Cz. 2 – Rozdział IX

„Pole bitwy”

W komnacie panował chłód. Dwie damy dworu, ciche jak cienie, kończyły właśnie wiązanie gorsetu. Szarpnięcie było tak mocne, że przez moment pomyślała, że się udusi. W rezultacie skrzywiła się nieznacznie, zaciskając usta w wąską linię.

Milczała.

Nauczyła się tego przez ostatnie miesiące.

Podobnie jak uśmiechu.

Zerknęła na własne odbicie i jedwabną suknię w kolorze purpury, którą wybrano na dzisiejsze spotkanie z księciem Ravim. W innych okolicznościach zapewne wyglądałaby pięknie, jednak teraz jej blada, pozbawiona wyrazu twarz po prostu psuła cały efekt. W dodatku nagle poczuła mdłości.

– Wasza Wysokość, wyglądasz jak z bajki – stwierdziła starsza z kobiet, delikatnie układając jej długie włosy.

Włosy… Kolejna, drobna sprawa, która z dnia na dzień znalazła się poza jej kontrolą. I pomyśleć, że to tylko z powodu zachcianki Raviego, który uznał, że nie podobają mu się kobiety noszące krótkie fryzury. Sama nigdy nie przepadała za długimi włosami, uznając je za niepraktyczne w walce. Teraz zapewne nie miało to już znaczenia.

– Jeszcze tylko to… – dodała nieśmiało kobieta.

Po chwili wróciła z parą dopasowanych, koronkowych rękawiczek, które po założeniu sięgały aż do łokci.

Amelia spojrzała na swoje przedramiona. Ravi nie lubił jej blizn i już pierwszego dnia nakazał służącym je zakrywać. Poszarpane, srebrzyste linie wyraźnie odznaczały się na skórze, będąc niezbywalnym przypomnieniem wydarzeń z przeszłości. Mimowolnie pomyślała o bólu, który towarzyszył jej w czasie, kiedy rany żywo piekły przy każdym ruchu. Nie zważając na zmieszane spojrzenia służących, z czułością przejechała palcami po lewym nadgarstku.

Kochała te blizny.

Były dla niej jedyną pamiątką po miłości, którą została otoczona. Ile to razy Rei z czułością otulał je opatrunkami? Jaką cenę za zagojenie tych ran zapłacił Zel, kiedy uwolnił ją z koszmaru piątego filaru? Nawet jeśli pozostali uważali je za coś szpetnego, sama nie potrafiła na nie patrzeć w taki sposób.

Uśmiechnęła się uprzejmie, posłusznie wyciągając ręce i pozwalając naciągnąć na nie rękawiczki. Damy dworu skłoniły się grzecznie, po czym bez słowa opuściły komnatę. Drzwi jeszcze nie zdążyły się domknąć, kiedy w progu pojawiła się dobrze znana sylwetka. Arion lekkim skinieniem pożegnał mijające go kobiety, po czym skierował wyczekujące spojrzenie na Amelię.

– Możesz wejść, Arionie.

– Wasza Wysokość, widzę, że jest Pani już gotowa.

– Myślałam, że do czasu balu nie będę musiała widzieć się z księciem – stwierdziła z wyrzutem.

Arion wzdrygnął się prawie niezauważalnie.

Główny doradca był starszym, niskim mężczyzną o przysadzistej posturze. Jego jasne włosy przetykały liczne pasma siwizny, a usiana piegami twarz sprawiała jednocześnie wrażenie poczciwej, jak i naiwnej.

Amelia westchnęła ze znużeniem.

Często miała wrażenie, że to wszystko wydarzyło się zbyt szybko i właściwie poza jej kontrolą. Pamiętała obietnice przyjaciół, mówiących, że kiedy wróci do tego świata, wszystko będzie dobrze. Niestety wcale nie było, a ona po prostu wpadła z jednej tragedii w kolejną.

– A więc? Czego chcesz? – zapytała po chwili.

– Pani, bal zaręczynowy odbędzie się już jutro. Uważam, że to rozsądnie, abyś Pani była miła dla księcia Raviego. W końcu nie potrzebujemy zamieszania na uroczystości – odpowiedział cicho, tym razem unikając jej oskarżycielskiego spojrzenia.

Przez moment miała ochotę zacząć krzyczeć. Zerwać z siebie suknię i po prostu wyrzucić wszystkich mieszkańców Rimy ze swojego zamku. Przez moment nawet myślała, że to zrobi. Jednak żar w jej piersi tak szybko, jak się pojawił, równie szybko zdusiła. Przytaknęła w milczeniu.

– Staram się, Arionie. Naprawdę się staram… – wyznała, pozwalając sobie na okazanie słabości.

Arion towarzyszył jej od samego początku i jeśli komukolwiek miała wyjawić swoje prawdziwe uczucia, wiedziała, że będzie w stanie ją zrozumieć. Doskonale zdawała sobie sprawę z ich aktualnego położenia. Małżeństwo z księciem Ravim było jedynym sposobem na zakończenie brutalnej wojny z Elmekią. Jednak były rzeczy, o których nawet jej doradca nie mógł wiedzieć…

 

***

Saillune – wschodni front, rok po wypowiedzeniu wojny…

 

Kolejna wiosna przywitała ich w niewielkim namiocie, ustawionym strategicznie na wzgórzu ponad obozowiskami żołnierzy. Amelia westchnęła głośno, odsuwając od siebie plany obrony. Od kilku godzin przyglądała się skomplikowanej siatce drobnych linii i znaków pokrywających mapę, oznaczających rozlokowanie jej oddziałów w terenie.

– Może powinnaś zrobić sobie przerwę? – zapytała cicho Lina, bawiąc się w kącie namiotu wyczarowanym płomieniem.

– Chciałabym wszystko dobrze zaplanować – odpowiedziała poważnie.

– Przecież wiem, ale ślęczysz nad tym już od popołudnia. Nie sądzę, żeby do jutra coś miało się zmienić.

Księżniczka obdarowała przyjaciółkę słabym uśmiechem. Faktycznie była zmęczona…

To zabawne jak z biegiem czasu strach spowszedniał, osadzając się cicho na barkach i przyzwyczajając do okrucieństw. Każdy punkt na mapach, które z taką uwagą studiowała, był w istocie czyimś być albo nie być…

Kiedy wybuchła wojna nie wiedziała, co robić. Z początku mogła polegać jedynie na sugestiach królewskiej rady. Niemal natychmiast na front wysłano setki żołnierzy i najlepszych magów królestwa. Kilka dni później zdecydowała, że nie może za wszystko odpowiadać, siedząc w zamku i wbrew sprzeciwom Ariona, sama pojechała na granicę. To właśnie tutaj odnaleźli ją Lina i Gourry. Ich pojawienie było dla Amelii tak niespodziewane, a jednocześnie tak naturalne, że nie mogła przestać płakać przez pół dnia. Dopiero wtedy dotarło do niej, jak bardzo za nimi tęskniła. Przez długi czas wyrzucała sobie, że odtrąciła ich pomoc na tak długo. Tym bardziej że ta pomoc w aktualnych okolicznościach okazała się nieoceniona. Siła i doświadczenie Gourry’ego w połączeniu z mocą i wiedzą Liny były warte więcej niż setka jej elitarnych żołnierzy.

– Czy wspomniałam dziś, jak bardzo się cieszę, że tu jesteście? – zagadnęła Amelia, obracając krzesło w kierunku przyjaciółki.

– O tak, tylko pięć razy. – Lina uśmiechnęła się figlarnie, gasząc płomień w dłoni. – Prawie rok siedzenia w koszarach faktycznie wymaga częstego doceniania. Tęsknie za miękkim łóżkiem… – jęknęła, przeciągając się na krześle.

– Kiedy to wszystko się skończy, przyrzekam oddać ci łóżko z własnej komnaty! – Amelia zaśmiała się cicho, bawiąc się piórem trzymanym w dłoni. – A gdzie Gourry?

– Poszedł sprawdzić morale wojsk przed jutrzejszą bitwą. Jeśli wszystko dobrze pójdzie, o świcie będzie po wszystkim.

Amelia przytaknęła z zadowoleniem. Faktycznie od jakiegoś czasu na froncie szło lepiej. Właściwie zaczęło się to zmieniać, odkąd pozwoliła Linie uczestniczyć w zebraniach dowództwa. Była pod wielkim wrażeniem, kiedy przyjaciółka zaczęła wytykać Arionowi i jej generałom kolejne błędy w linii obrony. Stary doradca oczywiście poczuł się na tyle urażony, że od tamtego dnia nazywał Linę czerwonym diabłem, krzywiąc się na jej widok. Amelia niewiele sobie z tego robiła. Chociaż ego mężczyzny z pewnością ucierpiało, zwłaszcza po takim upokorzeniu przed królową, dla niej liczył się rezultat, a ten wreszcie zaczął przynosić nadzieję na zwycięstwo.

– Myślisz, że faktycznie możemy wygrać tę wojnę? – zapytała cicho, patrząc na widoczne w wejściu do namiotu morze pochodni.

– Nie widzę innej możliwości. Zel nigdy by mi nie wybaczył, gdybym pozwoliła ci poślubić tamtego typa…

Amelia zamarła, mimowolnie wypuszczając trzymane pióro, które głucho uderzyło o ziemię. Reagowała tak za każdym razem, kiedy ktoś wspominał o tym idiotycznym planie. Wszystko zaczęło się pięć miesięcy temu. Wtedy po raz pierwszy usłyszeli, że na terenach dotychczasowego Sojuszu Państw Przybrzeżnych zaczęło się coś dziać. Informatorzy mówili, że korzystając z aktualnej sytuacji na kontynencie książę Lenos zapragnął uczynić własną potęgę i zdołał zjednoczyć pięć państw sojuszu, tworząc jedno, duże królestwo – Rimę. Niedługo później Arion uznał, że ślub z księciem Lenos to idealne rozwiązanie. Gdyby Saillune i Rima się połączyły, nawet Elmekia musiałaby wycofać swoje wojska.

– Nie zrobię tego – odparła Amelia matowym głosem, zbierając pióro z ziemi.

– Oczywiście. Twój głupi doradca mógłby po prostu bardziej wierzyć w nasze możliwości.

– Arion chce dobrze. Po prostu brakuje mu doświadczenia na froncie. Przypominam ci, że Saillune nie było w stanie wojny od… nie wiem, nigdy? – stwierdziła cicho Amelia.

– Może i tak, chociaż nigdy wcześniej nie słyszałam nic dobrego na temat królestwa Lenos. Nie wiem jakim cudem książę zdołał zjednoczyć państwa sojuszu. Może faktycznie wojna wszystko zmienia…

– Myślisz, że Xellos miał z tym coś wspólnego?

Lina milczała przez długą chwilę, przyglądając się szarym ścianom namiotu w zamyśleniu.

– Może – odparła w końcu. – Szukaliśmy go przez rok. Bez skutku. Z drugiej strony, nic nie wskazywało na to, żeby na świecie akurat działo się coś dziwnego. Wszystko zbiegło się wraz z tą wojną.

Amelia przytaknęła niepewnie i przez moment obie siedziały w milczeniu. Z oddali do namiotu płynął gwar rozmów i szczęk żelaza. Nagle znów zaczęła odczuwać niepokój.

– Co miałaś na myśli, mówiąc, że nie słyszałaś nic dobrego na temat Lenos? – zagadnęła, chcąc wypełnić czymś niespokojne oczekiwanie.

Lina pochyliła się delikatnie, a przez jej twarz przemknął cień uśmiechu.

– A co? Ciekawią cię pikantne szczegóły na temat przyszłego kandydata do twojej ręki?

– To nie jest zabawne! – obruszyła się Amelia, krzyżując ramiona na piersi.

– Trochę jest – zaśmiała się czarodziejka. – Mówiłam ci już wiele razy, żebyś się nie martwiła. Nie pozwolę na to – zapewniła. – Co do Lenos… Słyszałam, że członkowie tego rodu zawsze lubili się z czarną magią. A mówiąc czarną, nie mam na myśli jakiejś pierwszej z brzegu klątwy. Jednak królewska para z Lenos zmarła jakieś półtora roku temu. Ponoć statek, którym podróżowali, zatonął.

– Rozumiem, że aktualny książę to ich syn?

– Król miał dwóch synów. Starszy Ravi i jego młodszy brat Kilian. Wygląda na to, że to właśnie im udało się dokonać zjednoczenia państw sojuszu.

– To dość… imponujące – przyznała niechętnie księżniczka.

– Prawda?

– Tym bardziej nie rozumiem czemu książę Lenos miałby być zainteresowany ślubem ze mną. Po co mu księżniczka, której państwo od roku jest w stanie wojny.

– Czy ja wiem… – Lina wzruszyła lekko ramionami. – Popatrzmy… Może dlatego, że pomimo wojny Saillune nadal jest ważnym graczem. Poza tym jakoś radzimy sobie od roku, co dla innych z pewnością znaczy, że nie jesteś tak słaba, jak mogli myśleć na początku. – Lina wyłamywała kolejne palce, wyliczając. – I nie zapominajmy o tym, że jesteś ładna, a książę czy nie, nadal to po prostu facet. Niestety nikt nie uwzględnił faktu, że jesteś już zajęta, ale to już ich problem. – Lina uśmiechnęła się promiennie.

– Zawsze mówisz o nim w taki sposób… – szepnęła Amelia, mnąc w dłoniach skrawek koszuli. Ton jej głosu sprawił, że nagle Lina ponownie spoważniała.

– Wybacz… – zaczęła zmieszana. – Chyba trochę mnie poniosło. Po prostu nie chcę myśleć inaczej. Wiem, że Zel gdzieś tam na nas czeka.

Amelia uniosła twarz, napotykając intensywne spojrzenie przyjaciółki. Nie ulegało wątpliwości, że Lina naprawdę w to wierzyła.

– Czasem zazdroszczę ci tej pewności…

– Sama zobaczysz, Amelio. Mam rację. Po prostu to wiem.

Zanim Amelia zdążyła odpowiedzieć, w wejściu do namiotu pojawiła się uśmiechnięta twarz Gourry’ego.

– Jeszcze nie śpicie? – zagadnął pogodnie.

– Czekałam, aż wrócisz. – Lina podniosła się krzesła i podeszła do przyjaciela. – Jak nastroje?

– Dobrze. Generał Pin-coś-tam jest dobrej myśli, co do jutra.

– Widzisz, Amelio? Wszystko będzie… – zaczęła Lina, jednak zanim zdążyła dokończyć do namiotu, odpychając stojącego w przejściu Gourry’ego, wpadł Arion.

– Wasza Wysokość! – krzyknął na powitanie. – Rozpalono ognie sygnałowe!

– I co w tym dziwnego? W końcu mamy tutaj wojnę – stwierdziła ironicznie Lina, kpiąco unosząc jedną brew.

– Zamilcz, czerwony diable! – Arion spiorunował Linę gniewnym spojrzeniem, zanim ponownie zwrócił się do Amelii: – Sygnały dochodzą z głębi kraju. Czekamy na posłańców, Wasza Wysokość. – Skłonił się nisko.

– Z głębi kraju? Jak to? – Amelia z przerażeniem spojrzała na przyjaciół.

– Co za cholera… – mruknęła Lina.

– Szybko, posłańcy najpierw dotrą do najbliższego punktu sygnałowego! – zarządziła Amelia, wybiegając pierwsza z namiotu.

Wtedy jeszcze nie mogła wiedzieć, że właśnie w tym momencie… przegrała.

 

***

No dobrze, tutaj robimy sobie małą pauzę, skoro obiecałam umieścić rozdział terminowo. :) Mam nadzieję, że nie przeszkadza wam narracja, w której pojawiają się takie retrospekcje, jak w tym rozdziale. Uznałam, że będzie ciekawiej ujawniać kawałki historii w ten sposób, zamiast po prostu „informować”, co się działo wcześniej. Dajcie znać, co o tym myślicie. Plus mam nadzieję, że na ten moment nie jest zbyt chaotycznie w fabule. Oczywiście mamy tu jeszcze sporo niewiadomych, które będą się wyjaśniać wraz z biegiem historii.

Updated: 30 Październik 2023 — 01:02

3 Comments

Add a Comment
  1. Dużo lepszy rozdział niż poprzedni. Zaskoczyłaś mnie obecnością Liny na wojnie! Kiedy człowiek myśli, że zaczyna jarzyć co się dzieje, wtedy wchodzisz ty – z nową rewelacją xdd bardzo dobry pomysły z wyjaśnianiem wszystkiego po kolei.

    1. Cieszę się! ^^ Hah, nie ukrywam, że staram się was zaskakiwać, także jeśli się udało, to bardzo mi miło. :)
      Znowu rozłożyło mnie jakieś choróbsko więc jest szansa, że kolejny rozdział pojawi się wcześniej. Zobaczymy, kiedy leki mnie trochę postawią na nogi. :)

  2. Podpiszę się pod słowami Belong, rozdział dużo lepszy niż poprzedni. Poprzednio przekazywałaś głównie informacje, co oczywiście jest potrzebne, ale tutaj artystyczną zabawę narracją. Pierwsze akapity przepięknie przechodzą od opisu czynności do opisu uczuć. Poznajemy jednocześnie sytuację lokalną- co Amelia robi w danym momencie, globalną, w jakiej jest sytuacji i mikrolokalną, co dokładnie myśli i czuje.

    Poruszyło mnie zdanie: „Kochała te blizny”. Jedno zdanie, a jak wiele mówi o zmianie jej emocji względem pierwszej części.

    Retrospekcja wpleciona w bardzo dobrym momencie. I mamy wreszcie Linę o Gourry’ego! Ten opis rozwiał moje wątpliwości sprzed dwóch rozdziałów. W sensie o zachowaniu Liny względem przyjaciółki. Bardzo pokrzepiająca jest wiara Liny w to, że Zel wróci. W tym momencie moje LZ serduszko zabiło z lekką satysfakcją :D.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

© 2018 Frontier Theme