Cz. 2 – Rozdział XI

Chciałam nieco dłuższy rozdział, ale jeszcze bardziej chciałam dotrzymać terminu, a więc wrzucam. W zamian powiem, że czas do kolejnego rozdziału nie będzie długi. :)

„Cisza przed burzą”

 

Kiedy opuszczała komnatę Łzy jej ciało drżało. Nie potrafiła jednoznacznie określić czy przyczyną tego stanu było zimno, czy wysiłek, którego właśnie doświadczyła. Ravi jak zwykle patrzył na nią beznamiętnie, bez słowa wyprowadzając na zamkowy korytarz.

– Zabierz księżniczkę do jej komnat – rzucił sucho do jednego ze strażników.

Amelia nie miała siły się sprzeciwiać. Z wdzięcznością ujęła zaoferowane ramię i zdezorientowana po prostu dała się poprowadzić.

Było jej niedobrze, korytarz wirował przed oczami, a nogi co chwila plątały się w długiej sukni. Jedynie pewny chwyt mężczyzny sprawił, że nie upadła, za co w duchu mu podziękowała.

– Żołnierzu, odtąd ja zajmę się księżniczką.

Zdziwiona uniosła twarz, dostrzegając znajomą postać, która zagradzała dalszą drogę.

– Kilian…

Brat Raviego uśmiechnął się przyjaźnie, zmierzając w ich kierunku.

– Pozwolisz? – zapytał, delikatnie łapiąc jej wolne ramię.

– Tak jest, Panie! – Strażnik posłusznie zasalutował, po czym odmaszerował, pozostawiając ich samych.

– Co tu robisz? – zapytała z trudem, kiedy ostrożnie ruszyli dalej.

– Martwiłem się. Słyszałem, że Ravi cię wezwał.

– Wszystko w porządku… – wydusiła, walcząc z drżeniem własnego głosu.

Kilian jedynie mruknął coś niezrozumiałego w odpowiedzi, w zamian przyciągając ją bliżej, tak żeby mogła swobodnie skorzystać z jego pomocy.

Trzymał ją inaczej niż strażnik. Tym razem pewny chwyt był jednocześnie ostrożny, zupełnie jakby bał się zrobić jej krzywdę nieuważnym gestem.

Kilian. Młodszy brat Raviego i jego całkowite przeciwieństwo. Pojawiał się zawsze wtedy, kiedy potrzebowała wsparcia i chociaż nigdy otwarcie nie sprzeciwił się bratu, Amelia wiedziała, że nie popierał wielu jego działań, a jednak brakowało mu odwagi, aby cokolwiek zmienić.

– Jesteśmy. – Kilian uśmiechnął się ciepło, otwierając drzwi do jej komnat, po czym ostrożnie skierował się w stronę sypialni.

W tym momencie nie bardzo ją obchodziło, jak bardzo niestosownym mógł być taki gest. Posłusznie ułożyła się na posłaniu, przymykając oczy ze zmęczenia i pozwalając Kilianowi usiąść na skraju łóżka.

– Dziękuję… – wyszeptała, czując, jak świat powoli wraca do równowagi.

– Potrzebujesz czegoś?

Z wahaniem pokręciła głową, ponownie otwierając oczy, aby na niego spojrzeć. Uśmiechał się delikatnie, jednak jego wzrok pozostał poważny. Był tak podobny do Raviego, a jednocześnie… zupełnie inny. Mimowolnie zerknęła na jego blizny. Szkarłatne ślady po oparzeniach, które ciągnęły się od linii skroni aż po lewy kącik ust.  Kilian zapuścił nawet włosy, aby blizny były mniej widoczne, jednak każdy jego uśmiech jedynie pogłębiał głębokie bruzdy na policzku. Kilka razy próbowała poznać ich historię, jednak Kilian za każdym razem po prostu unikał odpowiedzi, co sprawiło, że ostatecznie odpuściła.

– Znowu oglądasz moje blizny? – zapytał po chwili, nie kryjąc rozbawienia.

– Ja… – Amelia poczuła, że się czerwieni. – Wybacz, nie chciałam.

– To nie blizny mnie martwią. Zdążyłem już do nich przywyknąć. – Wzruszył ramionami z obojętnością. – Ravi znowu prosił cię o ustabilizowanie Łzy?

– Prosił? To chyba za wiele powiedziane…

– Zapewne masz rację.

– Dlaczego nie przekonasz go, żeby przestał? – zapytała, nie kryjąc wyrzutu.

Kilian zaśmiał się smutno.

– A myślisz, że by posłuchał? Jestem w niewiele lepszej sytuacji niż ty – przyznał cicho.

– Zapomniałeś dodać, że ciebie za tydzień nie będzie próbował zaciągnąć do łóżka – dorzuciła z obrzydzeniem, jednocześnie zaciskając powieki, aby powstrzymać łzy.

– Amelio… – Kilian jęknął cicho, zsuwając się z łóżka, aby przyklęknąć przy jej boku. Poczuła delikatny dotyk jego dłoni, kiedy odgarniał jej włosy z twarzy.

Przez moment miała ochotę go odtrącić. Nie miał cholernego prawa, aby porównywać się z nią!

Zagryzła wargi, czując metaliczny posmak w ustach.

– Przynajmniej spróbuj z nim porozmawiać. Tyle chyba możesz zrobić?

Kilian westchnął przeciągle.

– To zależy – odezwał się po chwili, wracając na wcześniej zajmowane miejsce.

– Od czego?

– Posłuchaj, wiem, że Ravi bywa trudny, ale naprawdę nie jest złym człowiekiem. Jest tylko trochę pogubiony…

– Jeśli nie chcesz mi pomóc, wyjdź – przerwała twardo.

Książę zamilkł, uciekając spojrzeniem na drugą stronę komnaty. Wiedziała, że jej słowa mogły zaboleć, a jednak miała już dość tej fałszywej troski. Jeśli naprawdę choć trochę się o nią martwił, powinien, chociaż spróbować przemówić bratu do rozumu. Przez moment liczyła, że jednak otrzyma jakąś odpowiedź lub deklaracje, jednak w zamian Kilian wstał, kłaniając się uprzejmie.

– Pozwolę ci odpocząć. Do zobaczenia na jutrzejszym balu, księżniczko – pożegnał się cicho, pozostawiając ją w niemym oburzeniu.

Kiedy zniknął za drzwiami, warknęła głośno, w przypływie bezradności posyłając jedną z poduszek jego śladem.

„Tchórz” – pomyślała rozgoryczona.

Nienawidziła tego wszystkiego. Poczucia, że Ravi rządził nimi wszystkimi, że przez niego stała się taka samotna. Myśl o bliskich, o ich nieobecności, sprawiła, że poczuła fizyczny ból w piersi. Owszem, sama wybrała tę drogę, ale czy naprawdę była jedyną możliwą?

***

Zelgadis zdecydowanie nie tak wyobrażał sobie powrót do Saillune. Druga noc spędzona w stajni sprawiła, że znowu obudził się obolały. Wokół unosił się charakterystyczny zapach siana, którym jak z bólem przyznał, zdążyły przesiąknąć jego ubrania. Wszystko dlatego, że po pierwsze nie mieli pieniędzy, a po drugie znalezienie wolnej gospody przed królewskim balem było po prostu niemożliwe. Całe szczęście stajnia miała niewielką antresolę, którą wybrali na tymczasową kryjówkę, dzięki czemu mogli przynajmniej uniknąć końskich pysków.

– Nirali, wstawaj. Już świata – zawołał, wyplątując twarde źdźbła z włosów.

Czarodziejka jęknęła z niezadowoleniem, przeciągając się na prowizorycznym posłaniu obok.

– Przysięgam. Nienawidzę koni – stwierdziła, unosząc się na łokciach i patrząc poważnie na odpoczywające w dole zwierzęta.

– Przyznaję, przez ostatnie lata też przywykłem do czegoś innego – stwierdził z lekkim uśmiechem.

– Widzę, że humor ci dopisuje.

– Nigdy w życiu nie stresowałem się bardziej.

Nirali obrzuciła go troskliwym spojrzeniem, wyciągając ukryty w stogu pakunek i średniej wielkości misę.

Ich przepustka na dzisiejszy bal.

– Przygotuj się. Wrócę za pół godziny. Powtórzymy wtedy cały plan.

Zelgadis przytaknął, jednocześnie rzucając krótkie zaklęcie, które napełniło naczynie wodą. Jeśli miał wtopić się w tłum na balu, z pewnością nie mógł cuchnąć stajnią.

Kiedy został sam, zdjął oblepione brudem ubranie i rozpoczął żmudną, w tych warunkach, próbę kąpieli. Zima woda stanowiła jedyną dostępną opcję. Obmywając ciało, jego dłonie mimowolnie natrafiły na zawieszony na szyi kryształ, sprawiając, że zamarł na moment.

Czy faktycznie mógł liczyć na to, że Amelia go nie rozpozna?

Pokręcił głową, odganiając się od natrętnych myśli.

Później będzie się tym martwić.

Kiedy skończył, sięgnął po pozostawiony przez siostrę pakunek. Z jego wnętrza wydobył ich wczorajszą zdobycz – arcydzieło krawieckiej elegancji i najpiękniejszą szatę, jaką kiedykolwiek miał na sobie.

Wykonany z jedwabiu frak o głębokim, morskim odcieniu, z delikatnym połyskiem, doskonale przylegał do sylwetki, podkreślając jej smukłość i uwydatniając linie muskulatury. Haftowane zdobienia błyszczały delikatnie w świetle jak iskry na powierzchni morskiej fali. Złote guziki, solidne i lśniące, podobnie jak buty polerowane na wysoki połysk, przyciągały uwagę jako subtelne akcenty luksusu. Biała koszula i dopasowane spodnie stanowiły idealne tło, dopełniając całości stroju. Nieco niezręcznie przewiązał na szyi czarną apaszkę, czując, że tak ubrany mógłby faktycznie uchodzić za szlachcica.

Zdobycie tego skarbu byłoby oczywiście niemożliwe, gdyby nie ich wczorajsza, przemyślana akcja. Późnym wieczorem czekali przy głównym rynku, wypatrując wracających z popijaw bogaczy, zbliżonych posturą do Zelgadisa. Wystarczająco pijany jegomość znalazł się szybciej, niż myśleli. Facet był zalany w trupa, a w dodatku nie miał dość zabawy. Gdy tylko Nirali go zagadnęła, proponując miłą chwilę na osobności, nawet się nie zastanawiał i bezmyślnie dał się zaprowadzić w miejsce, w którym już czekał Zelgadis. Dalej wystarczyło proste zaklęcie i facet pozostał w samej bieliźnie, smacznie śpiąc na tyłach jednego z zajazdów. Kiedy się obudzi, z pewnością stwierdzi, że po prostu przeholował z alkoholem. Tyle szczęścia, że gości, takich jak on, było w stolicy na pęczki przed balem.

Nirali wróciła o omówionym czasie, niosąc kolejny pakunek w dłoni.

– Wyglądasz – przystanęła, przyglądając mu się z zachwytem – luksusowo!

Zelgadis zaśmiał się cicho.

– To najgorszy komplement, jaki kiedykolwiek usłyszałem.

– Przesadzasz. Miałam na myśli, że wyglądasz naprawdę dobrze. W tym stroju nie będziesz rzucał się w oczy na balu. Musimy tylko zrobić coś z włosami – stwierdziła, rozpakowując niewielkie zawiniątko trzymane w dłoni.

– Co to? – Zelgadis podejrzliwie pochylił się w jego kierunku. Pudełko nie miało żadnej etykiety.

– To proszek do farbowania włosów. Jakiś najnowszy wynalazek z tutejszego bazaru.

– Do farbowania… co?!

– Włosów, kretynie! Może nie masz już ciała chimery, ale twoje włosy nadal są charakterystyczne. Musimy zminimalizować wszelkie ryzyko, że Amelia mogłaby cię rozpoznać w tłumie. Musisz się do niej zbliżyć i odciągnąć od Raviego. Tylko wtedy będziesz mógł z nią porozmawiać. Do tego czasu Amelia nie może dowiedzieć się, kim jesteś, w przeciwnym razie przestanie się zachowywać i wzbudzi natychmiastowe podejrzenia.

– I co ja mam – przerwał zakłopotany – niby z tym zrobić?

– Masz siedzieć cicho i dać mi pracować – stwierdziła, przewracając oczami.

Zanim zdążył zaprotestować Nirali usadziła go na podłodze, rozpoczynając wcieranie wynalazku w jego włosy i układanie ich.

– Pamiętasz co robić? – podjęła.

– Nie wzbudzać podejrzeń. Zachowywać się jak każdy zadufany w sobie szlachcic i najlepiej z nikim dodatkowo nie rozmawiać – odpowiedział mechanicznie.

– I?

– Nie wariować na widok Amelii. Znaleźć sposób, aby odciągnąć ją od tłumu i wyjawić kim jestem.

– Dopiero WTEDY wyjawić kim jesteś! – poprawiła stanowczo, nieco mocniej dociskając palce do jego głowy.

– Jasne!

– Mówię poważnie, Zel. To może być jedyna szansa, aby się do niej dyskretnie zbliżyć. W razie potrzeby będę obok, spróbuję wtopić się gdzieś pomiędzy służbę. Niestety w przeciwieństwie do ciebie nie dostałam nowej, lepszej twarzy więc nie będę wystawiać się na pierwszy plan. No! Gotowe! – dokończyła z zadowoleniem, przyglądając się oceniająco jego twarzy.

– I jak?

– Brwi są nieco za jasne. – Delikatnie pochyliła się w jego kierunku, wcierając odrobinę proszku nad oczami. – Tak lepiej.

– Dzięki – mruknął, w duchu żałując, że nie miał pod ręką lustra, aby ocenić efekt metamorfozy.

Czarodziejka ukłoniła się z teatralną przesadą.

– Co tylko Pan sobie zażyczy, Wasza Wysokość.

– Nirali, proszę…

– Lepiej się przyzwyczajaj. A teraz daj mi chwilę, przebiorę się i dołączę do ciebie przed stajnią. Mamy jeszcze kilka godzin do balu. W sam raz żeby coś zjeść, wczuć się nieco w rolę i dostać na zamek.

Nirali dołączyła do niego chwilę później, ubrana w schludną, prostą sukienkę, dzięki której miała nadzieję zniknąć wśród zamkowej służby. Ostatnie złote monety wymienili na skromny posiłek, co było dość zabawne, ponieważ aktualny wygląd Zelgadisa sprawiał, że ludzie z góry traktowali go jak kogoś o wysokim statusie społecznym. Za zdziwieniem zauważył także, że przyciągał wzrok kobiet, które chichotały podekscytowane, kiedy mijał je na ulicy.

– Już czas – ocenił, przyglądając się znikającemu na horyzoncie słońcu.

Spora część tłumu zaczęła kierować się w stronę zamku.

Aby dostać się na bal, należało przejść przez główną bramę i potwierdzić swoją obecność, która następnie była weryfikowana z listą gości. To oczywiście sprawiało, że nie mogli wejść bramą. W zamian zgodnie z ułożonym wcześniej planem, udali się na tyły, gdzie wysoki mur oddzielał królewskie ogrody.

– To powinno być gdzieś tutaj… – mruknął Zel, idąc w skupieniu wzdłuż muru.

Kiedy dostrzegł gęsty bluszcz obrastający jedną ze ścian murowanej konstrukcji, przyłożył do niej dłoń, ostrożnie przesuwając się naprzód. Szukał wgłębienia, pęknięcia w murze, które kiedyś pokazała mu Amelia. Było całkowicie ukryte pod gęstą roślinnością, co sprawiało, że nie wiedział o nim nikt spoza zamku i jak miał nadzieję Zelgadis, do tej pory nic z nim nie zrobiono.

– Jest! – sapnął podekscytowany, wyczuwając pod palcami skraj szczeliny.

Złapał Nirali za dłoń, przyciągając bliżej ściany, tak aby gęsta roślinność skryła ich obecność. Odczekali długą chwilę, chcąc upewnić się, że do zamku dotarło już wystarczająco dużo gości, po czym na jednym wdechu ruszyli w głąb zarośniętego przejścia.

Updated: 5 Luty 2024 — 02:12

4 Comments

Add a Comment
  1. Jestem pełna podziwu i trochę w szoku, że udało ci się dotrzymać terminu! Napięcie rośnie! Mam nadzieję, że Amelia i Zelgadis się spotkają i Żel dowie się o Łzie! Liczę na odwiedź na dwa pytania – jak Łza znalazła się w Królestwie i dlaczego Lina i Gaurry są poszukiwani

    1. Starałam się, kolejny również będę działać, aby pojawił się w zapowiedzianym terminie. 😀
      Odpowiedź na te pytania na pewno pojawi się niedługo!

  2. Oj, czuć zbliżająca się kulminację :). Amelko, jeszcze tylko trochę! Twój książę nadchodzi! <3 Czekam niecierpliwie na moment ich spotkania :)

    1. Haha, weź jak to brzmi. Wygląda na to, że sama używam tego motywu, o którym ostatnio rozmawiałyśmy. Haha. 😀

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

© 2018 Frontier Theme