarłych, krótko mówiąc demon zabierze twoją duszę – ciemne oczy Eryka błyszczały w blasku słabego światła pochodni rozwieszonych na korytarzu.

– Nieumarli… – Amelia mruknęła cicho przypominając sobie zwierzęcy tłum ludzi, który napotkała wraz z Jashe. A więc oni… byli pozbawieni duszy? – Co za niegodziwa istota mogłaby dopuścić się tak strasznych zbrodni?! – zawołała przerażona.

– Żadna istota, ale najprawdziwszy demon z krwi i kości. Zbiera sobie żywych w tym miejscu, a kiedy ma taki kaprys to po prostu robi z nich swoje mordercze kukły zdolne jedynie do zabijania.

– To okropne – szepnęła księżniczka.

– No okropne – potwierdził cicho, po czym zamilkł na dłuższą chwilę.

– To… właściwie nie boi się pan, że spotka pana to samo? – zapytała ostrożnie, bo ta myśl zasiała w jej wnętrzu dziwny niepokój o rozmówcę.

– Nie – odrzekł twardo Eryk, czym wzbudził szczere zdziwienie dziedziczki rodu Saillune. – Jashe może się ze mną użerać do bólu, ale nie zabije mnie póki moja Nirali robi, co trzeba – Amelia nie miała pojęcia o kim mówił Eryk i właściwie nadal niewiele rozumiała z zaistniałej sytuacji, niestety nie zdążyła dopytać o nic więcej kiedy kolejne słowa Eryka zabrzmiały niczym wyrok. – Amelio Sillune musisz umrzeć.

Updated: 24 Wrzesień 2020 — 18:07

2 Comments

Add a Comment
  1. Pojechałaś po bandzie byłam przekonana, że Amelia od samego wejścia do innego filaru stracą pamięć, a tu proszę! I to ostatnie zdanie

    1. Cieszę się, że w jakiś sposób zaskoczyłam. ^^ Staram się trzymać regularnego – boziu tego nie było na tym blogu od 12 lat – pisania więc już wkrótce wyjasni się nieco więcej. 😀

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

© 2018 Frontier Theme