Cz. 2 – Rozdział V

Z opóźnieniem, ale za to nieco dłuższy rozdział. Dobra informacja jest taka, że przetrwałam i zaczynam długi, zasłużony urlop więc wracamy do regularnych wpisów. :)

„Saillune”

– Zel?

Zmieszany uniósł głowę, odnajdując wzrokiem siedzącą przed domem Nirali.

– Czekałam na ciebie – dodała, wstając z niskich, frontowych schodków.

Przez chwilę patrzyli na siebie w milczeniu, chociaż doskonale wiedział, że dziewczyna nie wytrzyma długo w niepewności, a i on nie może w nieskończoność odwlekać nieuniknionego.

– Wejdźmy do środka. Muszę z wami porozmawiać – stwierdził ostatecznie, uprzedzając potok pytań.

Zanim Nirali zdążyła zaprotestować, wyminął ją, pewnym krokiem kierując się do kuchni, w której odnalazł pijącego herbatę Eryka. Chłopak o mało się nie zakrztusił na jego widok.

– Wybacz – zaśmiał się Eryk, ocierając usta. – Jeszcze nie przywykłem do twojego nowego wyglądu – wyjaśnił, kiedy tuż za plecami Zelgadisa pojawiła się zniecierpliwiona postać Nirali.

– Więc? Mów w końcu! Udało ci się porozmawiać z Acedią? – podjęła, łapiąc Zelgadisa za ramię i ciągnąc w głąb pomieszczenia.

– Tak – odparł, opadając ciężko na jedno z krzeseł. – Lepiej usiądźcie. Zakładam, że to może się wam nie spodobać.

– Błagam, tylko nie mów, że znowu się w coś wpakowałeś! – fuknęła, jednak wraz z Erykiem posłusznie zajęła miejsce naprzeciw, czekając.

Zelgadis odetchnął głęboko, próbując zebrać myśli, zanim zaczął opowiadać. Jego głos był miarowy i cichy. Widział jak z każdym zdaniem, twarze Eryka i Nirali robiły się coraz bladsze, ale nie pozwolił sobie na przerwanie. Słowa uchodziły z niego jak woda z pękniętego naczynia, w dodatku z dawno już zapomnianą szczerością.

Kiedy skończył, w pomieszczeniu zapanowała cisza.

– Nic nie powiecie? – zapytał w końcu, nie mogąc znieść milczenia.

Nirali poruszyła się niespokojnie, jej ułożone na stole dłonie lekko zadrżały.

– Po co, Zel? – odpowiedziała po chwili. – Cokolwiek byśmy nie powiedzieli, ty już podjąłeś decyzję. Chociaż jeśli pytasz mnie o zdanie, uważam, że to tragiczny pomysł. W głowie mi się nie mieści, że możesz zaufać Acedii po tym wszystkim. Dostarczyć Łzę Matki Koszmarów? – Zacisnęła pięści zdenerwowana. – A skąd możesz mieć pewność, że Acedia jej nie wykorzysta?

– Nie mam…

– Nie masz i nic cię to nie obchodzi! – podkreśliła wzburzonym tonem. – To nie jest tylko twoja decyzja, Zel. Dotyczy nas wszystkich. Nie możesz tak po prostu postawić wszystkich w takim niebezpieczeństwie.

Eryk przytulił jej dłoń, starając się uspokoić.

– Spokojnie, Nirali…

– Nie będę spokojna! – wybuchła, podrywając się z krzesła i uderzając dłońmi w stół. – Nie zgadzam się, słyszysz?! Nie i już! Nawet mnie nie proś, żebym pomogła ci otworzyć to cholerne przejście! Naprawdę byłam gotowa ci pomóc, ale coś takiego? Jak możesz w ogóle o to prosić…

Gdy ich spojrzenia się skrzyżowały, mógł dostrzec rozczarowanie. W jej oczach wyczytał nieme pytania: „Czy naprawdę warto? Czy jesteś gotowy zaryzykować naszą przyszłość?” i chociaż wcale nie potrzebował pomocy, bolał go brak zrozumienia.

– Przecież sama powiedziałaś, że mam zrobić wszystko, aby mi się udało – wyszeptał, skupiając się na jej rozgniewanym obliczu i chociaż ciężko było je znieść, kontynuował spokojnie: – To jest właśnie to, Nirali.

Dziewczyna sarknęła zirytowana, po czym odeszła od stołu, zataczając niespokojne kręgi w niewielkim pomieszczeniu.

Zelgadis przelotnie zerknął na Eryka, który pomimo całej sytuacji, obserwował wszystko z troską wypisaną na twarzy.

– I tak to zrobisz, prawda? – zapytała nagle, przystając i obdarzając brata chłodnym spojrzeniem.

Mimowolnie się wyprostował, krzyżując ramiona na piersi po czym, z całą pewnością, na jaką było go stać, przytaknął.

– Tak myślałam… – burknęła w odpowiedzi, uciskając palcami nasadę nosa.

– Wyruszę o świcie – oświadczył. – Jeśli zmienisz zdanie, wiesz, gdzie mnie znaleźć. Jeśli nie, wrócę za miesiąc i wtedy będziesz mogła do woli mnie torturować, powtarzając przy tym, że oczywiście miałaś rację.

Nirali parsknęła wcale nierozbawiona jego słowami.

– Pomyślę o tym… – stwierdziła, jednocześnie opuszczając kuchnię.

Zelgadis spojrzał na Eryka z niemym pytaniem wypisanym na twarzy.

– Na mnie nie patrz. Nie chcę się w to wtrącać! – stwierdził Eryk, wyciągając ręce w obronnym geście.

– Nic nie dodasz?

Eryk westchnął zmęczony, jednak usta wykrzywił mu niepewny uśmiech.

– Gdyby Acedia naprawdę chciała zniszczenia tego świata, nie pomogłaby nam tamtego dnia. To wiem na pewno.

– To nie tak, że jej ufam… – zaczął cicho Zelgadis, w nieudolnej próbie wytłumaczenia się.

Eryk zaśmiał się półgłosem.

– Przestań. Kiepsko ci to idzie.

Zelgadis uśmiechnął się z wdzięcznością. Przez chwilę siedzieli w pełnej wzajemnego zrozumienia ciszy.

– Chciałbym, żeby Nirali była szczęśliwa… – podjął nagle Eryk. – Jest tak sfiksowana na punkcie tego świata, że czasami sam jej nie rozumiem. Jakie to ma właściwie znaczenie? Ja po prostu cieszę się, że ją odzyskałem. Nie ma znaczenia czy stało się to w tym świecie, zniszczonym lub nie, czy w jakimkolwiek innym miejscu w Chaosie. Jakie to ma znaczenie? – Ostatnie zdanie powtórzył, bardziej do siebie. – Jeśli byłbym na twoim miejscu, pewnie zrobiłbym to samo – stwierdził ostatecznie.

Za ten szczególny rodzaj zrozumienia zawsze cenił Eryka. Jego bezwarunkową zdolność do akceptacji wyborów i własnego tempa radzenia sobie z nimi, jeśli okazywały się błędem.

Przytaknął lekko, czując nagłą ulgę. Jeśli zdołał przekonać Eryka, może i Nirali będzie w stanie z czasem się z nim zgodzić.

– Do zobaczenia. – Spojrzał na Eryka z mieszaniną wdzięczności i powagi, po czym zostawił zamyślonego towarzysza w pogrążającej się w ciemności kuchni.

***

W nocy nie mógł zasnąć. Przewracał się z boku na bok, w nieudanej próbie przetłumaczenia sobie, że powinien odpocząć i wyruszyć dopiero rano. Niestety jego organizm miał na ten temat własne zdanie i sen stał się praktycznie nieosiągalny. Nieprzyjemne skurcze skręcały go od środka, a na zmianę było mu to zbyt gorąco, to za zimno. Podświadomie czuł, że każda kolejna chwila spędzona w łóżku była bezużyteczna. Ostatecznie zrezygnowany wstał na dobre dwie godziny przed wschodem, rozpoczynając przygotowania do podróży. Reszta czasu była właściwie jedynie niecierpliwym oczekiwaniem, przetkanym natrętnymi myślami.

Kiedy pierwsze promienie słońca przebiły się przez ciężką zasłonę w oknie, w końcu skierował się do wyjścia. Na moment przystanął w progu, po raz ostatni ogarniając wzrokiem pogrążone w ciszy miejsce, będące przez długie lata czymś, co pierwszy raz w życiu mógł nazwać domem. Mimowolnie zerknął na zamknięte drzwi do sypialni Nirali i niemal natychmiast poczuł ukłucie w piersi.

Nie chciał się z nią żegnać w taki sposób.

Oczywiście rozumiał jej wątpliwości, chociaż sam, z jakiegoś powodu wierzył, że Acedia faktycznie nie zamierzała wykorzystać Łzy przeciw temu światu. Miał cichą nadzieję, że kiedy wróci, Nirali będzie mogła sama się o tym przekonać.

Westchnął zmęczony i najciszej jak potrafił, ruszył przed siebie.

Po wyjściu z domu otuliło go chłodne i nieco wilgotne powietrze wiosennego poranka. Uśmiechnął się lekko i poprawiając ciężką torbę narzuconą na plecy, przyspieszył kroku. Nawet nie zorientował się, kiedy minął pola należące do mieszkającego w pobliżu, nienawidzącego ich gospodarza, a przed oczami zamajaczył mu niewielki zagajnik, który odwiedził wcześniej z Nirali. Pewnie ruszył poprzez zarośla, tylko po to, by po chwili przystanąć zszokowany.

Nirali opierała się o głaz z napisem, najwyraźniej na niego czekając.

– Co ty tutaj robisz? – wypalił zdezorientowany, rozglądając się dookoła.

Chociaż z wyraźnym wahaniem i nieco niepewnie, Nirali uśmiechnęła się w odpowiedzi.

– Przyszłaś się pożegnać? – zapytał, ale jak tylko skończył, spostrzegł leżącą u jej stóp torbę podróżną. – Co to?

– Nie myśl sobie, że nie jestem już zła albo że popieram twój pomysł – zaczęła obronnie. – Uznałam jednak, że będzie lepiej, jeśli sama wszystkiego dopilnuję. Lepsze to od siedzenia i zamartwiania się, co wyrabiasz.

– Co takiego? Idziesz, żeby mnie pilnować? – Uśmiechnął się kpiąco.

– Co w tym niby takiego zabawnego? Poza tym nie zamierzam pilnować ciebie, tylko Łzy. Wolę trzymać rękę na pulsie. Możesz podziękować Erykowi. – Spojrzała na niego wyzywająco, krzyżując ramiona na piersi.

Pokręcił głową rozbawiony, po czym podszedł do Nirali, zamykając ją w silnym uścisku, nim zdążyła zaprotestować.

– Dziękuję… Erykowi oczywiście – wyszeptał.

– Bo się wzruszę – prychnęła cicho, jednak po chwili odwzajemniła uścisk i delikatnie poklepała go po ramieniu. – Idziemy?

Zelgadis odsunął się, zerkając na głaz i z pełną powagą przytaknął. Bez słowa, wyciągnął miecz, który niemal natychmiast zalśnił w jego dłoni błękitną poświatą. Delikatnie przesunął ostrzem po powierzchni kamienia, pozwalając magii zrobić swoje.

Skamieniała struktura przekształciła się w portal, prowadzący do miejsca, o którym wciąż nie potrafił zapomnieć. Samo przejście nie wyglądało jednak jak to, w którym po raz ostatni widział przyjaciół. Tym razem przypominało szczelinę. Było niczym szarpana rana zadania w sam środek niewidzialnej kurtyny, a wewnątrz niej jedynie chłodna, nieprzenikniona ciemność.

Spojrzeli na siebie z determinacją w oczach. To był właściwy moment. Pewnym krokiem, jakby nie znali innej drogi, wkroczyli w nieznane.

W chwili, gdy przekroczył granicę pomiędzy wymiarami, jego ciało zaczęło tracić swoją fizyczną formę. Kończyny rozpływały się, a ramy istnienia zacierały w chaosie. Przestrzeń wokół była pełna niewyobrażalnych kształtów i kolorów, które pulsowały w harmonii i szaleństwie jednocześnie.

Rozlewał się i mieszał.

Był jedną z miliardów kropli tworzących nieskończoną całość w Morzu Chaosu…

***

Gdy chaos ustąpił, skulony na ziemi Zelgadis otworzył oczy i odetchnął gwałtownie, jak wyrwany z głębokiej wody. Przez moment leżał w bezruchu, pozwalając swoim zmysłom na powrót do równowagi. Kiedy zawroty głowy zelżały, usiadł powoli, czując, jak trawa delikatnie przywiera do jego dłoni.

Wokół rozciągał się piękny świat, zielone pola i łagodne wzgórza, na które Nirali patrzyła szeroko otwartymi oczami. Rozejrzał się dookoła po znanym, a jednocześnie tak obcym teraz krajobrazie. To tutaj rozmawiał z Liną tuż po zniknięciu Amelii.

Przedmieścia Saillune.

Nie mógł powstrzymać szczerego śmiechu, który wyrwał się nagle z jego piersi.

– Nirali, udało się! – krzyknął uradowany. – Naprawdę wróciłem!

Nirali zerknęła na niego, odwzajemniając jego radość ciepłym uśmiechem.

– Wcale mnie to nie dziwi. W końcu jesteś najbardziej upartą osobą, jaką znam.

W odpowiedzi jedynie zaśmiał się jeszcze głośniej, padając na miękką trawę i szeroko rozpościerając ramiona. Uśmiechał się tak bardzo, że przez moment miał wrażenie, że pęknie mu szczęka. Oczywiście nie zapomniał, że powrót tutaj wiązał się z pewnymi warunkami, ale w tej jednej, krótkiej chwili nie miało to dla niego kompletnie żadnego znaczenia.

Był tutaj.

Tak długo marzył o drugiej szansie. Teraz kiedy w końcu wrócił, wiedział, że zrobi wszystko, aby odnaleźć tę cholerną Łzę i zwolnić się z danej przysięgi. Jeszcze raz zobaczyć Amelię, przyjaciół…

Tylko, właściwie jak wiele czasu minęło w tym świecie od ich rozstania?

Poderwał się gwałtownie, chwytając Nirali za rękę i ciągnąc w kierunku drogi, prowadzącej do stolicy.

– Chodź! Musimy się dowiedzieć ile czasu minęło od śmierci Phill’a.

– Kogo? – podjęła zdezorientowana dziewczyna, z ledwością nadążając za jego szybkimi ruchami.

– Ojca Amelii! – wyjaśnił niecierpliwie, uświadamiając sobie, że skoro przez ostatnie lata nie wspominał o samej księżniczce, to Nirali nie miała prawa znać tej części historii. – Phill zginął w noc zniknięcia Amelii, trzy lata temu. Dzień jego śmierci będzie dla nas punktem odniesienia – dodał nieco spokojniej.

– Nie chcę gasić twojego entuzjazmu, ale jeśli nadal będziesz tak biegł, to zaraz złamię nogę i resztę drogi spędzisz na niesieniu mnie! – burknęła z niezadowoleniem, potykając się i uwalniając dłoń z jego uścisku.

W odpowiedzi jedynie spojrzał na nią z mieszaniną strachu i dzikiej ekscytacji. Nie był w stanie zmyć z twarzy naiwnego uśmiechu.

Nirali westchnęła ciężko.

– Dobrze, dobrze… Nic już nie mów. Rozumiem.

– Jestem pewny, że spodoba ci się w Saillune. W odróżnieniu od piątego filaru tutaj możesz zobaczyć magię na każdym rogu! Szkoły czarów, sklepy i kramy z artefaktami, najróżniejszymi amuletami. A Saillune… – paplał podekscytowany, idąc w znanym kierunku i pomimo prośby siostry, nie zwalniając tempa.

Zbliżając się do wzgórza, z którego można było ujrzeć miasto, zatrzymał się na chwilę, aby złapać oddech. Oczami wyobraźni widział już Saillune, miejsce, które przez lata utrwalił w swoich wspomnieniach. Spodziewał się ujrzeć bielone mury fortyfikacji, ożywione, kolorowe dachy domów, strzeliste wieżyczki świątyń i tłoczne uliczki.

Nagły przypływ niepokoju zakłuł go w piersi.

„A jeśli Saillune nie było już takie, jakim je zapamiętał?”

Poczuł delikatny dotyk dłoni, kiedy Nirali prowadziła go na szczyt wzniesienia. Ostatnie metry pokonał jak w transie.

Odetchnął, dopiero kiedy Saillune wyłoniło się na linii horyzontu.

Całe i piękne jak zawsze.

– Niczego sobie – przyznała Nirali z nieskrywanym zachwytem, ogarniając wzrokiem widoczną z góry stolicę.

– To najpiękniejsze miejsce w całym państwie.

– Kiedy mówiłeś, że Amelia jest księżniczką, spodziewałam się czegoś dużego, ale przyznaję… Nawet ja jestem nieco zaskoczona skalą.

Zelgadis zaśmiał się pod nosem.

– Mówiłem, że ci się spodoba.

– Więc, jaki masz plan? Od czego zaczniemy?

Zamyślił się na moment, ważąc w myślach wszelkie możliwości.

– Zejdźmy do centrum. Tam zrobimy mały rekonesans. Dowiemy się ile minęło czasu od śmierci Phill’a i kto zarządza miastem. Jeśli jest, choć w połowie tak dobrze, jak mam nadzieję, to najłatwiej odnajdziemy Amelię. Być może będzie w stanie powiedzieć nam coś na temat Łzy i czy faktycznie ktoś zaczął z niej korzystać w tym świecie. Poza tym może będzie wiedziała, gdzie znajdziemy Linę i Gourry’ego.

Nirali zacmokała z zadowoleniem.

– Widzę, że nie tracisz zimnej krwi. To dobrze, przyda nam się. W takim razie nie traćmy czasu!

Przez resztę drogi milczeli, pogrążeni we własnych myślach. Zelgadis zastanawiał się, co właściwie powinien powiedzieć przyjaciołom, kiedy ich zobaczy. Tak wiele się wydarzyło… Przez moment poczuł rozbawienie na myśl o tym, że mogą go nie rozpoznać w ludzkiej postaci i rozważał, czy powinien w jakiś sposób wykorzystać ten fakt.

Przez wszystkie targające nim emocje i myśli, z początku nawet nie zauważył, że coś było inaczej…

Droga, którą zmierzali do miasta, była jednym z głównych szlaków handlowych. Zwykle o tej porze dnia panował to prawdziwy ruch i gwar. Objazdowi handlarze wydzierali się na swoich pracowników, a mieszkańcy próbowali zatrzymać upatrzone wozy i wynegocjować parę srebrników, zanim towary trafią na rynek stolicy. Teraz było nienaturalnie spokojnie. Mijający ich ludzie wędrowali w ciszy, ze wzrokiem wbitym w ziemię.

„Nie wariuj, to jeszcze nic nie znaczy” – rzucił do siebie w myślach, oceniając dziwne zachowanie przechodniów.

Mimowolnie wzruszył ramionami, strząsając z siebie dziwne uczucie niepokoju, które nagle zaczęło zatruwać jego radość.

– Wszystko dobrze? – zagadnęła natychmiast Nirali, przyglądając mu się z uwagą.

– Sam nie wiem, coś jest inaczej… – mruknął cicho.

– Dawno cię tu nie było, pewnie to tylko twoja wyobraźnia.

– Może i tak – stwierdził nieprzekonany, ponownie milknąc.

Kiedy znaleźli się niedaleko jednej z głównych bram wjazdowych, Zelgadis przystanął zszokowany.

– Co znowu?! – burknęła niezadowolona Nirali, najwyraźniej zniecierpliwiona jego dziwnym zachowaniem.

– Straże…

– I?

– Bramy Saillune zawsze były otwarte dla przyjezdnych. W dodatku coś jest nie tak z ich mundurami – wyjaśnił cicho, wskazując na grupę gwardzistów, którzy skrupulatnie przeszukiwali ustawione w kolejce wozy handlowe.

– Cholera, Zel. Weź się w garść. Może po prostu zwiększyli bezpieczeństwo? Póki nikt nie próbuje nas zabić, to chyba nic złego się nie dzieje – stwierdziła pospiesznie, popychając go w kierunku bramy.

Starając się nie zwracać niczyjej uwagi, ustawili się w niewielkiej kolejce. Każdy przechodzień weryfikowany był przez jednego ze strażników. Kiedy podeszli, groźnie wyglądający mężczyzna spojrzał na nich z góry.

– Dokumenty – poprosił znudzony, najwyraźniej powtarzając tę kwestię już po raz któryś tego dnia.

Zelgadis i Nirali zerknęli na siebie nerwowo. Po chwili bez odpowiedzi strażnik spojrzał na nich podejrzliwie.

– Dokumenty! – powtórzył głośniej.

– Proszę nam wybaczyć, okradziono nas na szlaku. Złodzieje zabrali większość naszego złota i dokumenty, o które pan prosi – podjęła przytomnie Nirali, patrząc na mężczyznę dużymi oczami.

Zelgadis uniósł brwi ze zdziwieniem, będąc jednocześnie pod wrażeniem, że nie straciła rezonu. Słuchając wyjaśnień siostry, przytaknął gorliwie, mając nadzieję, że zabrzmią przekonująco.

Mężczyzna przechylił głowę niezadowolony:

– Nie ma dokumentów, nie ma wstępu do miasta. Zjeżdżać mi stąd, ale już kundle! Zanim każę was aresztować! – ryknął zdenerwowany, kierując dłoń na przypiętą do pasa broń.

Za ich plecami zaczęła zbierać się coraz większa kolejka. Zel widział, że Nirali już otworzyła usta, najpewniej, aby zacząć dyskutować ze strażnikiem, jednak zanim zdążyła się odezwać, wpadł jej w słowo zdecydowanym głosem:

– Przepraszamy. Proszę nie robić sobie kłopotu, już nas tutaj nie ma.

Zanim wartownik zdążył zareagować, pewnym ruchem odciągnął siostrę z dala od bramy.

– To ma być to przyjazne, piękne miasto?– syknęła zdenerwowana, kiedy znaleźli się wystarczająco daleko od gwardzistów.

– Mówiłem ci, że coś jest nie tak… – szepnął zamyślony, badając wzrokiem otaczające Saillune mury. – Chodź – zarekomendował krótko, kierując się wzdłuż fortyfikacji, w kierunku przeciwnym do bramy.

– Masz jakiś plan? – zapytała, zrównując z nim krok.

– Od kiedy potrzebujemy głupiej bramy, skoro jesteśmy magami? – stwierdził z ironicznym uśmiechem.

Starał się tego nie pokazać Nirali, ale w tym momencie był już całkowicie pewny, że coś w Saillune było nie w porządku. Chociaż jeszcze nie potrafił określić, co właściwie się zmieniło, nie spodziewał się niczego dobrego.

Updated: 26 Czerwiec 2023 — 01:31

3 Comments

Add a Comment
  1. Myślałam, że się nie doczekam ;⁠) cudownie jest widzieć (czytać?) Szczęśliwego Zelgadisa. Nie sądziłam że Nirali pójdzie razem z bratem. Czekam na spotkanie Amelią i resztą! Obstawiam, że tym wymiarze minęły trzy-cztery dni. Państwo jest w żałobie, król nie żyje a Amelia przepadła.

    1. Nie śmiałabym po tylu latach, w końcu obiecałam, że doczekasz zakończenia. 😀 Przyznam szczerze, że dość długo wahałam się czy Nirali powinna z nim iść. Ostatecznie jednak, bohaterowie (jak zawsze) ożyli własnym życiem i dotarło do mnie, że przecież Nirali nie zostawiłaby go po tym wszystkim. Co do Zela, to opisywanie go w takim stanie było miłą i trochę dziwną odmianą, haha. 😀 Mam nadzieję, że zaskoczę Cię w kolejnym rozdziale, ale póki co nie będę zdradzać niespodzianki. 😉 Znasz mnie, wiesz, że muszę im trochę utrudnić życie.

  2. Ojeja… Szczęśliwy Zel w wykonaniu Lilly, niesamowite doświadczenie! Mega satysfakcjonująco się czytało te fragmenty <3. Twój Zel naprawdę zasłużył na prawdziwe szczęście :). I mam nadzieję, że właśnie to go czeka na końcu tej drogi. Bardzo mnie cieszy, że Nirali wyruszyła z bratem i że będziemy mogli obserwować dalszy rozwój ich relacji.

    Bardzo jestem ciekawa, co nam przygotowałaś. Co się stało z Seyrun? Gdzie jest Amelia i reszta? :) Czekam cierpliwie na ciąg dalszy :)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

© 2018 Frontier Theme