Rozdział XLIII

„Jeniec”

Zelgadis pomimo zmęczenia nie był w stanie uspokoić szalejących myśli, wiercił się niespokojnie, co chwilę wybudzając z płytkiego snu. Pół nocy w milczeniu nasłuchiwał czy demony nie ruszyły za nimi w pościg, jednak zewsząd wybrzmiewały jedynie metaliczne dźwięki podzwaniających łańcuchów. Zastanawiał się kto też wpadł na tak szalony pomysł, aby zawiesić całe miasto na nich? Postanowił, że zapyta o to Nirali przy najbliższej okazji. Nirali… Dziewczyna spała spokojnie na prowizorycznym posłaniu obok. Zelgadis przyglądał się jej przez dłuższy czas próbując ustalić podobieństwa między nimi i ze zdziwieniem z każdą chwilą odnajdywał ich więcej niż się spodziewał. Te same usta układające się w wąską linię, mały, lekko zadarty nos, silnie zarysowane kości policzkowe i delikatnie odstające uszy… I oczywiście, pozostawały jeszcze oczy… o niemal identycznym kolorze jasnego błękitu. Jak na zawołanie Nirali nagle poruszyła się i delikatnie rozchyliła powieki zaspanych oczu.

– Nie możesz spać? – zapytała cicho lekko ochrypłym głosem wybudzając się ze snu.

– Nie bardzo, chyba zbyt wiele wrażeń jak na jeden dzień… – mruknął w odpowiedzi i speszony odwrócił spojrzenie.

– To, że na mnie nie patrzysz, nie oznacza, że nie istnieję – burknęła obrażonym tonem.

Zelgadis westchnął ciężko i szybko rzucił okiem na śpiącego nieco dalej Kireia, aby upewnić się, że ten na pewno nie słucha ich rozmowy. Jakoś nie miał ochoty, aby Kapłan angażował się w ich prywatne sprawy. Kiedy w końcu uznał, że chłopak faktycznie pogrążony jest w głębokim śnie, ponownie zwrócił się do Nirali:

– Właściwie to zastanawiałem się, co stało się z twoimi włosami?

– Hę? – dziewczyna nerwowo dotknęła swoich włosów jednocześnie siadając. – Coś nie tak? Poczochrały się? – dodała i zaczęła gładzić je szybkimi ruchami dłoni.

– Nie, nie… – zaśmiał się cicho mag widząc jej spanikowane ruchy. – Miałem na myśli ich kolor – dokończył wskazując na nie palcem.

– Ach! – sapnęła zdziwiona. – To może trochę dziwne, ale pewnego dnia po prostu zmieniły kolor i z ciemnych stały się białe jak śnieg. Zupełnie jakbym osiwiała przez jedną noc – zaśmiała się nerwowo. – Szczerze mówiąc, przez chwilę uważałam, że tak się stało, ale teraz kiedy ty tu jesteś… Twoje włosy także są białe – stwierdziła w zamyśleniu.

– Hmm… tak jak podejrzewałem. Czy twoje włosy zmieniły kolor mniej więcej pięć lat temu? – zapytał badawczo.

– Zdaje mi się, że jeszcze wcześniej, o ile pamięć mnie nie zawodzi w tym przedsionku piekła, to chyba około sześciu lat. Uważasz, że to ma jakiś związek? – zaciekawienie wyrysowało się na jej twarzy.

Zelgadis przez chwilę marszczył czoło w zamyśleniu, by po chwili uderzyć dłonią w kolano z zadowoleniem.

– Już rozumiem, choć to dość niezwykłe – zaczął podekscytowany. – Rezo przemienił mnie w chimerę, gdy miałam piętnaście lat, teraz mam dwadzieścia. Wtedy wraz z klątwą moje włosy także zmieniły kolor. Dla ciebie minęło sześć lat, ponieważ otwarcie przejścia do filaru i pojawienie się tu Amelii i mnie zmieniło bieg linii czasowej, co technicznie oznacza, że tak naprawdę jesteś teraz starsza ode mnie o rok – zakończył z uśmiechem satysfakcji z powodu rozwiązanej zagadki.

– Och… – Nirali uśmiechnęła się z zadowoleniem. – A więc to twoja wina, że z dnia na dzień osiwiałam? – zaśmiała się cicho, po czym ponownie spoważniała. – Przyznam, że to faktycznie dość niezwykłe, że twoja klątwa dotknęła w pewien sposób także i mnie. Co więcej zastanawiam się jak ponowne otwarcie filaru wpłynie na linię czasową. Może kiedy wrócisz już do domu to ja będę staruszką? – powiedziała niby z rozbawieniem, jednak z pełną powagą w oczach. Zelgadis jednocześnie poczuł jak jego wnętrzności zwijają się w mały supeł.

– Cóż… – wykrztusił, jednak dalsze słowa uwięzły mu w gardle.

– Zelgadisie, wszystko w porządku? – przestraszona nagłą zmianą nastroju Zela delikatnie przesunęła się w jego kierunku. – Chyba cię to nie martwi? Przecież wszyscy wiemy, że jesteś tu jedynie „przejazdem”…

Zelgadis spojrzał na nią skołowanym wzrokiem i chociaż słowa, które zamierzał wypowiedzieć przeciskał przez gardło niczym ciernie odezwał się w końcu rzeczowym tonem:

– Faktycznie, nie wiemy jak ponowne przejście między filarami wpłynie na linie czasową. Teraz był to jedynie rok, następnym razem może być dziesięć, a może i sto – stwierdził w zdziwieniu jakby dopiero teraz sam zdał sobie z tego sprawę.

Po krótkim milczeniu dziewczyna odezwała się ponownie:

– Więc wykorzystajmy ten czas jak najlepiej – nagle ton Nirali stał się ponownie pogodny, a z twarzy zniknęło wcześniejsze zmartwienie.

– Masz rację. Myślę, że całkiem produktywne byłoby zabicie demonów i uwolnienie twojego chłopaka – powiedział siląc się także na nowy entuzjazm.

– I to mi się podoba Zel! – zawołała dziewczyna na tyle głośno, aby nadal nie zbudzić śpiącego Kireia. – Myśląc rozsądnie, na wszystko przejdzie czas. Najpierw postarajmy się odnaleźć Łzę, a potem skopiemy tyłki demonom bracie!

Nagły kaszel wyrwał się z ust maga.

– B… bracie?

– Daj spokój, mówiłam ci już, że udawanie, że nie istnieję, nie sprawia, że mnie nie ma. To głupie Zel, musisz w końcu pogodzić się z myślą, że masz rodzinę – powiedziała twardo.

– Do tej pory moja jedyna rodzina była martwa lub opętana przez żądze mordu, nie dziw się więc, że jestem sceptyczny – sarknął, ale w duchu zdecydował, że mimo wszystko spróbuje być bardziej otwarty.

Cichy pomruk Kireia przerwał ich cichą rozmowę. Jednocześnie Zelgadis spostrzegł, że ciemność za oknami zaczęła ustępować pierwszym promykom nadchodzącego dnia.

– Powinniśmy ruszać – odezwał się rzeczowo i z trudem podniósł z kolan kierując do niewielkiej torby. Przez chwilę szukał czegoś w jej zawartości po czym rzucił Nirali niewielki kawałek chleba uprzednio dzieląc go na trzy równe części. – To wszystko, co mamy na ten moment więc musi wystarczyć.

– Dzięki… – mruknęła Nirali ostrożnie nadgryzając czerstwe pieczywo.

Zelgadis lekko skinął głową zabierając się za swoją porcję, po czym ostatnią częścią prowiantu z premedytacją rzucił w czoło śpiącego Kireia, na co chłopak natychmiast zerwał się z posłania.

– Wstawaj księżniczko! – wykrzyknął ironicznie. – Nie mamy całego dnia.

– Auuu! – zabrzmiał oskarżycielski jęk. – Nie musiałeś tego robić… – poskarżył się Rei, ale bez dalszych protestów także zabrał się za swój kawałek jedzenia.

Poprzedniej nocy Kirei ostatecznie nie pozwolił Nirali użyć na nim jakichkolwiek zaklęć leczących więc był w zdecydowanie gorszym stanie niż Zelgadis czy sama czarodziejka. Mimo wszystko, nawet w jego przypadku dało się zauważyć, że te kilka godzin snu częściowo zregenerowało jego siły.

– Jaki mamy plan? – zapytała dziewczyna kończąc przeżuwać ostatni kęs.

– Dzięki boskiemu połączeniu Kapłanów myślę, że szybko uda mi się odnaleźć Mayę i pozostałych, poza tym mniej więcej wiemy gdzie ich szukać. Zelgadisie, ty będziesz musiał sprowadzić nas na dół, pod miasto. A co do ciebie – wskazał groźnie palcem na Nirali – nic mnie to nie obchodzi – dokończył dobitnie.

– Chyba sobie kpisz?! – warknął Zel. – Nie myślisz chyba, że ją tu zostawimy?

– Myślałem, że to oczywiste. Ustaliliśmy już wczoraj, zresztą na waszą prośbę, że Maya nie może dowiedzieć się o waszych mieczach. Co za tym idzie, ona zostaje. To najprostszy sposób – wyjaśnił beznamiętnym tonem spoglądając na Nirali z niechęcią.

– To wykluczone! Nie zostawimy jej teraz, kiedy nadstawiła dla nas karku!

Kirei uniósł brew w zdziwieniu.

– Wyjaśnij mi proszę, nie zostawimy jej, bo nadstawiła dla nas karku, czy też dlatego, że jest twoją siostrą?

Zelgadis spojrzał na niego ze złością.

– Zel, spokojnie. Jestem dużą dziewczynką, radziłam sobie już wcześniej sama, teraz też sobie poradzę – powiedział łagodnie Nirali, jednak także obrzuciła kapłana niechętnym spojrzeniem.

– Nie – powiedział stanowczo mag. – Wymyślimy coś.

– Jak więc zamierzasz wytłumaczyć wszystkim, co robi z nami czarodziejka, która próbowała ich wszystkich pozabijać?

– Przecież nie próbowała… – Zel przewrócił oczami zirytowany. – Po prostu powiedzmy im prawdę.

– Wykluczone – zaprotestował stanowczo Rei. – Maya nigdy nie uwierzy, że ta mała wiedźma wróciła na naszą stronę bez ważnego powodu. Wtedy zacznie dopytywać i drążyć temat, aż w końcu odkryje, że to ty jesteś tym powodem – dokończył dobitnie.

Między zebranymi na dłuższą chwilę zawisła gęsta cisza pełna napięcia. Zelgadis wiedział, że nie może zostawić Nirali. Po tym jak sprzeciwiła się demonom było to zbyt niebezpieczne. Może Kirei nawet miał rację, może robił to z poczucia obowiązku rodzinnego. Nie wiedział, ale też szczerze mówiąc nie za bardzo go to obchodziło.

– Nikt nie widział tego, co stało się pod koniec naszej bitwy – zaczął powoli Zelgadis. – Wysłałem Daiki’ego i Lillye w ostatniej bańce tuż przed tym, jak Nirali zdradziła swoją stronę i tożsamość. Powiemy im, że udało nam się ją pokonać i to nasz jeniec.

– Jeniec? – brew Kireia ponownie powędrowała w górę. – Jeniec? – powtórzył z niedowierzaniem.

– Dokładnie.

– Zelgadisie cała ta historia szyta jest grubymi nićmi – ciężkie westchnięcie wyrwało się z ust Kireia. – Jeśli prawda wyjdzie na jaw konsekwencje mogą być poważniejsze niż myślisz. Maya nie jest taka jak my… – zaczął cicho. – Posiadła pamięć Boskiego Władcy, część jego duszy toczy nieustanną walkę o kontrolę z jej własną… Jeśli pojawi się bodziec wystarczająco silny być może Maya przegra tę walkę, a wtedy będziemy zdani na boską istotę, której uczucia ludzkie są obojętne… – dokończył przyciszonym głosem.

Zelgadis przęłnął ciężką gulę, która zdążyła mu się uformować w gardle. Obrzucił Nirali nerwowym spojrzeniem analizując w głowie swój szalony plan. Nienawidził improwizować, wiele lat obserwował jak Lina podejmuje szalone decyzje, ale sam nigdy nie czuł się w tym pewnie. Jeśli Kapłan mówił prawdę Maya mogła stać się dla nich większym problem niż zakładał. Westchnął ze zrezygnowaniem.

– Będziemy ostrożni – powiedział w końcu. – Ruszajmy, szkoda dnia – rzucił i nie patrząc na pozostałych zarzucił na ramię torbę z bagażem i skierował się do wyjścia z budynku. Kiedy był już na zewnątrz nagły krzyk Kireia rozbrzmiał za jego plecami.

***

Jak słusznie zauważyła Belong, niedawno stuknęła nam kolejna – 12 – rocznica pierwszego rodziału. Z tej okazji tym bardziej dziękuje, tym którzy nadal tu zaglądają.

Belong, chyba zostałyśmy same na polu bitwy. 😀

Updated: 12 Sierpień 2020 — 15:56

9 Comments

Add a Comment
  1. Zanim przeczytam rozdział – zostałam i będę wiernie trwać do końca! 😀

    1. Dziękuję <3

  2. wyczuwam pojawienie nie prawdziwego wroga! I czemu mam wrażenie, że to Xellos zaatakował Kireia?

    1. Nie zdradzę nic więcej, ale faktycznie pomału trzeba rozkręcać akcję, aby dojść do wielkiego finału, więc pojawienie się wroga/ów jak najbardziej. 😉

      1. Czekam z niecierpliwością :)

  3. Właśnie piszę kolejny rozdział.
    Mam nadzieję, że tego nie spartaczę, gdyż polecimy trochę po bandzie – zmieniłam dość znacząco główny koncept opowieści.

  4. Ja tu codziennie zaglądam!

    1. Oj, teraz mam poczucie winy haha. ;D
      Obiecuję, że w niedziele w godzinach późnych będzie. :)
      Miałam dość dużo do przemyślenia w kontekście całej historii, załatania kilka wątków fabularnych i stworzenia jakiegoś mini planu.

  5. Rozdział już jest. Miał pojawić się dziś, ale prześpie się z nim jeszcze i rano na świeżo sprawdzę literówki i ewentualne błędy. :)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

© 2018 Frontier Theme