Rozdział XLIX

„W dystansie”

– Dar? – powtórzyła bezwiednie Amelia czując się wyraźnie zdezorientowana. – O czym ty mówisz?

Zelgadis wyraźnie wyczuwał zebrane wokół napięcie. Wyjątkowy dar… Słowa Mayi dźwięczały w jego umyśle, ale tak naprawdę nie rozumiał, co kryło się w ich znaczeniu. Twarze zebranych jak na zawołanie zwróciły się w kierunku księżniczki i przez chwilę trwającą krócej niż oddech, Zelgadis zauważył powątpiewanie na twarzy Liny prawie natychmiast zastąpione zwykłą fascynacją. Czy było coś, czego nie zauważyli przez ostatnie trzy lata znajomości? Czy to możliwe? W końcu Maya przytaknęła sztywno.

– Amelio… – Maya ponownie zwróciła się w kierunku Amelii – jesteś profetą.

Zelgadis natychmiast poczuł się tak, jakby oberwał ciężkim prętem w głowę. Co rusz jedynie otwierał i zamykał usta niezdolny do podjęcia tematu. Profeta? Niemożliwe… Przecież zauważyłby coś! …Prawda? Zanim zdążył choćby umieścić nową informację gdzieś w siatce ostatnich wydarzeń Lina roześmiała się głośno.

– Nie, nie mogę! – sapnęła próbując opanować nagłe rozbawienie, które raziło tym bardziej biorąc pod uwagę ostatnie wydarzenie… – Wybacz Maya, ale znam Amelię ponad trzy lata i z pewnością bym wiedziała o czymś takim! – ryknęła głośno ponownie zanosząc się śmiechem. Maya zmierzyła rudowłosą chłodnym spojrzeniem.

– Doprawdy Lino Inverse? – spytała grzecznie, jednak jej głos pozbawiony był pogodności.

– Lina? – Gourry ostrożnie położył rękę na ramieniu przyjaciółki tym samym pomagając jej nieco nad sobą zapanować. – Kim jest ten cały profanator?

– Nie żaden profanator Gourry, tylko profeta – wyjaśniła już spokojniejszym tonem i spojrzała z uwagą na Amelię ignorując wcześniejszą zaczepkę Mayi. Sama zainteresowana wydawała się rozumieć niewiele więcej niż Zelgadis, błądziła jedynie wzrokiem to na Linę, to znów na Mayę.

Owszem, Zelgadis znał różne… legendy. Pogłoski mówiące o tym, że gdzieś wśród śmiertelników kroczy istota obdarzona łaską samej Matki Koszmarów, ta która ma nieść jej wolę… Ale Amelia? Jego Amelia? Zelgadis ostatecznie sam zwątpił w wyjaśnienia Kapłanki. To musiała być jakaś pomyłka.

– Widzisz Gourry – podjęła ponownie Lina – Maya próbuje nam właśnie powiedzieć, że Amelia jest profetą, czyli kimś naznaczonym przez Matkę Koszmarów, a według niektórych podań, kimś zdolnym do spoglądania w… linie czasu – wyjaśniła rzeczowo, ale wyraz jej twarzy wyraźnie świadczył o tym, że wcale nie wierzyła w taką możliwość.

Według nielicznych podań, na które Zelgadis kiedykolwiek natrafił profeta był kimś zdolnym odkrywać linie czasu, co ni mniej, ni więcej znaczyło tyle, że mógł dogodnie spoglądać w przeszłość, ale i przyszłość… Zelgadis za każdym razem kiedy czytał podobne wzmianki najzwyczajniej w świecie ignorował je, z góry uznając za coś, co należało pozostawić w krainie mitów.

– Wybacz Maya, ale zgadzam się z Liną – odezwał się w końcu z przekonaniem. – Z pewnością, o ile w ogóle profeci istnieją, gdyby była to Amelia, to na pewno byśmy coś zauważyli przez tyle czasu.

– Ach tak? – podjęła Kapłanka z nutą irytacji w głosie. – I naprawdę niczego nie zauważyłeś Zelgadisie? Żadnych wizji? Snów…? Nic… zastanawiającego?

Zelgadis już otworzył usta, aby ponownie zaprzeczyć, gdy nagłe wspomnienie wybuchło w jego umyśle i zamilkł zszokowany.

– Zel? – Lina natychmiast zauważyła zmianę w zachowaniu przyjaciela. – Co jest? – ponagliła czarodziejka, na co Maya jedynie uśmiechnęła się smutno zauważając pierwsze oznaki zrozumienia.

Przez intensywność ostatnich dni zupełnie wyrzucił z pamięci początek tego wszystkiego. Spotkanie z Kazukim, pomyślał gorączkowo. Punkt zwrotny, w którym wszystko się zaczęło. Tamtej nocy kiedy dołączył do ich grupy Amelia omal nie utonęła wpadając do jeziora… Wtedy sądził, że lunatykowała w trakcie jakiegoś koszmaru, ale teraz… Faktycznie, jej zachowanie wtedy był co najmniej dziwne. Później… kiedy ją pocałował… Przetarł twarz gorączkowym ruchem dłoni czując narastające z każdą chwilą poczucie zagubienia, jednocześnie próbując ukryć ślad rumieńca, który mimowolnie zakwitł na jego twarzy z powodu przywołanej sceny. Amelia wtedy powiedziała, że „widziała” go składającego przysięgę krwi, a przecież nie mogła tego wiedzieć! Cholera, dlaczego nie zastanowił się nad tym wcześniej! Dlaczego wszystko w tym cholernym wymiarze musiało być tak pokręcone?!

– Zel? – ponowne ponaglenie Liny pełne irytacji w końcu wyrwało go z zadumy.

– Lina – zaczął poważnie – Maya może mieć… rację – dokończył zerkając niepewnie w stronę Amelii, która wpatrywała się w nich wyraźnie nie rozumiejąc do czego zmierzała ta rozmowa.

– Amelia odkąd trafiła pod opiekę Kireia miała liczne… sny, choć wizje to chyba właściwsze słowo – wyjaśniła spokojnie Maya. – Wybacz Amelio, nie mówiliśmy o tym, bo staraliśmy się cię chronić. Mówi się, że profeci zdolni są widzieć przeszłość i przyszłość. Choć twoje zdolności najwyraźniej nie są w pełni wykształcone i nie potrafisz ich kontrolować, często w swoich snach byłaś świadkiem prawdziwych wydarzeń z przeszłości lub tego, co dopiero miało się wydarzyć – Amelia poruszyła się niespokojnie jednak nadal nie odważyła się skomentować usłyszanych rewelacji. – Oczywiście przyszłość jest zmienna i pełna niejasności wynikających z poszczególnych wyborów stąd ciężko było cokolwiek stwierdzić na pewno… Przez długi czas Rei myślał, że jesteś jednym z Kapłanów, a to twoja ukryta moc, ale z czasem mieliśmy coraz więcej wątpliwości i podejrzeń… Kiedy pojawiła się Lillya wiedzieliśmy już, że to coś innego… Wtedy właśnie Rei był już całkowicie pewien, że musisz być profetą – wyjaśniła cicho, a za każdym razem kiedy wspominała zmarłego przyjaciela słowa na chwilę więzły jej w gardle.

– Cholera Maya! Dlaczego nic nam nie powiedzieliście?! – wrzasnął Tamaki patrząc gniewnie na Kapłankę.

– A czy to by cokolwiek zmieniło? – bardziej stwierdziła niż zapytała, a w jej słowach zabrzmiało coś ostatecznego, co sprawiło, że Tamaki natychmiast odpuścił dalszą kłótnię i jedynie westchnął podenerwowany.

– Aaaaa! Zamknijcie się wszyscy na moment! – Lina gorączkowo potarła skronie zaczynając ponownie tracić nad sobą panowanie. Spojrzała nerwowo w kierunku Amelii tylko po to, żeby ponownie zwrócić się do Zelgadisa. – Ty! Dlaczego uważasz, że ten kolejny makaron nawijany nam na uszy to prawda? – spytała butnie celując palcem w chimerę. Zelgadis wzruszył bezwiednie ramionami.

– Bo nie mówiłem ci całej prawdy… – odrzekł w końcu. – Myślę, że Amelia miała pierwszą wizję zaraz po tym, kiedy zjawił się Kazuki. Tamtej nocy uciekła z naszego obozowiska i omal się nie utopiła wpadając do pobliskiego jeziora. To było bardzo dziwne… Później mówiła coś, jak myślałem od rzeczy, ale wyraźnie pamiętam, że wspomniała o mieście… zawieszonym na łańcuchach… – w zamyśleniu próbował wyłowić więcej szczegółów z pamięci, ale wydarzenie było zbyt odległe. Co do drugiej sytuacji podczas ich pocałunku miał więcej pewności, ale z oczywistych względów zdecydował się to przemilczeć.

– Zel! – Lina zawyła z irytacją. – I ja mam w to uwierzyć? Amelia? Profetą? – Lina gwałtownie pokręciła głową, a burza ognistych włosów zafalowała wokół jej twarzy.

Zanim jednak ktokolwiek podjął ponownie temat Amelia zerwała się z miejsca ze łzami w oczach, zmierzyła wszystkich krótkim, pełnym wrogości spojrzeniem, po czym bez słowa obróciła się na pięcie i pognała biegiem przed siebie.

– Amelia! – Gourry krzyknął za przyjaciółką, ale kiedy zamierzał za nią ruszyć gwałtowny chwyt Liny zatrzymał go w miejscu.

– Zostaw – powiedziała z rezygnacją. – Ma prawo być na nas wszystkich wściekła. Mówimy o niej jakby jej tu wcale nie było, przywołując wydarzenia, których nawet nie pamięta… – Lina westchnęła głośno i potarła czoło ze zmęczeniem starając się zrozumieć uczucia młodszej czarodziejki.

Nieprzyjemna cisza na moment ogarnęła zebranych. Zelgadis ze smutkiem uświadomił sobie, że Lina ma rację. Zachowywali się jak dupki, on także… I to w sytuacji kiedy Amelia właśnie straciła Reia. Oni rozmawiali o niej jak o jakimś… obiekcie magicznym. Jęknął cicho wściekły na swoją własną ignorancje.

– Zel, ty idź, pogadaj z nią… – szepnęła w końcu Lina patrząc na czubki własnych butów, nikt nie zaprotestował.

Zelgadis nie potrzebował więcej zachęty, wstał bez słowa i ruszył w kierunku, w którym spodziewał się znaleźć Amelie. Właściwie nie był pewien, co zamierzał jej powiedzieć. Nigdy nie czuł się dobry w pocieszaniu kogokolwiek, zwłaszcza jeśli wziąć pod uwagę to, z czym aktualnie musiała zmierzyć się Amelia. Nie zawędrował daleko, kiedy wśród leśnej gęstwiny dostrzegł kruchą postać skuloną pod drzewem. Instynktownie chciał podejść, przytulić ją i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze, ale zamiast tego po prostu zatrzymał się czekając na jakikolwiek gest z jej strony. Płakała, co zauważył ze smutkiem, jednocześnie przypominając sobie, że do tej pory nigdy nie widział aż tylu łez u zwykle radosnej Amelii. Mimowolnie opuścił ramiona w niemym cierpieniu, milczał.

– Odejdź! – wykrzyknęła Amelia nawet nie odwracając się w jego kierunku, tym samym dając znak, że mimo to zauważyła jego obecność.

– Amelio… – zaczął ostrożnie postępując krok w jej stronę. – Tak bardzo mi przykro…

– Zawsze tylko powtarzasz, że ci przykro! A później zachowujesz się jak oni wszyscy! Jesteś takim samym kłamcą jak oni wszyscy! – załkała głośno.

Zelgadis ponownie zastygł przygnieciony ciężarem usłyszanych słów. Czuł jakby właśnie znaleźli się pomiędzy okopami jego kłamstw i zasiekami jej żalu na prawdziwym polu minowym, na którym każdy nieostrożny krok mógł doprowadzić do wybuchu i tragedii. Całkowicie uzasadnionego żalu, jak sam przyznał w duchu.

– Wiem, że ci ciężko, ale musisz… – spróbował łagodnie, ale dziewczyna nie dała mu dokończyć gwałtownie obracając się w jego kierunku i wykrzykując kolejne słowa.

– Muszę?! – zawołała histerycznie. – O nie Zelgadisie, a nic już nie muszę! To wszystko nie ma sensu! Nie zamierzam cię nawet słuchać, to twoja wina! Twoja wina, że Rei… Rei… – jej głos załamał się zastąpiony kolejnym atakiem histerycznego płaczu.

Amelia nie miała już siły rzucać w niego kolejnymi oskarżeniami. Ostatecznie po prostu skuliła się przyciskając kolana do piersi i cicho nawoływała zmarłego przyjaciela pomiędzy przerywanymi płaczem oddechami. Zelgadis zawahał się przez chwilę, ale ostatecznie zebrał w sobie dość odwagi, aby ostrożnie przysiąść nieopodal Amelii. Odległość „na wyciągnięcie ręki” uznał za odpowiednią, aby nie ingerować zbytnio w jej przestrzeń. Milczał czekając, a jej cierpienie było jedynym, co rejestrowały jego zmysły i choć bardzo próbował znaleźć sposób, aby jej ulżyć, nie widział nic, co mógłby zrobić, a to sprawiło, że czuł się bardziej bezradny niż kiedykolwiek.

– Jestem tutaj… jestem… – szepnął jedynie próbując zawrzeć w tych słowach jakiekolwiek pocieszenie.

Po nieskończenie długich dla Zelgadisa minutach oddech Amelii w końcu zaczął się uspokajać, a sama dziewczyna ostatecznie przestała przywoływać Reia.

– Chcę zostać sama – powiedziała w końcu spokojniejszym choć nadal ochrypłym od płaczu głosem.

– Czy mogę… – zaczął ostrożnie dobierając kolejne słowa – jakoś pomóc? – dokończył z nadzieją.

– Odejdź – chłodna odpowiedź sprawiła, że Zelgadis poruszył się niespokojnie.

– Amelio… – spróbował ponownie, jednak chłodna obojętność aż biła od Amelii odpychając go coraz dalej i sprawiając, że ogarniała go mimowolna desperacja, której oznaki za wszelką cenę próbował ukryć.

– Nie! – zaprotestowała głośno. – Mam już dość tego, że robisz ze mnie idiotkę! Myślisz, że możesz wcisnąć mi każdą bajkę, a ja potulnie przytaknę? Wiem, że kłamałeś – stwierdziła z goryczą i w końcu zdecydowała się obdarzyć go pogardliwym spojrzeniem.

Pogarda. Zelgadis nigdy wcześniej nie dostrzegł podobnego uczucia w oczach Amelii i ten nagły fakt sprawił, że wszelkie siły i poczucie pewności opuściły go wraz z cichym westchnieniem.

– Widzisz? Nawet nie zaprzeczyłeś… – stwierdziła z wyrzutem. – Skoro jestem tym całym… profetą – wyrzuciła gniewnie ostatnie słowo – to oznacza, że faktycznie złożyłeś przysięgę krwi z demonem. Widziałam cię, kiedy my… – urwała jednak Zel nie potrzebował dalszych wyjaśnień.

Oczywiście, że Amelia w końcu także do tego doszła. O tym samym pomyślał, kiedy Maya ogłosiła, że dziewczyna jest profetą. Kiedy ją pocałował tuż przed atakiem Iry, Amelia odepchnęła go najwyraźniej doświadczając jednej z wizji przeszłości, jego przeszłości dokładniej rzecz biorąc. Powiedziała wtedy, że widziała go z Acedią składającego przysięgę krwi, czemu oczywiście zaprzeczył decydując się na kolejne kłamstwo.

– Masz rację, oszukałem was… ciebie – przyznał ze skruchą nie widząc już sensu w tym, aby nadal ją okłamywać w tej sprawie. – Zrozum! Nie miałem wyboru, Acedia kazała mi przysiąc, inaczej nie przywróciłaby nam mocy, nie mógłbym wtedy zapewnić ci bezpieczeństwa… Inni, zwłaszcza Kapłani, nie mogą się o tym dowiedzieć…

– Ciekawe w ilu jeszcze sprawach kłamałeś Zelgadisie – stwierdziła gorzko najwyraźniej nie za bardzo przejęta jego próbą wyjaśnień. – A może znowu muszę cię pocałować, aby poznać jakąkolwiek prawdę?

– Amelio, ja… – Zelgadis nie wiedział kiedy, ale ostatecznie sam poczuł, że zaczyna się rozsypywać pod ostrzałem okrutnych słów. Przerwał ukrywając twarz w dłoniach i ostatecznie jedynie pokręcił przecząco głową. – Już nie wiem, co mam ci powiedzieć. Odkąd znaleźliśmy się w tym miejscu wszystko tak się skomplikowało, ale wiedz, że jeśli kłamałem to tylko po to, aby cię chronić… – dodał, choć sam już nie wierzył, żeby miało to cokolwiek naprawić.

Amelia milczała przez długą chwilę mierząc go przenikliwym spojrzeniem błękitnych oczu.

– Dlaczego? – zapytała w końcu z uwagą czekając na odpowiedź.

– Bo mi na tobie zależy! – wręcz wykrzyknął Zelgadis i odważnie spojrzał w oczy dziewczyny.

– Skoro tak, to powiedz mi prawdę.

Słowa zawisły w przestrzeni. Może faktycznie, gdyby zdecydował się powiedzieć jej prawdę, mógłby jakoś jeszcze to wszystko naprawić i odzyskać jej zaufanie. Z drugiej strony, rzeczy o których nie powiedział były niebezpieczne, w tym dla samej Amelii, chociaż nie mogła tego wiedzieć. Nie mogła wiedzieć, co stanowiło dalszą część przysięgi krwi, którą złożył. Co pomyślałaby, gdyby dowiedziała się, że Rei tak naprawdę zginął poświęcając się dla jego siostry? Dlatego, że on sam był nieuważny? A jeśli powiedziałby jej o Bliźniaczych Ostrzach i przypadkiem dowiedzieliby się o tym Kapłani chcąc wykorzystać ich moc? Gdyby chcieli w tym celu wykorzystać Amelię? Zbyt wiele pytań, zbyt mało odpowiedzi…

– Obiecuję, że wszystko ci wyjaśnię kiedy tylko będę mógł i nie zagrożę ci tym w żaden sposób – spróbował pojednawczo, jednak zdecydowanie nie była to odpowiedź, na którą czekała Amelia. Prychnęła gniewnie i pokręciła głową przerywając mu gestem dłoni.

– Nie trudź się Zelgadisie – stwierdziła chłodno, jednak mógłby przysiąc, że w jej głosie wyczuwalny był smutek i rozczarowanie. – Nie potrzebuję twoich wyjaśnień, a skoro jestem profetą i tak nie mógłbyś być blisko mnie jednocześnie chcąc ukryć prawdę. Jeden idealny przykład na to już otrzymaliśmy – dokończyła cicho.

Zelgadis ze smutkiem ostatecznie jedynie przytaknął. Miała rację. Możliwe, że wtedy, kiedy zbliżyli się do siebie, jej moce przeniknęły przez niego pozwalając na odkrycie niewygodnych faktów z przeszłości.

– Przepraszam, naprawdę mi przykro – powiedział i sam z zaskoczeniem odkrył pustkę we własnym głosie, choć nie potrafił jednoznacznie określić czego dotyczyła, gdyż z pewnością przeprosiny były szczere. Jak w transie podniósł się z ziemi i ruszył w kierunku pozostałych towarzyszy. – Z powodu Kireia także – dodał spoglądając przez ramię na Amelię. Dziewczyna w milczeniu przytaknęła, a jej uważne spojrzenie odprowadziło go aż w końcu zniknął w gęstwinie.

W byle jakich słowach zamykam swoje kłamstwa.
W tej ciszy,
Nie ufaj mi.
Moja jedyna pewność
Zatonęła w porannej rosie.
Czekam na dnie tego oceanu,
Łapiąc wodę w piersi.
Czuję jak pogoda załamuje się,
Bezlitosna toń odbija
zagubione spojrzenia.
Wraz ze wschodem
Odejdziemy w milczeniu.
W tej ciszy,
Nie ufaj mi.
Skąd, jak, zbudować znowu pewność?

***

Tym smutnym akcentem kończymy dzisiejszy rozdział, mam nadzieję, że się podobał mimo dość przygnębiajacego wydźwięku. Przepraszam też za opóźnienie w publikacji, ale szczerze mówiąc rozdział był dla mnie dość ważny, a nie chciałam przychodzić z byle czym. Ostatecznie jestem dość zadowolona z tego, jak wyszedł, ale ocenicie sami. :)

Updated: 10 Wrzesień 2020 — 22:16

2 Comments

Add a Comment
  1. Meeega! Dawno nie czytałam z tak wielkim przejęciem! Już myślałam, że zamiast „zależy mi na tobie” będą TE dwa magiczne słowa ciągle liczę na happy end!

    1. Dziękuję za bardzo miłe słowa, ogromnie cieszę się, że się podobało. 😀 Co do zakończenia, to oczywiście nie mogę zdradzić, ale lekko im nie będzie. 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

© 2018 Frontier Theme