Rozdział XLVIII

„W ciszy”

Zelgadis wahał się przez długą chwilę patrząc na znajome twarze zastygłe w szoku i milczeniu. Trzymany ciężar zdawał się ciążyć niczym kotwica czyniąc go na moment niezdolnym do jakiegokolwiek ruchu.

– Rei? – dopiero drżący głos Amelii sprawił, że odważył się poruszyć i najostrożniej jak tylko mógł, ułożył bezwładne ciało w przestrzeni oddzielającej go od pozostałych. Nie wiedział, co mógłby powiedzieć i mimo usilnych prób przekopywania pamięci, nie sądził żeby w ogóle istniały jakieś właściwe słowa. Obserwował wszystko, a scena przybrała dziwny i odległy wyraz.

– Czy…on…? – Maya ostrożnie postąpiła krok, jednak zaraz ponownie zastygła zakrywając dłońmi usta, zupełnie jakby niezadane pytanie było w stanie zmienić brutalną prawdę. Tuż za nią Tamaki pospiesznie ocierał rękawem twarz próbując wyraźnie zebrać się w sobie, a Lillya spoglądała na nich z posępną miną.

Daiki jako pierwszy otrząsnął się z otępienia i wymijając zebranych podbiegł do leżącego ciała.

– Kirei? Słyszysz mnie? – dopytywał gorączkowo potrząsając nim delikatnie i oglądając z każdej możliwej strony. Wszyscy obserwowali go w wyraźnym napięciu i oczekiwaniu, że być może za sprawą swoich boskich mocy będzie w stanie przywrócić blask w szarych oczach, że być może wydarzy się cud, który niestety nigdy nie miał nadejść. Dopiero kiedy Daiki bezradnie opuścił ręce Amelia zapłakała cicho.

– Nie, nie, nie… – słowa Amelii ostatecznie zlały się w ciche, niezrozumiałe łkanie.

– Zel… – Lina w końcu zwróciła uwagę na stojącego bezbronnie przyjaciela i nie czekając na sprzeciw podeszła i objęła go delikatnie. Dziewczyna nie zadawała pytań, za co Zelgadis był jej szalenie wdzięczny, po prostu przyjmując zaoferowane pocieszenie i zamykając oczy w chwilowej próbie ucieczki. Choć było to okrutne musiał przyznać przed sobą, że nie o śmierć Kapłana chodziło. Tak naprawdę nie miał okazji dobrze go poznać przez te kilka, intensywnych dni ich znajomości, a już na pewno nie mieli sposobności zbudowania żadnej więzi, ot kolejna ofiara w bezsensownej wojnie. To raczej widok cierpienia Amelii sprawiał, że ogarniał go nagły smutek i poczucie winy. Martwił się też o Nirali wiedząc, że nie będzie mógł ruszyć jej z pomocą… Nawet nie zauważył kiedy Lina pociągnęła go delikatnie za rękę wyprowadzając z kręgu żałobników. Gourry podążył za nimi bez słowa zerkając po raz ostatni w stronę Amelii, jednak wreszcie nawet i on zdecydował się pozostawić dziewczynę w spokoju wraz z innymi.

– Dobrze, że wróciłeś w jednym kawałku… – w głosie Liny słychać było wyraźną ulgę chociaż nadal pozostawała poważna. – Co za bagno… – dodała bardziej do siebie, po czym po prostu usiadła pod jednym z licznych, wysokich drzew.

– Lina… – Zalgadis już zamierzał opowiedzieć jej o wszystkim, co się stało kiedy czarodziejka niespodziewanie uniosła dłoń w przerywającym geście i pokręciła głową.

– Cholera Zelgadis! – sapnęła gwałtownie. – Przez chwilę myślałam, że już nie wrócisz…

– Kirei nie miał tyle szczęścia – zauważył posępnie Gourry. – Co się właściwie stało?

Zelgadis jedynie jęknął zmęczony, po czym sam usiadł pod jednym z drzew przecierając intensywnie twarz.

– Może poczekajmy z tymi wyjaśnieniami na innych – zdecydował w końcu. – Poza tym chyba potrzebuję chwili, aby poukładać to wszystko w głowie – dokończył cicho i zmęczony przymknął oczy.

Właściwie nie liczył ile minęło czasu kiedy w końcu usłyszał cichy szelest zbliżających się kroków. Zaczyna się, pomyślał gorzko otwierając oczy, tylko po to by spostrzec nadchodzących wraz z Amelią Kapłanów o przygnębionych minach. Kiedy się przysiedli smutek stał się wręcz namacalny.

– Jak do tego doszło? – zapytała wreszcie Maya, a jej głos zdawał się być wyprany z jakichkolwiek emocji.

– Przykro mi… – zaczął Zelgadis pod ciężarem spojrzeń. – Ira nie żyje…

Zebrani poruszyli się niespokojnie najwyraźniej nieco zszokowani zasłyszaną informacją.

– Zabiliście demona? – głos Tamaki’ego zadrżał delikatnie. – Czy on… czy Rei umarł w walce? – wykrztusił w końcu.

Zelgadis był zmęczony, sam pogubił się już we własnych słowach, wyjaśnieniach i kłamstwach. Co miał im powiedzieć? Prawdę? A jeśli tak, musiałby zdradzić swój sekret, musiałby wyznać prawdę o Nirali, o Bliźniaczych Ostrzach, a tego przecież nie mógł zrobić…

– Tak – powiedział pewnie decydując się na kolejne kłamstwo. – Ira zginął w czasie walki. Myśleliśmy, że jest już po wszystkim, chcieliśmy przeczekać gdzieś noc, ale nad ranem pojawił się kolejny demon, jak sam siebie nazwał, Złodziej Dusz… Dopadł nas z zaskoczenia… – wyjaśnił uważając na słowa, cóż nie było to nawet do końca kłamstwo.

Spostrzegł ciemne oczy Mayi wpatrujące się w niego z zadziwiającą intensywnością. Pomyślał, że z pewnością Kapłanka próbowała odczytać jego aurę i sprawdzić wiarygodność wyjaśnień. Niestety, jak już wiedział, nie było to możliwe od kiedy wróciły jego moce i z pomocą magii mógł w prosty sposób manipulować takimi rzeczami. Maya w końcu westchnęła cicho.

– A więc pojawił się sam Złodziej Dusz? – podsumowała z rezygnacją, na co Zelgadis przytaknął w milczeniu.

– Czy on cierpiał? – wyrwała nagle Amelia, jednak nawet nie spojrzała na chimerę w zamian przyglądając się czubkom swoich butów.

Zelgadis rozważał w myślach odpowiedź. Nawet jeśli śmierć Kireia nie dotknęła go w takim stopniu jak pozostałych, to mimo wszystko było mu przykro z powodu Amelii. Nie chciał jej okłamywać…

– Był odważny… – odpowiedział wreszcie wymijająco uważnie badając jej reakcję, jednak Amelia po prostu przytaknęła. Ten nagły dystans dziewczyny wobec niego doskwierał bardziej niż mógłby przypuszczać i choć starał się zrozumieć uczucia Amelii, i po prostu dać jej czas, to mimo wszystko zdecydował, że spróbuje z nią później porozmawiać.

– To właściwie jak udało ci się uciec? – zauważyła przytomnie Maya.

– Po prostu nie byłem celem, wszystko działo się tak szybko… Demon zniknął tak szybko jak się pojawił, zaraz po tym kiedy osiągnął, co zamierzał – wymyślone na poczekaniu kłamstwo zdawało się na ten moment być wystarczającym wyjaśnieniem, co sam Zelgadis przyjął z ulgą. – W ostatnich słowach Kirei prosił, abym przyniósł jego ciało, mówił, że to bardzo ważne, dlaczego? – zapytał tym samym zmieniając niewygodny dla siebie temat.

Ponownie odpowiedziało mu jedynie głośne westchnięcie Mayi, po czym Kapłanka po prostu zamilkła spoglądając w nieokreśloną dal.

– Maya, wyjaśnisz nam? – zagadnęła Lina zachęcająco.

– To dlatego, że w jego ciele pozostała cząstka Boskiego Władcy – wykrztusiła w końcu, na co Amelia podniosła wzrok z nagłym błyskiem entuzjazmu.

– To znaczy, że Rei tak naprawdę nie umarł? – podjęła podekscytowana księżniczka.

– To nie tak Amelio… a przynajmniej nie do końca… – Maya bezradnie opuściła ramiona i zaczęła obracać w palcach źdźbło trawy. – Jako Kapłani jesteśmy czymś w rodzaju naczyń, kiedy Boski Władca zapieczętował w nas fragmenty swojego istnienia, te nieodwracalnie związały się z naszymi duszami stając się pewnego rodzaju jednością – wyjaśniła cicho.

– To znaczy, że w ciele Reia wraz z fragmentem istnienia Boskiego Władcy utknął kawałek jego duszy? – zagadnęła Lina.

– Tak, możliwe jest, że dusza Reia lub przynajmniej jakaś jej część nadal pozostała tam uwięziona, związana z energią Boskiego Władcy – wyjaśniła cicho przytakując.

– Możemy coś zrobić? – zapytała ruda pochylając się z zainteresowaniem, Maya mruknęła.

– Nie to, o czym myślisz… – powiedziała z niezadowoleniem. – Tych fragmentów nie da się oddzielić od duszy naczynia. Kiedy… – zawahała się na moment – naczynie umiera, można jedynie wyciągnąć ten kawałek i przekazać go w inne naczynie.

– Co takiego?! – Lina poderwała się z miejsca. – Nie chcesz mi chyba powiedzieć, że ktoś z was wszczepi w siebie część duszy Reia wraz z tym kawałkiem Boskiego Władcy?

– Maya! – wyraźnie zaniepokojony Daiki także poderwał się z miejsca spoglądając z uwagą na Kapłankę. – To zbyt ryzykowne!

– To okropne! Nie możecie tego zrobić! To Rei… – dodała Amelia łamiącym głosem.

– Amelio, Reia już nie ma, jego dusza nie posiada świadomości, jest jedynie… – zamilkła szukając właściwego słowa – energią. On nie będzie… tego czuł… – powiedziała obdarzając ją łagodnym spojrzeniem ciemnych oczu, a wzrok Amelii rozmył się niebezpiecznie.

Zelgadis obracał w myślach usłyszane słowa próbując dobrze zrozumieć ich sens. Nagle w umyśle zamajaczyła mu scena z poprzedniego wieczoru, rozmowy z Kireiem.

Maya posiadła pamięć Boskiego Władcy, część jego duszy toczy nieustanną walkę o kontrolę z jej własną… Jeśli pojawi się bodziec wystarczająco silny być może Maya przegra tę walkę, a wtedy będziemy zdani na boską istotę, której uczucia ludzkie są obojętne…

Choć było to niemożliwe miał wrażenie, że słowa Kapłana dosłownie zadźwięczały mu koło ucha. Przez moment obejrzał się gwałtownie za siebie, ale oczywiście, nikogo tam nie było.

– Kto miałby przejąć ten fragment? – zapytał powoli Zelgadis mierząc się z własnymi wątpliwościami.

– Trzeba to przemyśleć… – Maya bezwiednie wzruszyła ramionami i ostatecznie nie udzieliła żadnej odpowiedzi.

Zelgadis próbował ocenić, czy dziewczyna była świadoma zagrożenia wynikającego ze słów Kireia, jednak jej niewzruszona postawa pozostawiała co do tego wątpliwości.

– Kirei… – zaczął nagle Zelgadis ponownie ściągając na siebie uwagę zebranych – powiedział coś jeszcze. Przerwał na dłuższą chwilę próbując zebrać myśli. – Na temat Amelii… – dokończył wreszcie.

Księżniczka, która do tej pory usilnie starała się na niego nie patrzeć ostatecznie podniosła głowę i spojrzała na niego z uwagą.

– O mnie? – zdziwienie i przenikający przez nie ból wyraźnie odmalowały się na jej twarzy. Zelgadis przytaknął niepewnie.

– Nie wiem, co miał na myśli, ale wspomniał, że Amelia jest powiązana z Księgą Chaosu i że… – urwał w pół ogarnięty myślą, że słowa Kireia mogły być jedynie majaczeniem umierającego, mimo wszystko zdecydował dokończyć – ona widzi i pomoże nam? – choć nie zamierzał, ostatecznie jego słowa zabrzmiały bardziej jak pytanie niż zwykłe stwierdzenie.

Maya poruszyła się niespokojnie i wzięła kilka głębokich oddechów. Zelgadis szybko ocenił stan pozostałych, ale ze zdziwieniem zauważył, że ci chyba nie za bardzo zrozumieli sens jego słów. Gotów byłby uznać to za dowód, że faktycznie Rei jedynie majaczył, gdyby nie nagłe pytanie, które wbiło się w ciszę niczym ostrze.

– Powiedział ci? – wykrztusiła po chwili Kapłanka, a jej umysł i ciało ogarnął widoczny szok.

– Powiedział co?! – Amelia nie wytrzymując napięcia poderwała się gniewnie prostując niczym struna.

Zelgadis widział wyraźnie, że Maya walczyła z własnym ciałem starając się odzyskać utracony spokój i kontrolę. Zdradzało ją wiele drobiazgów, które oczy chimery bez problemu mogły wychwycić – drżenie ramion, szybkie i gwałtowne oddechy oraz nerwowe spojrzenie rozszerzonych źrenic.

– Amelio… jesteś wyjątkowa, masz niezwykły dar… – odrzekła Maya ponownie ubierając słowa w łagodny ton, gdy w końcu zdołała odzyskać utraconą na chwilę kontrolę.

***

Nie jest źle, narazie trzymamy tempo regularnych wpisów z czego bardzo się cieszę. Rodział miał być trochę dłuższy, ale niespodziewany gość przerwał mi wieczorne pisanie więc póki co ode mnie tyle, a kolejny rozdział postaram się wstawić nieco wcześniej.

Nadal chętnie przyjmę wszelkie sugestie, co do opowiadania lub propozycje rozwinięcia wybranych wątków – ostatnio poszukuję nowych inspiracji, za wszelkie będę wdzięczna. :)

Updated: 24 Wrzesień 2020 — 18:29

2 Comments

Add a Comment
  1. Widzę, że wszystkie tajemnice powoli się rozwiązują :) I że Zel kłamie coraz więcej

    1. Czy wszystkie to nie wiem, mam nadzieję, że jeszcze zaskoczę jakimś asem z rękawa, ale fakt sporo się wyjasnia, chyba najwyższa pora. :)
      Co do Zela oj tak, mota się, sama nie wiem, co mu jeszcze strzeli do głowy, haha.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

© 2018 Frontier Theme