Rozdział XLII

„Światło i ciemność”

Gniew rósł w jego piersi, pochłaniając wszelkie inne uczucia. Zelgadis mógłby przysiąc, że w tym momencie to właśnie ta głęboko pulsująca wściekłość, stanowiła ostatnie źródło jego odwagi. Odwagi graniczącej z brawurą, za którą zawsze tak karcił Linę… Prychnął zmieszany, odganiając ostatnie porównanie i spojrzał na widoczny za wyczarowaną barierą krajobraz. Jashe przyglądał mu się z szyderstwem wypisanym na twarzy. W chaosie, który rozgrywał się po drugiej stronie, nie był w stanie zlokalizować pozostałej dwójki demonów, ale to wystarczyło… Zagryzł zęby gotów, aby wszystko zakończyć, tu i teraz, w ten czy inny sposób.

– Zel! – krzyknęła Nirali, nagle znajdując się u jego boku z mieczem w dłoniach.

Prawie natychmiast Zelgadis poczuł, jak otula go znajome ciepło wywołane fuzją Bliźniaczych Ostrzy, a dzierżony oręż znów stał się niewiarygodnie lekki.

– Naprawdę? – Jashe zawył rozbawiony, obserwując całą scenę. – Chodź potworku, udowodnię ci, jak bardzo się mylisz, sądząc, że jesteś w stanie cokolwiek zrobić! – Każde słowo demona było jak wystrzał, przebijając się przez panujący wokół huk pękających łańcuchów.

Zelgadis zacisnął dłonie mocniej na rękojeści i powoli ruszył, zbliżając się do skraju bariery.

– Doprawdy? – podjął ironicznie. – Czyżbym mylił się też wtedy, kiedy zabiliśmy Irę? A może, kiedy uwolniliśmy Amelię i Eryka z waszego więzienia? Czy kiedy dałeś się nabrać na prostą iluzję i wpadłeś w wymyśloną naprędce zasadzkę? – wyliczał kpiąco. – Czyżbym wtedy także nie mógł nic zrobić? – zapytał, z satysfakcją obserwując rosnącą na twarzy demona złość.

– Skoro tak, to dlaczego nadal chowasz się za barierą? Może się boisz? – prowokował Jashe, wykrzywiając twarz w czymś na kształt udawanej uprzejmości.

– Boję? – Zelgadis powtórzył prawdziwie rozbawiony i zatrzymał się tuż na skraju wyczarowanej tarczy. Deszcz po drugiej stronie nadal gęsto sączył się z ciemnego nieba. – To raczej wy nie macie zbyt wielkiego wyboru. Jak niby zamierzasz nas zmusić do użycia mieczy dla waszych celów? Myślisz, że zniszczenie całego miasta cokolwiek zmieni?

– Zapewne nie, ale jest całkiem zabawne – stwierdził demon z upiorną fascynacją. – Chciałem być uprzejmy, łaskawy… Zaproponowałem ci nawet odzyskanie człowieczeństwa, którego tak pragniesz… Ty jednak, od samego początku wszystko utrudniałeś… – syknął demon. – A skoro tak, skoro nie chcecie współpracować dobrowolnie, wyrwę ten miecz z twojego truchła…

Zelgadis skrzywił się nieznacznie. Faktycznie wierzył, że od chwili, gdy jego przyjaciele opuścili piąty filar, Jashe nie mógł już nic zrobić, aby go szantażować. Najwyraźniej demon też zdążył zdać sobie z tego sprawę i teraz, w akcie desperacji, był gotów po prostu ich zabić, nie zważając na to, co stanie się później z Bliźniaczymi Ostrzami. Jakkolwiek demony zamierzały wcześniej ich wykorzystać do przywołania Matki Koszmarów, nie pozwoli na to… Nadal pamiętał słowa Pridy i plan, o którym opowiedziała, kiedy podszywał się pod demona. Czy naprawdę, jeśli skumulują wraz z Nirali wystarczająco dużo mocy, mimowolnie byliby w stanie przywołać samą Matkę Koszmarów? Jeśli tak, musiał działać ostrożnie…

– Kończmy to… – wtrącił nagle Tamaki, stając obok Zelgadisa. Chimera zerknął na chłopaka przelotnie i chyba po raz pierwszy zobaczył w towarzyszu wściekłość, która spokojnie dorównywała jego własnej.

Tamaki z bólem obserwował pękające łańcuchy i przechylające się wraz z ziemią budynki. Miasto znikało. Im bardziej ziemia przechylała się ku otchłani, tym bardziej opustoszała metropolia poddawała się sile grawitacji. Wysokie budynki i wąskie uliczki zlewały się w jedno, zapadając się w sobie i zmieniając w góry gruzowisk. Ich dom… Zelgadis zacisnął usta, przytakując. Uniósł dłoń jako pierwszy, zwalniając dotychczasową energię z utrzymywania otaczającej ich tarczy, w ślad za nim podążyła także Nirali i Tamaki. Kiedy bariera zniknęła, natychmiast poczuł na skórze chłodne krople deszczu, które nieprzyjemnie moczyły ubranie. Teraz albo nigdy, pomyślał Zelgadis i rzucił się biegiem w kierunku demona, który niespiesznie dobył własnego miecza.

– Blade Haut! – krzyknął Zelgadis, zatrzymując się nagle na kilka kroków od przeciwnika i zamachnął z całej siły ostrzem. Potężna fala uderzeniowa przetoczyła się po ziemi, zmierzając wprost na zaskoczonego demona, który zdążył jedynie osłonić twarz, zanim ogarnęła go eksplozja. Zelgadis dyszał ciężko i chociaż czuł, że aktywowane Bliźniacze Ostrze, wyraźnie zwiększało siłę jego zaklęć, nie łudził się, że atak był wystarczający.

– Nieźle… – jak na potwierdzenie wysyczał mu Jashe wprost do ucha, teleportując się tuż obok i zamierzając mieczem.

Zelgadis obrócił się natychmiast, blokując pierwszy cios. Złączona stal zgrzytnęła nieprzyjemnie. W nikłym blasku własnego ostrza zdołał dostrzec twarz demona. Oczy wroga przepełnione były agresją i bezczelną pewnością siebie. Naparł całym ciałem na trzymaną broń, aby odepchnąć przeciwnika, po czym odskoczył w bok. Stopy ślizgały się na wilgotnej ziemi, z ledwością znajdując punkt równowagi na przechylającym się podłożu. Kątem oka zauważył nikłe błyski świateł pośród gęstego deszczu. Uświadomił sobie, że to z pewnością Nirali i Tamaki walczyli z pozostałymi demonami. Tymczasem Jashe uśmiechnął się złowieszczo i mruknął coś pod nosem. Niemal natychmiast Zelgadis poczuł w ustach metaliczny smak krwi. Lepkiej cieczy z każdą chwilą przybywało, wypełniała całe gardło i usta, tak że z ledwością mógł złapać oddech. Jednocześnie miał wrażenie, jakby coś wypierało całą jego świadomość, agresywnie wypychając ją na zewnątrz. Ręce i nogi ogarnęło odrętwienie, a w koniuszkach palców czuł kłucie. Zdezorientowany zatoczył się w tył, nieomal upadając. Próbował się odezwać, złapać oddech, ale zamiast tego jedynie się krztusił, a odpluwana krew zdążyła zbroczyć całe ubranie. Było mu słabo, przed oczami zatańczyły ciemne plamy… Walcząc o zachowanie przytomności, dostrzegł powoli zbliżającego się przeciwnika. Spróbował szarpnąć się raz jeszcze, zapanować nad własnym ciałem, ale zamiast tego zawroty głowy jedynie przybrały na sile. Upadł, brodząc dłońmi w ciemnym błocie zmieszanym z krwią. Wszystkie dźwięki stały się odległe, głuche, jakby znajdował się głęboko pod wodą…

– A więc tak? – pomyślał, przymykając oczy. Nie mógł uwierzyć, że ten bydlak pokonał go jednym zaklęciem…

W dłoni wciąż ściskał trzon rękojeści, która stopniowo stawała się cieplejsza. Mógłby przysiąc, że po chwili zaczęła wręcz parzyć, powodując dziwne pieczenie, które boleśnie odcinało się od reszty przemoczonego i przemarzniętego ciała. Nie widział jej, ale czuł, że to musi być ona… Nirali. Miał co do tego niewytłumaczalną, ale bezwzględną pewność. Gwałtowne szarpnięcie poderwało go z ziemi, a zaraz po nim potężny huk przetoczył się po okolicy.

– Compleo… – Nirali wyszeptała nieznane mu zaklęcie.

Znów mógł swobodnie oddychać, odruchowo schwycił koszulę w okolicy splotu słonecznego, łapiąc powietrze ustami i otwierając oczy z przerażeniem.

– Co to było? – zaczął ochryple, ścierając z ust resztki krwi. Jak tylko zrozumiał, co właśnie się wydarzyło, zamilkł.

Jakimś cudem, w ostatniej chwili Nirali zdołała teleportować ich grupę do lewitującej bańki. Miasto zniknęło. Pod nimi rozciągała się jedynie nieskończona, gęsta ciemność.

– Miasto… – szepnęła ze strachem czarodziejka, szukając wzrokiem jakiegokolwiek punktu zaczepienia na pustym horyzoncie. Zelgadis natychmiast pomyślał o Eryku, Mayi i poczuł nieprzyjemny ścisk w żołądku.

– Ja pierdole… – zaklął Tamaki, przeczesując splątane włosy i nerwowo rozglądając się dookoła w niedowierzaniu. – Gdzie te bydlaki?!

– Zel! Co teraz? – wrzasnęła Nirali, patrząc na nich szeroko otwartymi oczami. – Nie damy rady, zabiją nas, Jashe prawie zmienił cię w Nieumarłego, co z Erykiem, Mayą, wszystkimi innymi… – paplała nerwowo, prawie tracąc nad sobą kontrolę.

– Hej! – krzyknął w odpowiedzi Zelgadis, łapiąc ją stanowczo za ramię i zmuszając do spojrzenia sobie w oczy. Nirali przez długą chwilę patrzyła na niego wzrokiem zwierzęcia złapanego w sidła. Jej oddech był przyspieszony, płytki, źrenice rozszerzone ze strachu, a ciało drżało nieznacznie. – Potrzebuję cię – dodał pewnym głosem. Nirali przytaknęła niepewnie, po chwili jej ciało zaczęło się uspokajać.

– Dobrze… To, co teraz? – zapytała cicho, biorąc się w garść.

– Co stało się z demonami? – podjął racjonalnie Zelgadis.

– Nie wiem, zniknęli tuż przed zawaleniem się miasta, może liczyli na to, że też spadniemy… – wymamrotał zdenerwowany Tamaki.

– Zapewne… – przytaknął w zamyśleniu. – Nirali, zabierz nas na dół – zdecydował po chwili namysłu.

Dziewczyna przytaknęła w milczeniu, po czym szybko zanurkowali w otchłań. Zelgadis już raz przemierzał tę drogę…

– Z ciałem Kireia — pomyślał gorzko…

Teraz jednak było inaczej. Zamiast fluorescencyjnego światła niezwykłych roślin przywitały ich gęste tumany pyłu, unoszące się w powietrzu i uniemożliwiając zobaczenie czegokolwiek. Nawet nie dostrzegł, kiedy ich stopy uderzyły o twardą nawierzchnię. Wciąż padający deszcz powoli poskramiał wirujące wszędzie drobiny, ostatecznie pozwalając dostrzec okolicę. Zelgadis zamarł. Z wcześniej i tak zniszczonego miasta, teraz nie pozostało praktycznie nic… Większość budynków, brukowane ulice, cały plac, na którym wcześniej walczyli, teraz zmieniły się w góry kamieni, drewna, ziemi… Z niezwykłego świata, niegdyś rozkwitającego pod miastem, nie pozostało nic… Zacisnął zęby, zastanawiając się, czy komukolwiek poza nimi udało się przeżyć upadek miasta? Nagły chichot przerwał ciężką ciszę. Nieco dalej, za ich plecami rozbawiona Prida wirowała wokół własnej osi w upiornym tańcu, upajając się widokiem zniszczeń. Tuż za kobietą Jashe i Vondur uśmiechali się z zadowoleniem.

– Bydlaki… – syknął Tamaki i gwałtownie rzucił się w ich kierunku.

Zanim Zelgadis zdążył zareagować, Prida jedynie machnęła ręką na widok nadbiegającego kapłana, tym samym odrzucając go w bok z niezwykłą siłą. Chciał ruszyć za Tamaki’m, ale Nirali powstrzymała go stanowczym chwytem za ramię.

– Brawurą nic nie wskórasz… – szepnęła, ze strachem patrząc na nieruchome ciało Tamaki’ego, który nawet nie drgnął po upadku.

Zelgadis modlił się w duchu, aby chłopak jedynie stracił przytomność.

– Gotowy? – kontynuowała Nirali, starając się zachować zdrowy rozsądek. – Musimy połączyć miecze.

Prida uniosła rozbawiony wzrok i powoli ruszyła w ich kierunku, ostrożnie stąpając pomiędzy ostrymi kamieniami. Tuż za nią podążyli Jashe i Vondur.

– I po co było tak utrudniać? – zapytała retorycznie Prida. – Zróbcie wreszcie, co karzę, a może nawet pozwolę wam żyć… – kontynuowała, zbliżając się, ale Zelgadis już nie słuchał. Spojrzał na siostrę i przytaknął nieznacznie, skupiając całą energię na Bliźniaczych Ostrzach.

Przymknął oczy, czując rozlewające, pulsujące ciepło w całym ciele. Znajome uczucie połączenia znów ogarnęło umysł, sprawiając, że on i Nirali stali się jednym. Więcej szans nie mieli… Całą siłą woli skupił się na własnej mocy, kumulując ją w mieczu. Blask ostrza nasilał się z każdą chwilą, powietrze wokół wypełniło się elektrycznością. Rękojeść parzyła go w dłonie, kiedy niespodziewanie delikatna dłoń zacisnęła się na jego ramieniu. Zaskoczony otworzył oczy, widząc u swojego boku Mayę. Kapłanka z ponurą miną przytaknęła mu niepewnie, zachęcając do kontynuowania. Natychmiast wyczuł kolejny ruch i zupełnie jakby ramię Nirali było jego własnym, poczuł uścisk drobnych palców na jej przegubie. Acedia zmierzyła go chłodnym wzrokiem, stając tuż u boku Nirali, która wyglądała na równie zszokowaną co Zelgadis. Już otwierał usta, aby zadać pytanie, skąd się tu wzięły, kiedy nagła fala zrozumienia zalała jego umysł, przez moment stał się jednością nie tylko z Nirali, ale także Mayą i Acedią… Zrozumiał. Kiedy Matka Koszmarów ofiarowała Bliźniacze Ostrza lordom tego świata, założyła, że jedynie współpracując, ci byliby w stanie w pełni wykorzystać potęgę broni. Natomiast on i Nirali, jako ludzie jedynie naznaczeni krwią boga i demona, nigdy nie osiągneliby prawdziwej, pełnej fuzji mieczy. Ponownie zamknął oczy ogarnięty dziwnym spokojem. Ostatecznie, nagle wszystko znalazło się na swoim miejscu. Odetchnął głęboko, jednocząc się z chwilą, oddechem, ruchem… Kiedy uniósł dłoń, zamierzając się do ostatecznego cięcia, nie był już w swoim ciele. Obserwował wszystko z boku, widząc, jak światło mieczy zlewa się w jedno, potężne cięcie czystej energii, sojusz światła i ciemności…

***

O rety… Wybaczcie, że trwało tak długo, ale dla mnie to był chyba jeden z trudniejszych rozdziałów do napisania. Męczyłam ten tekst przez kilka dni, mam nadzieję, że efekt wyszedł zadowalający. :)

Updated: 19 Wrzesień 2022 — 23:53

4 Comments

Add a Comment
  1. Dało się wyczuć, że zmęczył cię ten rozdział. Nie ma takiej lekkości jak pozostałe, czuć toporność. Ale najlepszym zdarzają się wpadki! Więc nie przejmuj się, najważniejsze że dalej działasz

    1. Oj tak… Strasznie topornie mi się go pisało. Dziękuję za szczerą opinię, to ważne dostać potwierdzenie, że coś tu faktycznie kulało. Długo zastanawiałam się o co chodziło z tym fragmentem. Myślę, że raz, że sceny walki są trudne do opisywania, tym bardziej przy moim rozlazłym stylu pisania odkryłam, że mam problem z dynamiczną akcją więc jest to coś do pracy. Dwa, że chyba próbowałam za dużo wycisnąć. Chyba jakaś dziwna presja narzucona sobie samej, że ta „ostatnia” walka powinna wyjść dobrze. Zobaczymy, może druga część wyjdzie lepiej. Chętnie bym posłuchała jeśli masz jakieś inne uwagi, tym bardziej, że jesteś świeżo po przeczytaniu całości. Może coś jeszcze warto byłoby doszlifować w kolejnych rozdziałach?

  2. Dużo :). Jakbym miała napisać recenzję jednym słowem, to byłoby właśnie to: duuużo! :) Jest tu dużo wszystkiego, dużo emocji, dużo akcji, dużo osób robiących różne rzeczy. Ogromną zaletą Twoje pisania jest bardzo ładny, plastyczny język, dzięki któremu narracja idzie z taką cudną lekkością. Tutaj faktycznie troszkę się ta lekkość zapodziała. Kilka sformułowań nieco mi zgrzytało, poza tym mamy duuużo akcji. Jak rozmawiałyśmy niedawno, scen akcji nie pisze się łatwo. Sama absolutnie się z nimi borykam i zwykle długo w nich grzebię. Tak przeczytałam rozdział z kilka razy i zebrałam moje myśli poniżej (absolutnie nie mówię, że masz się z nimi zgadzać bądź że są słuszne ^^’):

    – W opisach akcji omijałabym długie akapity. Sama się tego uczę, że długie opisy męczą czytelnika. Co innego strumień mysli, co innego ciągła sekwencja ruchów, które czytelnik musi sobie wyobrazić i wyłowić z tekstu.

    – W opisach akcji lubię krótkie zdania. Olewamy ładna zdania wielokrotnie złożone. Tych możemy używać, gdy akcja się zatrzyma, zwolni, gdy przechodzimy do innego charakteru wydarzenia. Krótkimi zdaniami zwiększamy dynamikę. Szybciej się czyta, szybciej się rozumie, co się dzieje.

    – W opisie akcji zdanie:

    Uświadomił sobie, że to z pewnością Nirali i Tamaki walczyli z pozostałymi demonami.

    Zastąpiłabym:

    To Nirali i Tamaki walczyli z pozostałymi demonami! (czy cuś innego, ale krótszego, mniej łądnego).

    – Duży akapit podzielić na mniejsze (skopiowałam i tylko wrzuciłam entery):

    Przymknął oczy, czując rozlewające, pulsujące ciepło w całym ciele. Znajome uczucie połączenia znów ogarnęło umysł, sprawiając, że on i Nirali stali się jednym.

    Więcej szans nie mieli…

    Całą siłą woli skupił się na własnej mocy, kumulując ją w mieczu. Blask ostrza nasilał się z każdą chwilą, powietrze wokół wypełniło się elektrycznością. Rękojeść parzyła go w dłonie, kiedy niespodziewanie delikatna dłoń zacisnęła się na jego ramieniu. Zaskoczony otworzył oczy, widząc u swojego boku Mayę.

    Kapłanka z ponurą miną przytaknęła mu niepewnie, zachęcając do kontynuowania.

    Natychmiast wyczuł kolejny ruch i zupełnie jakby ramię Nirali było jego własnym, poczuł uścisk drobnych palców na jej przegubie.

    Bardzo Cię podziwiam i wspaniale posuwasz fabułę :)

    1. Dziękuję za tyle cennych uwag! Zgadzam się w 100%. Zdaję sobie sprawę z tego, że te sceny… no, po prostu mogłyby być lepiej opisane, ale najzwyczajniej w świecie chyba zabrakło mi warsztatu. Plus, jako, że zbliżamy się do końca to zrobiło się jakoś trudniej. Wiem już, że na przyszłość muszę popracować właśnie nad dynamiką takich fragmentów. Nie ma co się czarować, że moje pisanie często skupia się właśnie na tych emocjach, a tu było tego po prostu za dużo. Postaram się wziąć uwagi do kolejnego rozdziału i zobaczymy czy się poprawię.<3

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

© 2018 Frontier Theme