Cz. 2 – Rozdział XIII

„Lina”

– Zel?

Znajomy głos przenikał do jego umysłu, przypominając odległe echo.

– Zel…

Nieprzerwane nawoływanie stawało się coraz wyraźniejsze, a mrok otulający jego świadomość zaczął wreszcie ustępować.

Rozpoznawał ten głos.

– Lina? – wyszeptał, powoli otwierając oczy.

Nie mylił się.

Czarodziejka pochylała się nad nim, intensywnie się przyglądając. Kiedy napotkała jego spojrzenie, odruchowo zakryła dłonią usta, cofając się o krok. Pokręciła głową oszołomiona, przez moment nie będąc w stanie wydusić z siebie żadnego słowa.

Nie wiedział, jak powinien zareagować. Byli sami w zupełnie obcym pokoju. Usiadł ostrożnie, nie spuszczając jej z oczu. Jednocześnie emocje rozsadzały go od środka, drapiąc ostrymi pazurami i rwąc wewnętrznie. Nagle, bez ostrzeżenia, poczuł ciepłe krople na policzkach. Płacz, tak obcy, wyrwał się z jego piersi, wydobywając na powierzchnię wszystkie uczucia, które przez lata, tak skrupulatnie ukrywał. Przycisnął dłonie do twarzy, kuląc się w sobie.

Po raz pierwszy nie stawiał oporu.

Był zmęczony.

Zbyt zmęczony walką z samym sobą i zbyt udręczony tęsknotą, aby to powstrzymać.

Jego ciało zadrżało pod napływem bolesnych wspomnień. Dzień, w którym podążyli za Kazuki’m. Dzień, w którym stracili Amelię i chwila, w której odkrył, że zupełnie o nim zapomniała. Umowa z Acedią. Kłamstwa, kłamstwa, niezliczona ich ilość, wśród których miotał się na oślep, próbując znaleźć jakiekolwiek wyjście. Dzień, w którym odkrył prawdę o sobie, kiedy poznał Nirali i ten, w którym po raz ostatni widział przyjaciół. Ulga, że przeszli przez to wszystko, że zdołał wrócić, że znów mieli szansę, że przecież po drodze nie ponieśli jedynie strat. To było jak przebudzenie po długim koszmarze. Moment, w którym budzisz się, uświadamiając sobie, że jesteś bezpieczny, a to wszystko, to był tylko zły sen.

Lina ostrożnie przysiadła obok, nieśmiało dotykając jego ramienia.

– Przepraszam… – wychrypiał, próbując zebrać się w sobie.

– Zel. – Zdecydowanym ruchem przyciągnęła go do siebie, zamykając w mocnym uścisku. Pewność, z jaką tym razem wymówiła jego imię, stanowiła ostateczny dowód…

Naprawdę wrócił do domu.

– Wiedziałam, że wrócisz.

Bez słowa objął ją mocniej, trzymając z całej siły, jakby bał się, że znów ją straci. W tym jednym momencie otoczony ciepłem jej ramion poczuł, że może ostatecznie odetchnąć.

Po kilku minutach chaos w jego wnętrzu zaczął ustępować. Odsunął się delikatnie, wstydliwie przecierając policzki i uciekając spojrzeniem.

To wszystko, to był tylko zły sen.

– Odzyskałeś swoje ciało – stwierdziła Lina i pomimo zaczerwienionych oczu, uśmiechnęła się uspokajająco. – Jak?

W odpowiedzi wydobył spod koszuli niewielki kryształ, jednocześnie uświadamiając sobie, że całe jego dłonie i ubranie pokrywał biały pył.

– Przysięgam, że opowiem ci o wszystkim, ale powiedz, co z Nirali i Amelią? Dlaczego nas zaatakowałaś? – Ścisnął trzymany kryształ z obawą.

– Zaatakowałam? – Lina roześmiała się szczerze. – Zel, mam ci tak wiele do powiedzenia! – Pochyliła się w jego kierunku, łapiąc za dłoń. – Nie martw się, Nirali i Amelia są bezpieczne. Uprzedzając twoje pytanie, nie wiem, jaki miałeś plan, ale Amelia już wie, że tu jesteś. Jak tylko odzyskała przytomność, krzyczała na mnie dobrą godzinę, mówiąc, że o mało was nie zabiłam oraz żądała, aby cię zobaczyć.

Zelgadis niepewnie rozejrzał się po niewielkim pomieszczeniu, przypominającym surowo urządzoną sypialnię, jednak, co ze zdziwieniem zauważył, pozbawionym okna.

– Gdzie my właściwie jesteśmy? Co się stało? – zapytał zdezorientowany.

– To nasza kryjówka. Nic nam tu nie grozi – wyjaśniła spokojnie. – Naszym celem była Amelia, mieliśmy jedynie zrobić trochę zamieszania i zabrać ją z zamku. Nie miałam pojęcia, że zjawisz się tam akurat teraz. Kiedy cała sala zaczęła się sypać, Nirali ruszyła w naszym kierunku, wykrzykując twoje imię. Byłam w takim szoku, że po prostu zamarłam. Nirali zdążyła cię odepchnąć, zanim spory kawał gruzu zwalił się wprost na ciebie. Niestety przy okazji zraniła się w nogę, ale spokojnie, dochodzi do siebie. Upadając, dość mocno uderzyłeś się w głowę. Nie czujesz?

– Nie… – odparł zmieszany, jednak kiedy dłoń Liny delikatnie dotknęła jego skroni, syknął zaskoczony.

– Wybacz. – Cofnęła dłoń, uśmiechając się przepraszająco. – Zgaduję, że ciało chimery miało jednak swoje zalety. Teraz jesteś taki…

Lina zamilkła na moment, szukając właściwego określenia.

– Przystojny? – zagadnął zaczepnie, szturchając ją kolanem.

– Głupi. – Pokręciła głową z rozbawieniem. – Chyba chciałam powiedzieć… kruchy. Musiałam się upewnić, że to naprawdę ty. Dlatego nie pozwoliłam Amelii tu przyjść i jakimś cudem, tym razem mnie posłuchała. Chyba sama trochę nie dowierzała, że to naprawdę ty… Tak dużo się wydarzyło, podczas twojej nieobecności…

Poczuł bolesne ukłucie w piersi. Odruchowo ścisnął ramię przyjaciółki i przez długą chwilę siedzieli obok siebie w całkowitej ciszy.

– Hej… – zagadnął wreszcie – jestem tu. Wróciłem.

– Cieszę się – szepnęła Lina. Jej oczy zaszkliły się niebezpiecznie. – Nie masz pojęcia, jak cholernie mi ciebie brakowało.

– Wiem, Lina – odpowiedział cicho.

Zanim zdążył dodać coś jeszcze, Lina pociągnęła go za ramię, ponownie przytulając.

– Jesteś skończonym kretynem, Zel – wymamrotała łamiącym się głosem.

Odwzajemnił uścisk, uśmiechając się delikatnie.

– Tęskniłem.

– Wiem.

Na moment ponownie zastygli w ciszy, po prostu ciesząc się wzajemną obecnością. Nie ważne, o jakich słowach Zelgadis myślał, wszystkie wydawały się zbyt małe i ciasne, aby pomieścić ogrom tego, co właśnie czuł.

– Amelia czeka. – Lina przełamała milczenie, powoli wstając. – Nie mogę cię w nieskończoność przetrzymywać w tym pokoju. Chociaż mam ci tak wiele do powiedzenia, zaczekam jeszcze chwilę. Nirali prosiła, żebyś się nie martwił i zajrzał do niej jutro. Odpoczywa w jednym z pokoi. Przekaże jej, że jesteś cały.

– A co z Gourry’m? – zapytał nagle.

– W porządku. Za nim jedynym nie wysłano listów gończych, więc kazałam mu pokręcić się w okolicy zamku, żeby miał oko na księcia. Powinien niedługo wrócić. Będzie szczęśliwy, kiedy dowie się, że wróciłeś.

Lina stanęła przy drzwiach, patrząc na niego z wahaniem.

– Przyniosłam ci trochę czystych ubrań. – Wskazała ręką na niewielki stosik w rogu łóżka. – Nie było cię tak długo… Pomyślałam, że będziesz chciał… Pewnie nie chciałbyś, żeby Amelia… Och, wiesz, co mam na myśli. – Wzruszyła ramionami, przerywając nieskładne wyjaśnienia.

Uśmiechnął się z wdzięcznością, jednocześnie czując narastający w żołądku ciężar.

– Dziękuję.

– Poczekam na zewnątrz. – Lina przymknęła drzwi, wychodząc na pogrążony w ciszy korytarz.

Zelgadis najszybciej jak mógł, zrzucił zniszczony strój i doprowadził się do porządku. Na moment przystanął przed drzwiami, biorąc głęboki wdech.

Był gotowy.

W chwili, w której wyjrzał z pokoju, zamarł z niedowierzaniem.  Zamiast oczekiwanego widoku korytarza, zobaczył długi, pogrążony w półmroku tunel. Wzdłuż ścian, wykonanych z surowego kamienia, dostrzegł kolejne zamknięte drzwi i przytknięte w ich pobliżu pochodnie. Rozejrzał się zdziwiony. Lochy? Nie był w stanie właściwie ocenić. A panująca ciemność nie ułatwiała zadania. Nie słyszał też żadnych dźwięków, rozmów, zupełnie nic. Jedynie cisza, okrywająca wszystko, jak gruby koc i unosząca się w powietrzu wilgoć.

Lina obróciła się w jego kierunku, kiwając z aprobatą i wyraźnie ignorując jego zdziwienie.

– Trochę mi zajmie, zanim przyzwyczaję się do twojego wyglądu – stwierdziła, niespodziewanie łapiąc go za dłoń i ciągnąc w głąb tunelu. Czuła się tu wyraźnie swobodnie.

– Lina, co to za miejsce?

– Och. – Czarodziejka roześmiała się lekko. Echo jej głosu odbiło się od kamiennych ścian, sprawiając wrażenie, jakby zaśmiało się wszystko dookoła. – Jesteśmy w posiadłości rodziny Alveron.

– Posiadłości? Szczerze mówiąc, to bardziej przypomina lochy niż posiadłość – zauważył sceptycznie.

– Blisko, choć nie do końca. Markus Alveron był Arcykapłanem królewskich magów Saillune. Jeszcze za życia Philla, ma się rozumieć. Alveron został zamordowany, podobnie jak inni ważni czarodzieje z Saillune, niedługo po tym, kiedy rodzina Lenos wmieszała się w sprawy Saillune. Alveron szkolił tutaj młodych kandydatów, ubiegających się o wstąpienie do Królewskiej Służby Magicznej. Jednym z elementów szkolenia była medytacja i modlitwa. Używano wtedy tych pomieszczeń, aby nie zakłócać ich spokoju. Teraz mieszka tu jedynie pani Alveron. Pomaga nam.

– Zamordowano? Chcesz mi powiedzieć, że te wszystkie listy gończe za magami, to tak naprawdę wyroki śmieci? – odparł zszokowany.

– Mmm, a więc je widziałeś?

– Trudno było przeoczyć.

– Faktycznie… – odparła wymijająco.

– Lina, zaczekaj! – Przystanął nagle, rozkładając szeroko ramiona. – Powiedz mi, co się tutaj właściwie dzieje? Dlaczego książę Lenos nakazał mordowanie magów Saillune? Dlaczego Amelia… – zamilkł, szukając właściwych słów.

– Dlaczego Amelia zgodziła się go poślubić? – Lina westchnęła ciężko w odpowiedzi. – Zdaje się, że to długa i skomplikowana historia, Zel. Nie wiem, kiedy wróciłeś i jak dużo wiesz. Jeśli mam być szczera, mnie też brakuje kilku elementów tej układanki. Prawdziwą odpowiedź zna jedynie Amelia. Więc? – podjęła nagle. – Wolisz się nad tym teraz zastanawiać, czy po prostu w końcu się z nią zobaczysz?

Zamilkł, zagryzając wargi.

Nie był pewny, jak Amelia zareaguje na jego powrót, na to, jak bardzo zmienił się przez ten czas. W jego umyśle malowały się różne scenariusze – od radości i entuzjazmu, po odrzucenie i gniew. Owszem, widział ją na balu. Dotknął jej. Rozmawiał z nią. Problem w tym, że zrobił to jako ktoś zupełnie obcy.

– Martwisz się? – zauważyła Lina, przyglądając mu się z uwagą.

Przytaknął niepewnie.

– Domyśliłam się. W końcu z jakiegoś powodu jeszcze stąd nie wybiegłeś, wrzeszcząc i szukając jej po całym dworze. – Uśmiechnęła się współczująco.

– Chyba po prostu inaczej sobie wyobrażałem to wszystko. Tymczasem, zjawiam się po trzech latach i omal znowu nie zginęliśmy. Narażam Amelię na niebezpieczeństwo za każdym razem, kiedy pojawiam się w pobliżu… – wyrzucił gorzko.

– Naprawdę? – Lina przewróciła oczami wyraźnie zirytowana. – Większych bzdur dawno nie słyszałam. I żebyśmy mieli jasność, tym razem to ja naraziłam was na niebezpieczeństwo, nie ty, więc może skończysz z braniem win całego świata na siebie?

Uniósł wzrok zdziwiony nagłą szorstkością przyjaciółki.

– Nie patrz tak na mnie – dodała, krzyżując ramiona na piersi. – Ktoś powinien ci to w końcu powiedzieć. Masz pojęcie, jak bardzo Amelia za tobą tęskniła? Twoje zniknięcie złamało jej serce. A teraz marnujesz czas i każesz jej czekać. Weź się w garść i spraw, aby w końcu się uśmiechnęła, dobrze?

Odruchowo przytaknął, oszołomiony jej bezpośredniością.

– Masz rację – odezwał się w końcu, wypuszczając głęboki oddech, który przez chwilę tkwił w jego piersi jak kamień.

– Tak lepiej. – Lina pokiwała z aprobatą. – Chodźmy.

Ruszyli dalej w milczeniu. Po kilku minutach dotarli do końca tunelu i stromych schodów prowadzących na wyższe piętro. Zelgadis spodziewał się, że pójdą do góry, jednak Lina zatrzymała się przed drzwiami tuż przy schodach. Spojrzała na niego z uśmiechem.

– Żałuję, że okoliczności nie są lepsze, ale jesteśmy teraz poszukiwani przez całe królestwo – wyjaśniła, po czym bez ostrzeżenia zapukała. Mrugnęła do niego porozumiewawczo i zanim zdążył zareagować, pozostawiła go samego, kierując się na wyższe piętro.

Niepewne „proszę” dobiegło zza drzwi.

Ten głos…

Chwycił klamkę drżącą dłonią, czując, jakby nagle całe jego życie sprowadziło się do tego jednego momentu. Stare zawiasy zaskrzypiały cicho, gdy wreszcie odważył się wejść.

Jego spojrzenie natychmiast padło na Amelię.

Była przepiękna.

W balowej sukni sprawiała wrażenie, jakby ostatnie godziny w ogóle się nie wydarzyły. Jedynie kilka niesfornych kosmyków, wymknęło się temu starannemu złudzeniu, teraz luźno opadając na jej blade ramiona.

Nie wiedział, jak zacząć.

Zastygł pod jej intensywnym spojrzeniem, czując jedynie łomot własnego serca.

***

Kurtyna. 😉

Przyznam, że miałam dość duży problem z tym rozdziałem i z początku chyba nie za bardzo wiedziałam, jak się za niego zabrać.

Myślałam o tym, jak mógłby czuć się Zelgadis, widząc bliskich po raz pierwszy od lat. Chcąc zachować jakąkolwiek realność portretu psychologicznego, zaczęłam się zastanawiać, co ja zrobiłabym w takiej sytuacji? Odpowiedź przyszła dość szybko. Uznałam, że zaczęłabym płakać. Chciałabym, aby przynajmniej na chwilę, odsunąć na bok wszystkie pytania i odpowiedzi. Stąd taka, a nie inna reakcja Zelgadisa. Tak to poczułam. Jestem ciekawa, co wy uważacie?

Druga kwestia – nie chciałam urywać rozdziału w tym momencie. Naprawdę! Siedziałam przy tym fragmencie od kilku dni, aż dziś dotarło do mnie, że potrzebuję tu zmiany narracji, aby wszystko płynnie skleić. Stąd już wam mogę powiedzieć, że następny fragment zobaczymy oczami Amelii. ;3 Mam nadzieję, że ta zmiana narracji pomoże mi w pisaniu kontynuacji. Mam też nadzieję, że jest „jakoś”, bo w ostatnim czasie nie byłam zbytnio zadowolona z mojego pisania, czując, że słowa mi… uciekają i jakoś nie kleją się w konstrukcje, z których byłabym zadowolona?

Pozdrawiam was ciepło i do zobaczenia niebawem. Dziękuję, że nadal tu jesteście! <3

Updated: 11 Kwiecień 2024 — 23:09

2 Comments

Add a Comment
  1. Jeśli miałaś problem z tym rozdziałem to kompletnie tego nie czuć! Genialnie pokazałaś relację Liny i Zela, platoniczną miłość. A płacz Zelgadisa dopełnia przemianę, którą przeszedł przez te wszystkie lata. Nie mogę się doczekać następnego rozdziału

    1. Cieszę się! Trochę rozwiałaś moje wątpliwości także bardzo dziękuję! <3

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

© 2018 Frontier Theme