Rozdział XLVII

„Dar”

Wspomnienia…

– Co takiego?! Co też pan opowiada! – oburzona Amelia instynktownie cofnęła się na tyle, na ile pozwalała niewielka przestrzeń celi.

– Nie rozumiesz – Eryk westchnął ciężko i mimo wyraźnego osłabienia dźwignął się w końcu ze ściany, na którą wcześniej opadł przygarbiony.  Amelia przyglądała się uważnie jego ociężałym ruchom, a kiedy w końcu stanął wyprostowany pomyślała, że góruje nad nią jawiąc się niczym zjawa. – Myślę, że nie mamy zbyt wiele czasu – powiedział, a spojrzenie jego ciemnych oczu błądziło po ich małym więzieniu, najwyraźniej czegoś poszukując.

– Czasu na co? – spytała ostrożnie, jednak nadal nie była pewna, czy po ostatniej deklaracji powinna choćby zbliżać się do chłopaka. Może był tu już tak długo, że biedak po prostu oszalał i plótł od rzeczy?

– Kilka godzin temu Jashe urządził sobie standardową sesję tortur z moim udziałem, albo raczej próbował… – mruknął Eryk wykrzywiając twarz. – W tym tygodniu nie zdążył się na szczęście dobrze rozkręcić kiedy wydarzyło się coś dziwnego… – dokończył zmieszany i spojrzał badawczo na Amelię. – Nie zrozum mnie źle, czasem mi tu… trochę odbija od tego wszystkiego, ale tym razem to wydawało się naprawdę dziwne, na tyle dziwne, że zaaferowany Jashe wtrącił mnie z powrotem do celi – wyjaśnił, a Amelia poczuła coraz większe współczucie względem chłopaka.  Czy on naprawdę mówił o torturach? Już sama myśl o tym, że ktoś mógłby robić coś tak okropnego napawała ją obrzydzeniem.

– Nadal nie za bardzo rozumiem… – odrzekła cicho przepraszającym tonem, kiedy po dłuższej chwili ciszy zrozumiała, że chłopak najwyraźniej sam pogrążył się w swoich rozmyślaniach.

– Och! – sapnął nagle wyrwany z letargu. – Tak… Może już zdążyłaś się domyślić, a może nie, ale jakimś cudem opuściłaś swój wymiar i przeniosłaś się do tutaj, do piątego, zapomnianego filaru – Amelia zmierzyła Eryka powątpiewającym spojrzeniem, ponownie zastanawiając się od jak dawna chłopak przebywał w zamknięciu, ale mimo to pozwoliła mu kontynuować. – Kilkanaście lat temu nasz świat pochłonęła okrutna wojna, w skutek której większa część została zniszczona przez Demonicznego Lorda. Naturalna równowaga została zachwiana, a sytuacja była na tyle beznadziejna, że nawet Matka Koszmarów porzuciła nasz świat pieczętując go i skazując na zapomnienie i powolną śmierć, nasze istnienie skutecznie wymazano z kart historii. Nikt nie mógł przedostać się do nas, ale też żadna istota nie mogła opuścić tego wymiaru, co skutecznie trzymało demony w zamknięciu. Dziś jednak, zanim ponownie mnie zamknęli w celi, zdołałem podsłuchać fragment rozmowy Jashe i pozostałych demonów. Mówili, że ktoś otworzył przejście do naszego świata, że w wymiarze pojawił się klucz, który w końcu umożliwiłby przedostanie się do innych filarów. Szczerze mówiąc nie za wiele wtedy rozumiałem, ale teraz ty faktycznie przedstawiasz się jako jakaś władczyni stolicy białej magii! – wykrzyknął nagle dziwnie podekscytowany i chociaż wszystkie słowa kierował do Amelii to nadal rozglądał się gorączkowo po celi i co chwila zaglądał w coraz to nowszy zakamarek wyraźnie pochłonięty szukaniem czegoś. – To znaczy, że nie możesz pochodzić z naszego wymiaru, a przejście faktycznie się otworzyło!

Amelia próbowała poukładać właśnie usłyszane słowa, jednak było to trudniejsze niż z pewnością oczekiwał Eryk. Przejście do piątego, zapomnianego filaru? Owszem Amelia jako adeptka magii poznała starożytne podania, które mówiły o istocie chaosu nazywanej Matką Koszmarów, która to stworzyła cztery odrębne światy, ale piąty, o którym nawet nigdy nie słyszała? Gotowa była uznać, że Eryk po prostu oszalał będąc torturowany w zamknięciu, bogowie wiedzą jak długo, ale jeden fakt nie dawał jej spokoju. Wcześniejsza rozmowa między nieznajomymi, którzy podobnie jak Eryk mówili o tajemniczym przejściu, do którego otwarcia najwyraźniej była im potrzebna.

– Co się stanie jeśli otworzą przejście? – zapytała cicho, choć w duchu bała się usłyszeć odpowiedź. Eryk w końcu zatrzymał się i obrzucił ją ciężkim spojrzeniem.

– Zniszczą wszystko co znasz i kochasz, nastanie chaos i właśnie dlatego, nie możemy do tego dopuścić. Ta wojna pochłonęła już zbyt wiele żyć… – powiedział cicho, a słowa zawisły ciężko w przestrzeni między nimi.

Amelia poczuła jak krew odpływa z jej twarzy. Zniszczą? Wszystko? Słowa pulsowały w jej umyśle niczym trucizna. Jakby śmierć jej ojca nie była wystarczającą karą za naiwność, pomyślała Amelia zaciskając pięści w przypływie wewnętrznego cierpienia.

– Co mogę zrobić? – zapytała starając się opanować niespokojny oddech i drżenie ramion, jednocześnie wpatrując się w czubki swoich butów.

– Cóż… – Eryk przykucnął cicho naprzeciw niej. – Jesteśmy, jak już wspomniałem, w Dworze Śmierci więc ucieczka raczej nie wchodzi w grę – stwierdził ponuro.

– Muszę… zginąć? – wcześniejsze słowa Eryka nagle nabrały dla niej sensu. Faktycznie i ona nie widziała innej możliwości, chociaż bardzo chciała wierzyć, że ta cała opowieść jest jedynie wymysłem szaleńca, intuicja podpowiadała jej, że niestety do czynienia ma z brutalną rzeczywistością. Eryk z wahaniem przytaknął.

– Niestety, nie znalazłem nic, czym mógłbym otworzyć celę – stwierdził smętnie. – Nie żebym nigdy nie próbował czegoś szukać, ale miałem nadzieję na więcej szczęścia tym razem…

Amelia podniosła wzrok na rozmówcę, po czym bez słowa wyciągnęła niewielki sztylet, który do tej pory pozostawał ukryty w cholewce wysokiego buta.

– O cholera! – Eryk momentalnie zesztywniał prostując się niczym struna. – Nie przeszukali cię?

– Zdaję się, że nie uznali mnie za zagrożenie – Amelia jedynie wzruszyła ramionami czując nagłą i dziwną obojętność, zupełnie jakby w jej umyśli zdążyła się już uformować ścieżka, którą mimo strachu, miała podążyć. – Proszę to zrobić! – powiedziała w końcu wciskając ostrze w dłonie Eryka.

– Ja? – chłopak odskoczył jak oparzony. – Nie mogę! – przyglądał się wyciągniętemu w jego kierunku ostrzu, po czym westchnął ciężko. – Ja nigdy nikogo nie zabiłem… – wyjaśnił cicho, a w jego głosie dało się wyczuć strach.

Stali tak naprzeciw siebie przez dłuższą chwilę, a Amelia nawet nie zauważyła kiedy zaczęły drżeć jej dłonie, a pierwsze łzy napłynęły do oczu. Eryk przyglądał się jej w milczeniu, aż w końcu zbliżył się ostrożnie wyciągając sztylet z jej uścisku.

– Jak chcesz, abym… to zrobił? – zapytał wpatrując się w podaną broń.

– Myślę, że lepiej dla pana, żeby to wyglądało na… samobójstwo… – stwierdziła z trudem przeciskając kolejne słowa przez gardło, po czym niepewnie wyciągnęła dłonie przed siebie jednocześnie zaciskając oczy w oczekiwaniu.

Czekając na śmierć Amelia stwierdziła, że było inaczej niż w opowieściach. Nie doświadczyła bowiem żadnej mentalnej podróży przez swoje dotychczasowe życie. W głowie miała jedynie przerażającą pustkę, która z każdą chwilą zdawała się ją wciągać coraz głębiej odcinając od wszelkich zewnętrznych bodźców.

– Przepraszam… – usłyszała nagle cichy głos Eryka, a zaraz za nim nadeszła pierwsza fala palącego bólu, który rozrywał jej ciało na kawałki.

***

Jashe był wyraźnie podekscytowany kiedy żwawym krokiem zmierzał, w kierunku celi, w której zostawił Amelię jakąś godzinę temu. Tak jak przypuszczała wcześniej Prida, Acedia faktycznie siedziała jak zawsze w swojej norze i chociaż nie kryła niezadowolenia w końcu pojawiła się wraz z Irą w wyznaczonym miejscu. Byli już tak blisko wyrwania się z tej dziury, w której zamknęła ich Matka Koszmarów! Kiedy wreszcie otworzą przejście do innych filarów i odnajdą drugie, odebrane im Bliźniacze Ostrze przywrócą dawno utraconą potęgę i w będą mieć w poważaniu nawet legendarną Łzę, co do której istnienia nawet nie mieli pewności!

– Mam nadzieję, że nie nudziłaś się czekając! – zawołał od progu kiedy zbliżał się do wybranego pomieszczenia.

Podniecony otworzył masywne drzwi celi i dopiero wchodząc do środka jego uśmiech momentalnie zastąpiła fala gniewu. W kącie pomieszczenia leżało bezwładne ciało dziewczyny, a jej dłonie okrywała krew, nieopodal odnalazł skulonego Eryka, który płakał cicho wciskając głowę między swoje kolana. Jashe ryknął wściekle i ruszył w kierunku dziewczyny. W trakcie krótkich oględzin odnalazł mały sztylet, który zdawał się wystarczająco tłumaczyć rany na przedramionach czarnowłosej.

– Co do kurwy nędzy się tutaj stało?! – ryknął wściekle w stronę Eryka, który dopiero wtedy zdecydował się spojrzeć na demona.

– Wolała się zabić, niż być przez was więziona! – odpowiedział odważnie starając się zachować pozory, że Amelia zrobiła wszystko wyłącznie za sprawą własnej decyzji.

– I nie powstrzymałeś jej?! – wrzask był wręcz oszołamiający.

– Próbowałem! – okrzyknął Eryk i ponownie skrył głowę wciskając ją w kolana.

– Później się z tobą policzę… – zasyczał groźnie w kierunku chłopaka, po czym schwycił bezwładne ciało Amelii i ze złością wyrzucił je z celi.

Demon był zbyt rozwścieczony, aby w tym momencie zastanawiać się na karą dla Eryka. Charczał gniewnie i mamrotał pod nosem kolejne przekleństwa, aż w końcu zatrzasnął celę pozostawiając Amelię pod drzwiami zupełnie jak dłużej niepotrzebny mu przedmiot, po czym sam ruszył w kierunku schodów.

***

Kirei i Daiki pod osłoną nocy przekradali się ostrożnie w kierunku Dworu Śmierci. Z oddali, pogrążony w mroku budynek wyglądał jak opuszczona rezydencja w istocie mogąca być w przeszłości dworkiem. Bogato zdobione kolumny okalały wejście, a biała fasada wyglądała niczym wykwitła plama na tle ciemnego krajobrazu. Jedynie delikatne światło dobiegające z okien na drugim piętrze zdradzało czyjąkolwiek obecność. Reszta budynku pogrążona była w ciemnościach, ale Kirei wiedział, że to właśnie w nich skrywało się najwięcej żywych, uwięzionych w rozległych piwnicach posiadłości. Kiedy tylko nadarzała się okazja i podróżowali wystarczająco blisko tego miejsca, Kirei zawsze wykorzystywał sposobność i zakradał się do środka, aby złagodzić cierpienia kilku wybranych nieszczęśników. Czuł, że to jego obowiązek. W takich sytuacjach, Daiki zwykle pozostawał kryjąc się gdzieś przed budynkiem, gotów do udzielenia pomocy medycznej w razie potrzeby. Chociaż medyk z początku niechętnie pozwalał wchodzić przyjacielowi do Dworu wkrótce stało się to po prostu ich przyzwyczajeniem, nawet mimo dalszych sprzeciwów pozostałych towarzyszy. Tej nocy niebo było wyjątkowo zachmurzone, a wiatr mierzwił ich włosy silnymi podmuchami. Idealna pogoda, aby wejść niezauważonym, pomyślał Rei kiedy w końcu znalazł się przed masywnymi drzwiami prowadzącymi do Dworu. Ostrożnie wkradł się do środka, gdzie przywitała go jedynie cisza. Obszerna sala wejściowa pogrążona była w ciemnościach. Kirei bez wahania skierował się w stronę bocznych schodów prowadzących, jak już wiedział, do piwnic. W napięciu przemierzał wąskie schody, aby zakraść się do kilku cel, ale gdy tylko wpadł na obszerny więzienny korytarz jego oczom ukazała się zakrwawiona postać dziewczyny leżącej na posadzce, tuż przy najbliższej z cel oświetlanej słabym blaskiem pochodni. Sapnął zaskoczony i na chwilę zamarł w bezruchu nasłuchując. Dopiero kiedy rozejrzał się uważnie i upewnił, że nikt inny nie znajdował się na korytarzu zdecydował się zbliżyć do dziewczyny. Delikatnie przyłożył palce do jej szyi chcąc wybadać puls, ale gdy spostrzegł dłonie nieznajomej natychmiast ogarnął go smutek.

– Samobójstwo? – mruknął cicho sam do siebie.

Biedaczka, pomyślał i przyjrzał się uważniej leżącej postaci. Jej czarne włosy rozrzucone były w nieładzie, a strój zdawał się być zbyt krzykliwy – jasny i obszyty misternymi klejnotami. Ciekawiło go kim była owa nieznajoma i dlaczego zdecydowała się na tak straszny los? Poza tym, dlaczego jej ciało leżało na korytarzu, a nie w jednej z cel? Zaniepokojony stwierdził w końcu, że było to zbyt podejrzane i z pewnością mógł się spodziewać szybkiego powrotu demona w to miejsce. Nie mógł dłużej pozostać w tym miejscu, westchnął z rezygnacją patrząc na dalsze cele pogrążone w ciszy. Targany nagłym impulsem Kirei schwycił kruche i bezwładne ciało w ramiona, z myślą, że nikt nie powinien ginąć w tak straszny sposób w takim miejscu skierował się ponownie w stronę wyjścia niosąc nieznajomą. Kiedy znalazł się już bezpiecznie poza dworem dopadł do niego Daiki.

– Kto to? – zapytał zdziwiony spoglądając na czarnowłosą. – Dlaczego zabrałeś jej ciało? – dodał kiedy uświadomił sobie, że dziewczyna już nie żyła.

– Bo leżała na korytarzu i stwierdziłem, że nikt nie powinien ginąć w takim miejscu. Należy się jej przynajmniej godny pochówek… – mruknął cicho spoglądając na trzymane ciało. Krew nadal sączyła się z otwartych ran skapując cicho na buty Reia. Daiki także przyjrzał się badawczo dziewczynie jakby próbując ocenić coś samym wzrokiem.

– Może jeszcze nie jest dla niej za późno – odezwał się w końcu. – Zdaję mi się, że nie zginęła dawno, krew jeszcze nie zastygła… – stwierdził poważnym tonem.

– Co masz na myśli? – Kirei przyjrzał się uważnie zamyślonej twarzy przyjaciela.

– Jeśli pozwolisz mi użyć moich mocy, może będę w stanie ją jeszcze uratować, może… – powiedział powtarzając ostatnie słowo w odpowiedzi na nagły entuzjazm w oczach białowłosego.

– Musimy spróbować!

***

Świadomość powracała powoli, pojawiała się jedynie momentami muskając delikatnie umysł śpiącej dziewczyny tylko po to, by po chwili ponownie zniknąć pozostawiając ją w kolejnych koszmarach. W tych nielicznych przebłyskach powracającej rzeczywistości odczuwała wyraźnie czyjąś obecność, czasami miała wrażenie, że ktoś czuwał nad nią i opiekuńczo obejmował dłoń czekając cierpliwie aż w końcu się wybudzi. Kiedy wreszcie odzyskała przytomność natychmiast spostrzegła parę szarych oczu przyglądających się jej z uwagą. Młodzieniec odetchnął z wyraźną ulgą, po czym uśmiechnął się przyjaźnie.

– Dzień dobry – przywitał się grzecznie nadal wpatrzony w dziewczynę.

Oszołomienie i dezorientacja zaczęły zalewać jej umysł. Nie odpowiadając, jedynie ostrożnie podniosła się na posłaniu i rozejrzała po izbie. Pokój był mały i zagracony, ale za nic nie wyglądał znajomo. Dziewczyna spojrzała ze strachem na  towarzyszącego jej młodzieńca. On także nie wyglądał znajomo.

– Gdzie ja jestem? – padło pierwsze pytanie wypowiedziane ochrypłym, uśpionym głosem.

– Jesteś w Świątyni Chaosu, nie martw się tu będziesz bezpieczna – odpowiedział pogodnie chłopak nadal uśmiechając się zachęcająco, chociaż jego twarz zdradzała ślady zmartwienia. – Mam na imię Kirei – powiedział w końcu.

– Kirei? – powtórzyła tępo, ale nie potrafiła powiązać imienia z niczym znajomym, wciąż rozglądała się dookoła mając nadzieję znaleźć coś, co pozwoliłoby jej zrozumieć aktualną sytuację.

– A… ty? – zagaił.

– Ja? – powtórzyła ze strachem, a jej oczy rozszerzyły się spoglądając w twarz nieznajomego. – Ja… nie wiem… – wydukała sama nie rozumiejąc sensu właśnie wypowiadanych słów.

Dopiero później kiedy pierwsza fala szoku ustąpiła dowiedziała się, że była nieprzytomna dwa tygodnie, po tym jak Kirei wyniósł ją po próbie samobójczej z Dworu Śmierci. Poznała także otaczający ją świat ucząc się go właściwie na nowo, gdyż po tym strasznym wydarzeniu straciła wszelkie wspomnienia o poprzednim życiu. Męczona licznymi koszmarami niejednokrotnie budziła się w nocy, aby odkryć i wtopić się w kojącą obecność Kireia. Tak mijały kolejne tygodnie, a kiedy nawet optymistyczny do tej pory chłopak stracił nadzieję, że dziewczyna cokolwiek sobie przypomni zaczął w końcu zwracać się do niej Akama, co jej osobiście nie przeszkadzało, gdyż żadnego innego imienia i tak nie potrafiła dopasować do siebie. Minął już prawie rok od ich poznania, kiedy jedna z nocy okazała się być wyjątkowo trudna dla dziewczyny. Obudziła się z krzykiem zlana zimnym potem, a jej dotychczas szczelnie owinięte wokół przegubów bandaże znowu pokryły się krwią. Była już do tego przyzwyczajona, zdarzało się bowiem, że rany które zadała sobie w Dworze Śmierci ponownie krwawiły podczas niektórych koszmarów. Rei w takich sytuacjach zawsze był przy niej, a jego uspokajająca obecność przynosiła jej ukojenie. Tak też było tym razem.

– Znowu miałaś koszmar? – odezwał się ostrożnie i natychmiast znalazł przy jej łóżku, mimo że był już środek nocy. Najwyraźniej wcześniej musiały go zbudzić jej krzyki.

– Mmm… – przytaknęła jedynie w odpowiedzi próbując uspokoić drżące ciało.

– Ciii… jestem tu, jesteś bezpieczna… – jednocześnie poczuła silne ramiona obejmujące ją pewnie i kołyszące w uspokającym rytmie. Bez słowa wtuliła się w zaoferowane ciepło, a dotychczas łomoczące serce w końcu zwolniło.

– Rei? – zapytała wreszcie, gdy poczuła, że odzyskała już kontrolę nad własnym głosem. – Śniłam o czymś wyjątkowo dziwnym… – szepnęła.

– Dziwnym? – odpowiedział po dłuższej ciszy nadal nie zwalniając uścisku.

– Tak… – mruknęła cicho. – Byłeś tam ty, Maya, Tamaki, Daiki oraz jakaś czarnowłosa dziewczyna, szukaliście czegoś ważnego – zaczęła powoli opisując własny sen. – To coś wyglądało jak… – zastanowiła się przez chwilę – jak kryształ – dokończyła pewniejszym już głosem.

– Kryształ? – powtórzył jedynie zachęcając ją do dalszej opowieści.

– Mhm… – przytaknęła. – Kiedy w końcu znaleźliście ten kryształ i Maya go dotknęła wy… – przerwała nie wiedząc jak ubrać w słowa to, co widziała. – To rozerwało wasze dusze – dokończyła po chwili.

Kirei w odpowiedzi jedynie wzmocnił uścisk, którym otaczał kruchą postać.

– To tylko sen, nic nam nie grozi, spróbuj zasnąć – powiedział i delikatnie ułożył dziewczynę ponownie na łóżku okrywając grubym kocem.

Przyglądała mu się badawczo przez chwilę, ale w końcu łagodny uśmiech i uspokajające słowa sprawiły, że posłusznie zamknęła oczy i ponownie zasnęła spokojnym snem.

Kirei westchnął ciężko i cicho skierował się do wyjścia z pokoju. Miał już tego dość, to zaczynało się robić naprawdę poplątane, pomyślał i skierował się do pokoju Mayi. Zapukał cicho w drzwi jej pokoju mając nadzieję, że uda im się porozmawiać, a kiedy otworzyła zaspana, nie czekając nawet na zaproszenie wtargnął do środka.

– Maya, musimy porozmawiać o Akamie – powiedział poważnie i spojrzał w twarz towarzyszki.

– Widzę, że jesteś zdenerwowany – powiedziała przecierając zmęczone oczy. – Tak myślałam, że w końcu dojdziemy do tej rozmowy. Mów więc… – ponagliła go starając się jednocześnie ukryć ziewnięcie.

– Myślę, że Akama jest profetą – stwierdził bez ogródek.

Maya spojrzała na niego uważnie analizując możliwe za i przeciw. Profeta, ktoś kto według legend miał być powołany przez samą Matkę Koszmarów przekazując jej wolę i potrafiąc spoglądać w przyszłość. Czy to możliwe?

– Skąd taki pomysł? – zapytała ostrożnie.

– Te jej sny… – Kirei zamyślił się – stają się coraz wyraźniejsze…

***

Mam nadzieję, że rozdział się podobał. Osobiście jestem z siebie zadowolona, że udało mi się go opublikować terminowo, no powiedzmy z czterema godzinami opóźnienia, ale to nadal sukces dla mnie. 😉

Updated: 15 Lipiec 2022 — 21:55

4 Comments

Add a Comment
  1. Zadowolona choć nie do końca rozumiem dlaczego Amelia straciła pamięć

    1. Założyłam, że stało się to z powodu „śmierci kliniczej” Amelii. Kiedy Kirei wyniósł jej ciało z Dworu Śmierci dziewczyna była już teoretycznie martwa, dopiero później Daiki dzięki swojej mocy Kapłana zdołał ponownie ożywić jej ciało, jednak jakaś część jej umysłu po prostu nie wskoczyła na swoje miejsce tak jak powinna. Niezbyt wyszukane wyjaśnienie, ale nie chciałam kombinować w tym wypadku. 😉

        1. Uf, haha. 😀 W razie gdyby coś było nie jasne to dawaj mi proszę znać. Czasem mam w głowie jakiś plan, mnie wydaje się oczywisty, a niekoniecznie może być to zrozumiale opisane. 😀 Postaram się też w następnym rozdziale coś wspomnieć na temat tej utraty pamięci tak dla zasady. :)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

© 2018 Frontier Theme