Cz. 2 – Rozdział X

Rozdział stanowi bezpośrednią kontynuację ostatniego. To tak dla przypomnienia osi czasu. 😉

„Nowa przyszłość”

Żołnierze odwracali się z zaciekawieniem, kiedy przebiegała przez szeregi kolejnych namiotów i obozowisk. Gdzieś z oddali słyszała nawołujących ją przyjaciół, jednak zwolniła dopiero przy najbliższym posterunku sygnałowym.

– Jaśnie Pani! – Mężczyzna pełniący straż przy przygotowanym do odpalenia stosie, poderwał się z miejsca na jej widok. – Na zachodzie rozpalono ognie sygnałowe. Posłaniec jeszcze nie dotarł. Mamy nadać jakąś wiadomość? – zapytał z wyczuwalną niepewnością.

Dla wszystkich było jasne, że nie spodziewali się żadnych wieści po tej stronie frontu. Nigdy nie wysyłano sygnałów ze stolicy, a już zwłaszcza o tak późnej porze.

– Amelia! – Zdyszana Lina w końcu zdołała dogonić przyjaciółkę. Tuż za nią pojawił się Gourry.

– Kiedy rozpalono płomień? – zapytała głucho księżniczka, dostrzegając wyraźnie odznaczający się punkt na oddalonym wzgórzu.

– Góra trzydzieści minut temu, Jaśnie Pani. Nadal czekamy.

– Może to nic takiego – zagadnął cicho Gourry.

– Gourry ma rację. To niemożliwe, aby ktoś zaatakował od zachodu – potwierdziła z absolutną pewnością Lina.

Amelia zacisnęła usta w wąską linię, powoli kręcąc głową, jednak nie zdecydowała się głośno zaprzeczyć.

Pierwsze minuty spędziła w nerwowym oczekiwaniu, spacerując wzdłuż krawędzi lasu. W oddali szeleściły liście, a niespokojny wiatr niósł zapach wilgotnej ziemi. Las, zwykle spokojny, teraz zdawał się tajemniczy i pełen ukrytych niebezpieczeństw. Wypatrywała nadbiegającej sylwetki, choć doskonale wiedziała, że oba punktu dzieli przynajmniej godzina biegu…

– Amelio, daj spokój. Rozpaliliśmy małe ognisko. Nie ma sensu, żebyś brodziła w tej mokrej trawie. – zagadnęła w końcu Lina, delikatnie łapiąc jej dłoń i prowadząc w stronę ciepła.

Dopiero teraz zauważyła, że w międzyczasie do punktu dotarł także Arion, który przyglądał się wszystkim w milczeniu.

Wyczerpana własnym stresem nawet nie miała siły się sprzeciwić. Posłusznie usiadła we wskazanym miejscu, a ciepły materiał otulił jej zmarznięte ramiona. Powoli przymknęła oczy, czekając i próbując zapanować nad nerwami. W myślach rozważała słowa Liny.

Czy faktycznie stolica była bezpieczna?

Jasne, zawsze istniała możliwość, że po prostu nagle zmarł jakiś ważny członek rady i stąd całe to zamieszanie. Miała jednak złe przeczucie, a każda kolejna, mijające w niepewności minuta, ciągnęła się w nieskończoność…

– Słowo daję, jeśli to nic ważnego osobiście ukręcę komuś łeb – stwierdziła Lina po długiej ciszy, rozcierając dłonie nad ogniskiem.

– Nikt dla zabawy nie rozpala ogni sygnałowych, panienko… – odpowiedział smętnie Arion, rezygnując ze zwyczajowej uszczypliwości wobec czarodziejki.

– Może ktoś ma interes w tym, żebyśmy byli zmęczeni i popełnili błędy w trakcie jutrzejszego ataku…

– To z pewnością oznaczałoby, że mamy jakiegoś szpiega. Skąd nasi wrogowie mieliby wiedzieć, że zaplanowaliśmy atak o świcie? – podsumował rozsądnie doradca.

Lina skrzywiła się nieznacznie, nie odpowiadając.

– Ktoś się zbliża – zauważył nagle Gourry.

W końcu z gęstwin lasu wypadł zdyszany posłaniec. Jego ubranie zdobiła warstwa błota, a oczy przesiąkły zmęczeniem. Na widok księżniczki rzucił się na kolana, próbując złapać oddech i drżąc z wysiłku. Amelia natychmiast zerwała się z ziemi, podbiegając do mężczyzny i pomagając mu wstać. Zauważyła niewielki zwój papieru, który ściskał w dłoni.

– Co się stało? – zapytała, pospiesznie prowadząc przybysza w stronę ogniska.

– Wasza… Wasza Wy-wysokość… – Twarz mężczyzny zbladła, kiedy z wyraźnym trudem zbierał słowa.

– Mówże wreszcie! – krzyknął zniecierpliwiony Arion.

– De-demony… W stolicy… – wydyszał, wręczając księżniczce złożony pergamin.

Drżącymi dłońmi ujęła trzymany przez mężczyznę list i z obawą skierowała oczy na kreśloną w pośpiechu wiadomość.

– Do wschodniego posterunku – zaczęła odczytywać na głos. – Do wiadomości jej Królewskiej Mości księżniczki Amelii Saillune. Dnia dwudziestego pierwszego, miesiąca trzeciego stolicę kraju Saillune zaatakowały… – urwała nagle, zerkając na przyjaciół.

– Demony? – podjął Arion z przestrachem.

Amelia niepewnie skinęła głową.

– Mroczne byty, wypełzły wczesnym wieczorem z cieni miasta, materializując się jako najgorsze koszmary i lęki, w oczach tych, którzy na nie spojrzeli. Nadworni magowie, pozostający w zamku, zginęli honorowo podczas próby obrony. Stan ofiar wśród ludności cywilnej – nieznany. Prosimy o natychmiastowe wsparcie. Dowódca gwardii królewskiej – Jann Sater.

Nawet nie zauważyła, kiedy trzymana kartka wysunęła się z dłoni. Spojrzała na Linę, odruchowo spodziewając się odnaleźć jakiś ślad pocieszenia. Przez ułamek sekundy miała nadzieję, że ktoś zaraz się roześmieje i powie, że to wszystko tylko nieśmieszny żart. Jednak twarze bliskich odbijały jedynie jej własne przerażenie.

– Na bogów! Jesteśmy zgubieni! Zgubieni! – załkał głośno Arion, podnosząc z ziemi notatkę, chyba jedynie po to, aby przekonać się na własne oczy o jej prawdziwości.

– Żołnierzu, czy masz jakieś dodatkowe informacje? – zapytała Amelia, zwracając się do posłańca najspokojniejszym tonem, na jaki była w stanie się zdobyć.

– Wasza Wysokość! Poprzedni goniec przekazał, że ponoć było dużo ofiar wśród cywili. Wojsko próbuje walczyć i odciągnąć demony poza centrum, jednak mają za mało ludzi, Pani.

– Rozumiem. Dziękuję za twoją służbę. Strażniku, zaprowadź posłańca do obozowisk żołnierzy, dopilnuj, żeby dostał jakąś strawę i ogrzał się przy ognisku.

Obaj mężczyźni spojrzeli na nią ze zdziwieniem. Po chwili ukłonili się z szacunkiem i bez zbędnych pytań ruszyli we wskazanym kierunku.

Jak zła sytuacja by nie była, Amelia nie chciała, aby jej żołnierze cierpieli. Nie chciała też okazywać przed nimi strachu czy zwątpienia. Była przyszłą królową, jedyną władczynią. Jej obowiązkiem było zachować zdrowy rozsądek i spokój, nawet jeśli wewnątrz czuła się całkowicie rozdarta.

– Arionie, nie powinieneś wygłaszać takich komentarzy przy żołnierzach – stwierdziła poważnie, przyglądając się spanikowanej twarzy doradcy.

– Ja… Wybacz, Pani…

– Amelio… Co teraz zrobimy? – wtrącił cicho Gourry.

Westchnęła ze zmęczeniem, siadając bezradnie obok ogniska.

– Nie wiem… – odpowiedziała cicho, ukrywając twarz w dłoniach.

Przy nich nie musiała udawać odważnej…

– Nie możemy wysłać wojsk do stolicy przed jutrzejszym atakiem. Jeśli to zrobimy, przegramy – oceniła Lina.

– To, co sugerujesz? Mam pozwolić im umrzeć? – wymamrotała spomiędzy palców, rozcierając nasadę nosa.

Przez długą chwilę wszyscy zastygli w milczeniu, a ciszę przerywał jedynie miarowy trzask ogniska i dobiegające z oddali dźwięki nadchodzącej bitwy.

– Amelio… – Lina przykucnęła naprzeciw, delikatnie zdejmując jej dłonie z twarzy. – Jesteś tego pewna? To może być zasadzka. Jeśli faktycznie mamy szpiega, mógł poinformować wroga o naszym planie. Może w ten sposób chcą nas osłabić?

– A jaki jest sens bronienia wymarłej stolicy?

Lina zacisnęła usta, siadając obok.

– Faktycznie mamy przesrane. W jeden wieczór wymordowano królewskich magów? Co to za cholerstwo?

– Nie wiem, ale nie możemy marnować więcej czasu. Musimy natychmiast wysłać część oddziałów do stolicy.

– Powtórzę się, ale czy jesteś tego pewna?

Oczywiście, że nie była pewna! Osłabianie sił na froncie dzień przed kluczowym atakiem? Tylko głupiec by nie stwierdził, że jest to proszenie się o przegraną. Jednak nie miała wyboru. Cichy głosik w głowie podpowiadał, że być może Lina miała rację i była to jedynie próba odwrócenia uwagi. Z drugiej strony o wadze jutrzejszej bitwy wiedziało tylko najbliższe grono jej doradców i generałów. Nie chciała wierzyć, że ktokolwiek z nich mógłby zdradzić…

– Nie mamy wyjścia. Arionie, znajdź dowódców oddziałów szóstego, ósmego i dziewiątego. Przedstaw im sytuację i nakaż natychmiast wymaszerować do stolicy. Wyślemy oddziały z ostatnich flank. W ten sposób nie osłabimy zbytnio swojej siły uderzenia. Niech wezmą też kilku magów.

– Zaczekaj, Amelio! – wtrąciła Lina. – Zostaw magów na froncie. To na nich opiera się cała strategia. Ja pojadę do stolicy.

– Ty? – powtórzyła zszokowana. – To niebezpieczne.

– Nie bądź śmieszna. Wszyscy wiemy, że podrzędny mag do pięt mi nie dorasta. Jakimś cudem już wymordowano część pozostającą w zamku, a ponoć byli nieźli. Poradzę sobie – dodała uspokajająco. – Gourry zostaje.

– Nie pozwolę ci jechać samej! – stwierdził natychmiast.

– Twój miecz bardziej przyda się jutro, Gourry. Poza tym ktoś zaufany musi chronić Amelię. Powierzam ci to zadanie – zarekomendowała Lina z cieniem wymuszonego uśmiechu na twarzy.

– Nie używaj mnie, jako narzędzia do swoich manipulacji! Gourry wcale nie musi mnie chronić!

Szermierz westchnął przeciągle.

– Nie, Amelio. Lina ma rację. Będzie lepiej, jeśli faktycznie się rozdzielimy. Bardziej przydam się tu.

– Zuch! A więc nie traćmy więcej czasu! – wykrzyknęła Lina, podrywając się z ziemi i wyciągając dłoń do Amelii, aby pomóc jej wstać.

– Lina, tylko uważaj na siebie, dobrze? – podjął z troską Gourry.

– Jak zawsze. Już niedługo będzie po wszystkim. Zobaczycie – zapewniła, zamykając Amelię w spontanicznym uścisku.

Przez krótką chwilę ciepło zaufanych ramion przyniosło Amelii odrobinę ukojenia. Nie chciała, żeby Lina odeszła. Potrzebowała jej. Rozpaczliwie. Mimo zżerających ją emocji, w zamian jedynie odwzajemniła uścisk, decydując się po raz kolejny jej zaufać.

Kiedy grupa żołnierzy wraz z Liną i kilkoma wybranymi, pomimo sprzeciwów czarodziejki, magami, wyruszyła w stronę stolicy, Amelia ledwo trzymała się na nogach. Stres i zmęczenie nie miały dla niej litości.

– Chodź, odprowadzę cię do namiotu – zaproponował Gourry, który ze zmartwioną miną obserwował oddalającą się grupę.

– Myślisz, że podjęłam właściwą decyzję?

Mężczyzna milczał przez moment. Odezwał się, dopiero kiedy ostatnie pochodnie maszerujących pochłonął gęsty las.

– Na twoim miejscu pewnie zrobiłbym to samo. Nawet gdybyśmy wygrali jutrzejszą walkę, dokąd mielibyśmy wrócić po czymś takim? Chodź. Musisz odpocząć przed jutrem.

Amelia z wdzięcznością przytaknęła i w towarzystwie przyjaciela wróciła do obozu. Gourry pożegnał ją krótkim skinieniem przed wejściem do królewskiego namiotu, po czym wyraźnie zmartwiony udał się do siebie.

Zwykle w swoim namiocie Amelia zastawała czekającą Linę i nagle ta nieobecność sprawiła, że poczuła się bardzo samotna. Wyczerpana położyła się na prowizorycznym łóżku, zawieszając spojrzenie na suficie. Pomimo ogromnego zmęczenia nie potrafiła zasnąć. Zbyt wiele obaw i pytań cisnęło się do jej zmaltretowanego umysłu. Nagle wszystkie ich plany stanęły pod ogromnym znakiem zapytania, jakby sytuacja do tej pory nie była wystarczająco zła. Czy podjęła właściwą decyzję? Czy zdoła ocalić Saillune? Czy mają szansę wygrać jutrzejsze starcie? I wreszcie, skąd nagle wzięły się te istoty atakujące stolicę?

Gdyby tylko istniał jakiś sposób, by poznać, choć część odpowiedzi na dręczące pytania…

Cóż, właściwie to był jeden.

Zwykle kończył się marnie, na dodatek z okropnym bólem głowy, ale w tej sytuacji… Nie zaszkodziło spróbować.

Z wewnętrznym przekonaniem zaczerpnęła głęboki wdech, zamykając oczy i pozwalając swojej świadomości opaść w dobrze już znane miejsce. Po chwili otoczyły ją świetliste nici prowadzące w przeszłość. Jej własne wspomnienia ponownie stanęły przed nią otworem. Nie ruszyła jednak w ich kierunku.

Jak wiedziała, jako profeta miała zdolność nie tylko do spoglądania w przeszłość, ale i w przyszłość.

Wcześniej kilka razy tego próbowała, ale każda dotychczasowa próba kończyła się marnie. Nici związane z przyszłością były inne, od tych które znała. Ledwie widoczne, ciągnęły się na niemożliwe długości, często po prostu niknąc w połowie. Przyszłość stanowiła więc wielką zagadkę. Dwa razy, kiedy podążała ich śladem, nić po prostu się zerwała, sprawiając, że jej świadomość zawisła na długie godziny w nicości, zanim odnalazła drogę powrotną. Od tamtej pory, pomimo ogromnej pokusy, starała się unikać próby spojrzenia w nią. Bała się, że któregoś razu jej świadomość mogłaby zabłądzić w ciemnościach i nie powrócić do ciała. Jednak teraz, skoro inni ryzykowali tak wiele, nie mogła po prostu bezczynnie czekać.

Z uwagą rozejrzała się dookoła, szukając najjaśniejszej z nici, które rozpoznawała jako te prowadzące w przyszłość. Jedna z nich od razu przyciągnęła jej wzrok, wyglądając na dość stabilną. Z lekką obawą ruszyła jej śladem.

Z każdym krokiem coraz bardziej oddalała się od skupiska jasnych smug. Ostatecznie linia, którą wybrała, stała się jedynym źródłem światła w otaczającym ją mroku. W tym miejscu poczucie czasu było dość względnym pojęciem, jednak nawet pomimo tego miała wrażenie, że maszeruje już zbyt długo. Zaczęła nawet rozważać powrót, kiedy nagle przed jej oczami rozbłysło oślepiające światło.

Gdy otworzyła oczy, natychmiast spostrzegła szalejące wokół płomienie.

Klęczała na ulicy, trzymając w ramionach nieprzytomną Linę, starając się schronić przed wszechogarniającym żarem. Twarz przyjaciółki była zakrwawiona, a jej własne dłonie lepiły się od brudu i szkarłatu. Ze strachem rozejrzała się dookoła.

Na niebie kłębił się gęsty, czarny dym, który przy każdym oddechu wdzierał się do płuc. Ogień chwytał za drewniane chaty i drzewa, przepalał marzenia i historię, zamieniając je w popiół. Krzyki mieszkańców zlewały się z hukiem upadających domostw.

„To Saillune…” – zauważyła przerażona.

Płonęło.

Było inaczej niż we wspomnieniach, które tak często odwiedzała. Tym razem nie towarzyszyła sobie z przeszłości, a faktycznie była we własnym ciele. Z tym że w zupełnie nowej i nieznanej sytuacji.

W oddali zauważyła grupę żołnierzy. W pierwszym odruchu chciała krzyknąć, wołać o pomoc, jednak zanim słowa wyszły z jej ust, zwróciła uwagę na ich mundury.

Herb Elmekii…

A więc przegrali?

Nagle wśród obserwowanej przez nią grupy wybuchło jakieś poruszenie. Jeden z mężczyzn wywlekł zza rogu jakąś rodzinę, zapędzając ją na środek zalanej krwią ulicy. Przerażony ojciec próbował się bronić. Szarpał się do momentu, w którym jeden z żołnierzy uderzył go w głowę, sprawiając, że mężczyzna upadł nieprzytomny. Bezradna kobieta klęczała na ulicy, przytulając do piersi dwójkę zapłakanych dzieci.

„Przestańcie. Przestańcie!” – krzyczała w myślach, jednak jej ciało nie potrafiło się poruszyć. Mogła jedynie obserwować całą scenę z oddali.

Żołnierze śmiali się, przepychając dzieci pomiędzy sobą, do momentu, kiedy jeden z nich wyciągnął nóż i…

Nie potrafiła na to patrzeć.

Odwróciła wzrok przerażona, czując cisnące się do oczu łzy.

Jak mogło do tego dojść? Jak mogła na to pozwolić?!

– Nie podoba ci się przedstawienie, księżniczko? – Obcy głos odezwał się zza pleców, sprawiając, że mechanicznie odwróciła się w jego kierunku.

Niewiele starszy od niej młodzieniec przyglądał się jej z chłodną uwagą. Jak zauważyła od razu, nie mógł być kolejnym żołnierzem. Jego strój, choć bojowy, pozostawał nieskazitelny, a czyste dłonie nie wskazywały na to, aby brał bezpośredni udział w walkach. Na jego piersi widniała błękitna gwiazda otoczona złotym haftem.

– Gdybyś dobrowolnie zgodziła się mnie poślubić, nie doszłoby do tego, księżniczko. To wszystko twoja wina. Zmusiłaś mnie do tego – stwierdził z krzywym uśmiechem. W jego ciemnych oczach odbijało się wszechogarniające zniszczenie.

Nagle cała scena zniknęła, a Amelia gwałtownie poderwała się na swoim posłaniu. Z trudem łapała chusty świeżego powietrza, czując nieprzyjemny pot na ciele. Mimowolnie przycisnęła drżącą dłoń do piersi. Było jej niedobrze. Dopiero co ujrzana scena nadal szalała w jej umyśle.

Ten mężczyzna…

Jego słowa…

„Gdybyś dobrowolnie zgodziła się mnie poślubić?” – powtórzyła w myślach. – „Książę Ravi Lenos…”

Nie miała żadnych wątpliwości. To musiał być on. A więc taka czeka ich przyszłość?

Czy naprawdę nie ma innego wyboru?

***

Właściwie nie oczekiwała odpowiedzi. W końcu co nowego Arion mógł powiedzieć?

Że musiała dobrze grać swoją rolę?

Że stawką było bezpieczeństwo królestwa?

Westchnęła, w milczeniu poprawiając materiał rozłożystej sukni.

Przecież już dawno o tym wiedziała…

– Miejmy to z głowy – stwierdziła ostatecznie, ruszając w stronę komnat księcia Raviego.

Doradca pożegnał ją uprzejmym ukłonem, pozostając w tej pozycji do czasu, aż nie straciła go z oczu.

Miarowy stukot jej obcasów odbijał się echem w szerokich, zamkowych korytarzach. Prawie na każdym rogu mijała żołnierzy. Odwracała wzrok za każdym razem, kiedy dostrzegła błękitną gwiazdę na ich piersi – herb Rimy. Chociaż mężczyźni witali ją z należytym szacunkiem, doskonale wiedziała, że jej słowo nie miało żadnego znaczenia. Służyli tylko jednemu władcy…

Ostatni dwaj strażnicy czekali na nią przed wejściem do książęcych komnat. Podobnie jak poprzedni i ci skłonili się lekko, po czym jeden zapukał do drzwi, obwieszczając głośno jej przybycie.

– Wejść! – zabrzmiał szorstki rozkaz, a Amelia natychmiast poczuła, jak opuszcza ją cała wcześniejsza determinacja.

Ravi. Jej osobiste nemezis. Koszmar, któremu została wydana na rzeź.

Przełknęła głośno, mimo wszystko unosząc dumnie podbródek. Kiedy wkroczyła do pomieszczenia, natychmiast ogarnął ją dobrze znany chłód.

– Księżniczko. Miło, że wpadłaś.

Ravi siedział za masywnym biurkiem, ustawionym na wprost wejścia. Ciemne oczy spoglądały z uwagą, podążając za najmniejszym ruchem jej ciała. Jego zwykle starannie zaczesane włosy, delikatnie opadły na czoło, rzucając na młodą twarz głębokie cienie. Uśmiech, jaki czasem mignął na jego ustach, przypominał drapieżnika, szczerzącego kły na widok ofiary.

– Książę. – Starała się zachować spokój, chociaż z każdą chwilą serce coraz mocniej tłukło się w piersi, a ciasno związany gorset utrudniał oddychanie.

– Usiądź — odrzekł lekko, wskazując na fotel przed biurkiem.

Amelia zerknęła na mebel, ale zamiast usłuchać, pozostała na swoim miejscu, utrzymując dystans.

– Nie lubię się powtarzać – dodał szorstko, pochylając się nad blatem i mrużąc oczy.

Nieznoszący sprzeciwu ton sprawił, że mimowolnie zadrżała, ostatecznie spełniając jego prośbę. Niepokojący uśmieszek na twarzy księcia tylko się pogłębił, wskazując na to, że był świadom jej dyskomfortu. Za to nienawidziła go jeszcze bardziej…

– Tak lepiej — wymruczał, przeglądając jakieś dokumenty przed sobą.

– Można wiedzieć, dlaczego mnie wezwałeś, panie? – zagadnęła niepewnie, gładząc dłońmi materiał sukni.

– Chciałem załatwić kilka kwestii przed jutrzejszym balem.

– Kilka kwestii? – Amelia przełknęła ciężką bryłę, która zdążyła się uformować w gardle.

– Och, nie udawaj idiotki, Amelio. Myślę, że doskonale wiesz, o czym mowa – stwierdził z obojętnością, przewracając kolejny dokument. – Od kilku dni zimno tu jak w psiarni. Chyba wiesz, co to oznacza. – Spojrzał na nią z niechęcią.

Och, tak. Niestety aż za dobrze wiedziała, co to oznacza.

– Myślałam, że do czasu balu… – Gwałtowne uderzenie w blat, przerwało jej w pół słowa.

– Od myślenia jestem ja!

Zamilkła natychmiast, mimowolnie kuląc się w sobie i zaciskając palce na trzymanym materiale. Przez moment w jego oczach dostrzegła coś nieludzkiego, jednak zanim zdążyła się temu przyjrzeć, mężczyzna zaśmiał się lekko, przeczesując dłonią zmierzwione włosy.

– Amelio, Amelio… Doprawdy masz talent do wyprowadzania mnie z równowagi. Jednak, skoro za kilka dni mamy być oficjalnie małżeństwem, postaram się być miły. Przecież nie chcemy na jutrzejszym balu żadnych komplikacji, dlatego nie będziemy czekać i załatwimy to dziś. Na wszelki wypadek – dodał z naciskiem, podnosząc się z miejsca i zapraszając ją gestem do kolejnej komnaty.

Czuła się jak kukła w jego dłoniach. Bezwiednie wstała, podążając we wskazanym kierunku. Ravi zatrzymał się przed masywnymi drzwiami, ściągając klucz zawieszony na szyi i dopasowując go do zamka. Zapadki szczęknęły cicho, by już po chwili ukazać największy sekret królestwa…

Łza Matki Koszmarów świeciła delikatnym blaskiem, zamknięta wewnątrz szklanej gabloty, ustawionej w centralnym punkcie pomieszczenia. Owszem, Amelia wyczuwała narastający w zamku chłód, jednak tutaj wrażenie było wprost obezwładniające. Zimno zdawało się przenikać aż do kości.

– Chyba wiesz, co masz robić, Amelio.

***

Kochane, dziękuję za kolejny wspólny rok razem! Otrzymałam od was wiele wsparcia, słów otuchy, a także konstruktywnej krytyki, dzięki której staram się cały czas pracować nad swoimi tekstami. Mam nadzieję, że najbliższy rok przyniesie nam zakończenie tej historii i być może początek kolejnej, tym razem już w pełni autorskiej. Życzę wam na nowy rok dużo szczęścia i zdrowia. Mam nadzieję, że spotkacie na swojej drodze dobrych i równie wspierających ludzi, co wy same. Mam też nadzieję, że osiągniecie swoje cele i przyniosą wam one należytą satysfakcję, a także że stworzycie wiele pięknych, nowych chwil, które warto będzie wspominać w przyszłości. Wszystkiego dobrego! <3

 

Updated: 31 Grudzień 2023 — 17:15

4 Comments

Add a Comment
  1. Łza jest w zamku? Na wyciągnięcie ręki Zelgadisa?! Wyczuwam rzeź na balu! :⁠-⁠D
    Zdążyłaś w ostatniej chwili! Z początku nie byłam do końca przekonana do kontynuacji, ale widzę że na prawdę zmierza to w dobrym kierunku! Co do zakończenia całej historii. Z jednej strony chciałabym wiedzieć jak to się skończy i czy będzie wyczekiwany przeze mnie Happy end,ale z drugiej, jestem z tobą już tyle lat, że dziwnie będzie nie zaglądać do ciebie raz w tygodniu żeby sprawdzić czy coś się nie pojawiło. Już mam taki nawyk wchodzenia na bloga za kazdym razem jak mi się nudzi xd

    1. Kto to wie, kto to wie… ale tak, można zakładać, że na balu „coś” się zadzieje. Jednak póki co oczywiście nie zdradzę nic więcej.

      Naprawdę cieszę się, że tu zaglądasz i bardzo to doceniam. Zdecydowanie przyjemniej jest pisać dla was niż „do szuflady”.

      Czasem sama nie mogę uwierzyć, że jesteśmy tutaj już tyle lat. Jak zaczynałam pisać Teorię w 2008 miałam 16 lat. Teraz mam 32. Po pierwsze trochę wstyd, że trwa to tak długo. Z drugiej strony, ta opowieść towarzyszyła mi przez pół życia w najróżniejszych jego momentach, przełomach lub kryzysach. Nawet w tych latach przerwy, gdzieś tam z tylu głowy ciągle rozgrywałam różne sceny w wyobraźni i myślałam o tym. To chyba najlepiej pokazuje, jak cholernie ważna jest dla mnie ta opowieść.

      Od prostego fika, pojawiło się po raz pierwszy marzenie o napisaniu własnej książki i rozpoczęła się droga mniej lub bardziej udanego doskonalenia warsztatu, co gdzieś tam może (mam nadzieję) widzicie na przestrzeni czasu i rozdziałów.

      Ta praca jest dla mnie ważna i chyba sama nie byłam jeszcze gotowa na pożegnanie się z nią. Gdzieś tam wam wspomniałam, że w pierwszych planach kontynuacji w ogóle miało nie być. Chciałam podomykać wszystkie wątki w pierwszej części, ale… bohaterowie nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa.

      Jeśli chodzi o „stan”, to na ten moment kontynuacja zajmuje 78 stron A4 w zbiorczym dokumencie. Pierwsza część zamknęła się w 321 stronach. Myślę więc, że tempo się poprawiło zwarzywszy na czas w jakim obie powstają/powstawały. To napawa mnie jakimś optymizmem, heh. A jesteśmy chyba, gdzieś w połowie, jeśli miałabym to ocenić na ten moment – przynajmniej fabularnie. Tekstowo pewnie się okaże w zależności od tego, jak powychodzą długościowo kolejne sceny.

      Mam nadzieję, że jak dobrniemy do końca to nie zawiodę waszych oczekiwań.

      A co do pożegnania… Na pewno nie zniknę i nie porzucę pisania. Po prostu planuje skupić się na czymś własnym. Prawie na pewno będzie to fantastyka połączona z romansem więc jakoś bardzo nie odejdę od tego, co tak naprawdę mamy tutaj. Jakąś wizję na nową historię pomału tworzę w głowie, a co z tego wyjdzie to zapewne się okaże. W każdym razie jeśli będzie ci mnie wtedy brakować, to będzie mi bardzo miło, jeśli po prostu zostaniesz także z nowym tekstem i może także go polubisz. <3

  2. Eeech i znowu późno załączam komentarz ^^’. Fabularnie dostaliśmy wiele nowych informacji, które przygotowują zarys ostatecznej rozgrywki. Jeżeli jesteśmy w połowie historii, to bardzo dobre tempo planowania akcji :). Tak, mam taką refleksję, że Teoria nie musiała mieć kontynuacji (zakończenie w bardzo klarowny sposób domykało większość wątków), ale powstanie tej drugiej części bardzo ładnie uzupełni nam pierwotną historię :). Jestem bardzo usatysfakcjonowana relacją Amelii i Liny oraz fabularnym zastosowaniu umiejętności Profety.

    I jak symbolicznie się wyrobiłaś jeszcze w starym roku :). Mogę tylko podsumować ze swojej strony, jak duży zrobiłaś postęp przez ostatni rok, językowo, prowadzenia narracji i planowania całego utworu. Raz jeszcze wszystkiego najlepszego w Nowym Roku : *

    1. Dziękuję Kochana! <3
      Staram się, żeby wszystko jakoś ładnie się spięło i zamknęło. :) Mam nadzieję wyrobić się terminowo z kolejnym rozdziałem, bo na razie mam jakiś istny koszmar w pracy i ciężko mi skupić myśli na czymś innym. Odliczam czas do ferii. <3

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

© 2018 Frontier Theme